Siostra Tomasza Mackiewicza: Brat przeżyje cudem
- Tomek ma problemy z oddychaniem. Jego mózg jest niedotleniony. Jeżeli przeżyje, to będzie cud - mówi nam siostra Tomasza Mackiewicza, pani Małgorzata. Alpinista utknął w Himalajach na wysokości 7400 metrów.
26.01.2018 17:39
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jakie są najświeższe informacje o stanie zdrowia pani brata?
Małgorzata Sulikowska, siostra Tomasza Mackiewicza: Najświeższe informacje i z najbliższego źródła, czyli żony Tomka, Ani, pochodzą z smsów wysyłanych do nas przez Elisabeth Revol. Są to krótkie wiadomości, telegramy. Eli oszczędza baterię. Napisała: "idę po pomoc. Tomek wygląda tragicznie". Potwierdzam, Elisabeth schodzi, na pewno nie zostawiła brata martwego. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ruszyła w dół. Mam tylko nadzieję, że Tomek nie powiedział jej: "idź, bo zginiemy razem".
Dlaczego pani brat i Elisabeth Revol się rozdzielili?
Eli i Tomek pozostają bez jedzenia od przedwczorajszej nocy. Pewnie zakładali, że wrócą do bazy na wysokość 5900 metrów. To punkt, w którym mają zapasy, powerbanki do ładowania telefonów. Eli na pewno nie wróci do Tomka. Jest zbyt bardzo wyczerpana. Z bazy przynajmniej ją będą mogli zabrać helikopterem i przetransportować do szpitala. Wierzę, że Eli sobie poradzi. Co do Tomka... bardzo chciałabym wierzyć... to twardziel, który z niejednej opresji w życiu wychodził, ale jeżeli szwankuje organizm... Tomek ma problemy z oddychaniem. Jego mózg jest niedotleniony. Jeżeli przeżyje, to będzie cud.
Wie pani, co sprawiło, że pani brat i Revol utknęli na wysokości 7400 metrów?
Myślę, że zawiódł organizm. Nie można się dobrze przygotować na warunki, jakie panują na 8 tysiącach metrów.
Helikopter ratunkowy po pani brata ma wystartować w sobotę o godzinie 8 rano tamtego czasu (4 rano w Polsce).
Ania mówi, że na miejscu bardzo prężnie działa oddział pakistańskiego wojska. Organizacje wojskowe wysyłają ludzi w stronę Eli. Wiadomo, dotarcie do niej nie zajmie im pięciu minut, ale może w którymś momencie uda się im ją spotkać. Silnym i wypoczętym facetom dotarcie tam zajmie ok. kilkunastu godzin. Jeżeli chodzi o helikopter - akcja ratunkowa cały czas jest na etapie planowania. To nie są jeszcze rzeczy postanowione. Wszystko bardzo utrudnia pogoda. Jest tam bardzo silny wiatr.
Udało się zebrać środki na akcję ratunkową? To ok. 50 tysięcy dolarów.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych najpierw odesłało mnie z kwitkiem, ale ostatecznie zadeklarowało, że sfinansuje akcję ratunkową. Nie wiem, czy będziemy musieli zwrócić pieniądze, czy będzie to dobry gest państwa. Jeżeli Tomka uda się odratować, to kwestia uratowania mu życia w specjalistycznej klinice też będzie słono kosztować. Zadzwoniłam w piątek do Narodowego Funduszu Zdrowia i powiedziałam, że nie jestem w stanie zebrać 200 tysięcy złotych w kilka godzin. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy nam pomagają. Jesteśmy bardzo wdzięczni, pomoc i reakcja społeczeństwa przeszły moje najśmielsze oczekiwania. To nas przerosło.
Muszę zadać to pytanie. Czy pani, żona pana Tomasza, wierzycie, że przeżyje?
- Tomek ma problemy z oddychaniem. Jego mózg jest niedotleniony. Jeżeli przeżyje, to będzie cud - mówi nam siostra Tomasza Mackiewicza, pani Małgorzata. Alpinista utknął w Himalajach na wysokości 7400 metrów.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jakie są najświeższe informacje o stanie zdrowia pani brata?
