Siedem apelacji w procesie dotyczącym śmierci przed nocnym klubem w Białymstoku
Siedem apelacji trafiło do Sądu Okręgowego w Białymstoku, który w październiku ubiegłego roku skazał na 3,5 roku więzienia pracownika ochrony jednego z nocnych klubów w mieście za nieumyślne spowodowanie śmierci 24-letniego mężczyzny.
02.02.2014 | aktual.: 02.02.2014 14:17
Zdarzenie miało miejsce w kwietniu 2012 roku, przed nocnym klubem przy ul. Lipowej w centrum Białegostoku. Uderzony ręką w twarz chłopak, którego ochrona nie chciała wpuścić do środka, upadł, uderzając głową o kamienne płyty. Zmarł w szpitalu.
Głównego oskarżonego sąd skazał za nieumyślne spowodowanie śmierci na 3,5 roku więzienia, ma on też zapłacić rodzinie zmarłego w sumie 44,6 tys. zł jako częściowe odszkodowanie i zadośćuczynienie. Kolejnych siedmiu pracowników ochrony tego klubu sąd uniewinnił od zarzutu nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu chłopakowi, ale pięciu z nich skazał za pobicie, jeszcze wewnątrz lokalu, brata 24-latka. Kary w tym przypadku, to od 3 do 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2-3 lata oraz po 1-4,5 tys. zł grzywny.
Jak poinformował rzecznik prasowy białostockiego sądu okręgowego sędzia Przemysław Wasilewski, zostało złożonych siedem apelacji. Wyrok zaskarżył prokurator, oskarżyciele posiłkowi oraz obrońcy pięciu oskarżonych, w tym głównego z nich, skazanego za nieumyślne spowodowanie śmierci.
Prokurator zaskarżył wyrok w całości - chce jego uchylenia i ponownego rozpoznania sprawy przez sąd pierwszej instancji. Kwestionuje m.in. wyrok wobec głównego oskarżonego i uważa za niewłaściwe przyjęcie, iż doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci a nie ciężkiego uszkodzenia ciała skutkującego śmiercią uderzonego (prokuratura domagała się za to kary 6 lat więzienia). Nie zgadza się też z uniewinnieniem siedmiu kolejnych pracowników ochrony od zarzutu nieudzielenia pomocy nieprzytomnemu, w sytuacji zagrożenia jego życia.
Za zbyt niskie prokurator uważa również kary dla pięciu ochroniarzy za zarzut pobicia brata chłopaka wewnątrz lokalu. Przeciwnego zdania są obrońcy czterech z tych skazanych. Chcą albo uniewinnienia albo uchylenia wyroku, a w jednym przypadku - przyjęcia też przez sąd, że to oskarżony został zaatakowany i działał w warunkach obrony koniecznej.
Wyrok zaskarżył też obrońca pracownika ochrony skazanego w pierwszej instancji za nieumyślne spowodowanie śmierci. Zarzuca wyrokowi "rażącą niewspółmierność kary" i chce łagodniejszej - dwóch lat więzienia.
Własną apelację złożyli rodzice zmarłego, którzy w procesie brali udział w charakterze oskarżycieli posiłkowych. W całości zaskarżyli wyrok wobec głównego oskarżonego. Uważają m.in., że błędem było przyjęcie nieumyślności działania tego sprawcy. W ich ocenie, działał on co najmniej z zamiarem ewentualnym, czyli mógł i powinien był przewidywać skutki swego zachowania. Chcą surowszej kary ale też wyższego zadośćuczynienia od niego, niż zasądzone przez sąd. Oskarżyciele posiłkowi nie zgadzają się też z uniewinnieniem siedmiu innych pracowników ochrony od zarzutu nieudzielenia pomocy ich nieprzytomnemu synowi.
Odwołania od wyroku rozpatrzy Sąd Apelacyjny w Białymstoku. Na razie jeszcze akta sprawy tam nie trafiły.
Sąd okręgowy przyjął, że oskarżony ochroniarz umyślnie uderzył 24-letniego chłopaka w twarz, co skutkowało co prawda niezbyt poważnymi obrażeniami, ale w wyniku tego uderzenia chłopak upadł do tyłu i uderzył głową o kamienne płyty chodnika, a to skutkowało bardzo poważnymi obrażeniami czaszkowo-mózgowymi i doprowadziło do zgonu w szpitalu. W ocenie tego sądu, można mówić o umyślności działania sprawcy tylko co do spowodowania obrażeń ciała, do których doszło bezpośrednio po uderzeniu ręką w twarz. Sąd przyjął, że sprawca nie uświadamiał sobie możliwych skutków po upadku i nie miał zamiaru spowodowania ciężkich obrażeń ciała u pokrzywdzonego, a tym bardziej jego śmierci, ale powinien to przewidywać.
Uniewinniając ochroniarzy od zarzutu nieudzielenia pomocy sąd wziął pod uwagę, że karetka przyjechała w ciągu 10 minut (ktoś zadzwonił po pogotowie w 3 minuty od upadku chłopaka na chodnik), a wśród zgromadzonych tam osób krążyła informacja o tym, iż ktoś już pogotowie wezwał. Sąd przyjął też, że niefachowa pomoc nic w tym przypadku by nie dała.