Sesja - czas zakuwania i ćpania
Kiedy przychodzi sesja egzaminacyjna, narkotykowi dilerzy zacierają ręce. Amfetamina i LSD zmieniają studentów w nafaszerowanych chemią supermanów. Tak oto narkotyki, które kojarzą się z degradacją, upadkiem i życiem na marginesie, zaprzęgnięto do walki o najlepszy stopień w indeksie, dobry start w życiu, przedsionek do kariery – pisze Krystyna Romanowska w najnowszym numerze tygodnika „Newsweek”.
19.01.2004 | aktual.: 19.01.2004 08:27
Niepostrzeżenie chemiczne dopalacze stały się równie popularnym stymulantem, jak żeń-szeń, red bull, kawa. Wszyscy są zadowoleni. Rodzice, bo dzieci zaliczają bez problemu kolejne przedmioty. Wykładowcy, bo na ich egzaminy przychodzą błyskotliwi studenci. Zadowoleni są też studenci, przynajmniej do czasu. - Narkotyki są jak witaminy: w nadmiarze szkodzą, ale gdy się je bierze umiejętnie, pomagają – tłumaczy na łamach tygodnika 21-letni Misiek, który do wszystkich dotychczasowych egzaminów podchodził - jak mówi - "nafukany", czyli na amfetaminowym haju. I wszystkie zdawał.
Nie wiadomo, ile z ponad dwóch milionów polskich studentów, takich jak Misiek, zdaje egzaminy w stanie "nafukania". Według różnych danych w Polsce mamy od 30 do 70 tys. osób uzależnionych od narkotyków, ale nikt nie wie, ile bierze narkotyki okazjonalnie dla zabawy albo podwyższenia skuteczności nauki. - Bez strzykawek, kompotu, brudu, bajzlu, AIDS i gotowania maku. Czysto, sterylnie i - jak im się wydaje - bez żadnych skutków ubocznych. Biorą amfetaminę, ekstasy, LSD - mówi „Newsweekowi” Janusz Sierosławski, socjolog z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, ekspert epidemiologii narkomanii. W tej grupie mieszczą się studenci "dopalający się" w czasie sesji. To koneserzy amfetaminy, która działa najdłużej i jest najskuteczniejsza. Używają jej w taki sam sposób, jak ich rodzice pili kawę – pisze Krystyna Romanowska.
Najwięcej biorą studenci tych uczelni, które na początku przyjmują większość chętnych, a główną selekcję przeprowadzają w czasie pierwszych dwóch sesji. Tam niezdanie egzaminu pociąga za sobą najwyższy koszt: utratę indeksu. Tak dzieje się w uczelniach rolniczych, ekonomicznych, na politechnikach, w wielu szkołach prywatnych – podaje tygodnik.