Małgorzata Sulikowska, siostra Tomasza Mackiewicza: Najświeższe informacje i z najbliższego źródła, czyli żony Tomka, Ani, pochodzą z smsów wysyłanych do nas przez Elisabeth Revol. Są to krótkie wiadomości, telegramy. Eli oszczędza baterię. Napisała: "idę po pomoc. Tomek wygląda tragicznie". Potwierdzam, Elisabeth schodzi, na pewno nie zostawiła brata martwego. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ruszyła w dół. Mam tylko nadzieję, że Tomek nie powiedział jej: "idź, bo zginiemy razem".
Dlaczego pani brat i Elisabeth Revol się rozdzielili?
Eli i Tomek pozostają bez jedzenia od przedwczorajszej nocy. Pewnie zakładali, że wrócą do bazy na wysokość 5900 metrów. To punkt, w którym mają zapasy, powerbanki do ładowania telefonów. Eli na pewno nie wróci do Tomka. Jest zbyt bardzo wyczerpana. Z bazy przynajmniej ją będą mogli zabrać helikopterem i przetransportować do szpitala. Wierzę, że Eli sobie poradzi. Co do Tomka... bardzo chciałabym wierzyć... to twardziel, który z niejednej opresji w życiu wychodził, ale jeżeli szwankuje organizm... Tomek ma problemy z oddychaniem. Jego mózg jest niedotleniony. Jeżeli przeżyje, to będzie cud.
Wie pani, co sprawiło, że pani brat i Revol utknęli na wysokości 7400 metrów?
Myślę, że zawiódł organizm. Nie można się dobrze przygotować na warunki, jakie panują na 8 tysiącach metrów.
Helikopter ratunkowy po pani brata ma wystartować w sobotę o godzinie 8 rano tamtego czasu (4 rano w Polsce).
Ania mówi, że na miejscu bardzo prężnie działa oddział pakistańskiego wojska. Organizacje wojskowe wysyłają ludzi w stronę Eli. Wiadomo, dotarcie do niej nie zajmie im pięciu minut, ale może w którymś momencie uda się im ją spotkać. Silnym i wypoczętym facetom dotarcie tam zajmie ok. kilkunastu godzin. Jeżeli chodzi o helikopter - akcja ratunkowa cały czas jest na etapie planowania. To nie są jeszcze rzeczy postanowione. Wszystko bardzo utrudnia pogoda. Jest tam bardzo silny wiatr.
Udało się zebrać środki na akcję ratunkową? To ok. 50 tysięcy dolarów.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych najpierw odesłało mnie z kwitkiem, ale ostatecznie zadeklarowało, że sfinansuje akcję ratunkową. Nie wiem, czy będziemy musieli zwrócić pieniądze, czy będzie to dobry gest państwa. Jeżeli Tomka uda się odratować, to kwestia uratowania mu życia w specjalistycznej klinice też będzie słono kosztować. Zadzwoniłam w piątek do Narodowego Funduszu Zdrowia i powiedziałam, że nie jestem w stanie zebrać 200 tysięcy złotych w kilka godzin. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy nam pomagają. Jesteśmy bardzo wdzięczni, pomoc i reakcja społeczeństwa przeszły moje najśmielsze oczekiwania. To nas przerosło.
Muszę zadać to pytanie. Czy pani, żona pana Tomasza, wierzycie, że przeżyje?
Nadzieja się tli, cały czas. Mimo że musiałby się zdarzyć cud, to nie zakładamy, że Tomek umrze. Ma trójkę dzieci: w wieku 9, 7 i 6 lat. To dwie dziewczynki i chłopiec. Nawet nie dopuszczamy ich do telefonu, mediów, żeby nie dowiedziały się, co przechodzi ich tata. Ja się cała trzęsę, nie jestem w stanie jeść, Ania płacze. Pocieszam ją, ale raczej to do niej nie trafia. Ale wierzymy, że go jeszcze zobaczymy.
Co wtedy?
Wtedy przywiążę go do kaloryfera. W żadne góry już nie wyjdzie. On jest tam najszczęśliwszy, mówi: ja się na dole duszę. W rozmowie z nim trudno o jakiekolwiek argumenty, ale nie tym razem, Tomek. To był twój ostatni raz.
Autor: Mateusz Skwierawski