Seria pomyłek ws. eboli w Dallas. Administracja USA w defensywie
Republikanie ostro skrytykowali administrację USA za serię pomyłek, jakie towarzyszą wysiłkom, by powstrzymać ebolę w Dallas, gdzie od zainfekowanego zaraziły się dwie pielęgniarki. Apelowali też o wprowadzenie zakazu lotów z Afryki Zachodniej do USA.
Przedstawiciele administracji Baracka Obamy, w tym szef Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) Thomas Frieden przez cztery godziny odpowiadali na pytania kongresmenów ws. walki z ebolą. Do przesłuchania doszło dzień po tym, jak wyszło na jaw, że już druga pielęgniarka, która w szpitalu w Dallas opiekowała się pacjentem chorym na ebolę, zaraziła się tym wirusem. Ponadto okazało się, że tuż przed jej hospitalizacją, podróżowała samolotem, mimo że miała już lekką gorączkę, pierwszy z objawów eboli.
- Wraz z kolejnymi błędami amerykańska opinia publiczna każdego dnia coraz bardziej traci zaufanie do administracji i rządu - powiedział republikański kongresmen Tim Murphy. - Ludzie boją się i jak dotychczas odpowiedź (na ebolę) jest nie do zaakceptowania - wtórował mu kolega partyjny, kongresmen Fred Upton. Opozycja zarzuca administracji Obamy i CDC, że nie doceniła powagi i niebezpieczeństwa sytuacji w Dallas.
Błędy CDC
Jak ujawniły amerykańskie media, zarażona ebolą druga pielęgniarka to 29-letnia Amber Joy Vinson. Na niespełna 24 godziny przed diagnozą wsiadła do pasażerskiego samolotu lecącego z Cleveland do Dallas. Wcześniej zatelefonowała do CDC z zapytaniem, czy może lecieć i uzyskała zgodę. Frieden przyznał, że Vinson nie powinna była nigdzie lecieć, gdyż należała do kręgu osób, narażonych na zainfekowanie ebolą.
Zgoda na podróż pielęgniarki to kolejny błąd, jaki popełniono przy okazji zmagań z ebolą w Dallas. Tamtejszy szpital po raz pierwszy nie wykazał się należytą czujnością, gdy do lekarza zgłosił się z gorączką i bólem brzucha pod koniec września Liberyjczyk Thomas Eric Ducan. Mimo że poinformował, iż kilka dni temu przyleciał z Liberii, jednego z krajów najbardziej dotkniętych epidemią, odesłano go z receptą do domu.
Dopiero gdy dwa dni później wrócił do szpitala karetką, wysłano go do izolatki. Wyszło też na jaw, że przed wylotem do USA błędnie poinformował na lotnisku, że nie miał kontaktu z zakażonymi wirusem ebola. Ducan zmarł w ubiegłym tygodniu.
Frieden potwierdził w Kongresie, że obie pielęgniarki, które zaraziły się od Ducana, początkowo zajmowały się nim bez odpowiednich rękawiczek i stroju ochronnego, mimo że istniało już podejrzenie, że cierpi on na ebolę.
Jak ujawnił "Washington Post", kompletne stroje, chroniące od stóp do głów, personel opiekujący się Ducanem zaczął nosić dopiero po trzech dniach, gdy badania potwierdziły u niego obecność wirusa. Tymczasem od pierwszy godzin w szpitalu Ducan miał intensywną biegunkę i wymiotował, a to oznacza, że silnie zarażał. Obie pielęgniarki, u których zdiagnozowano ebolę, zajmowały się nim właśnie na tym początkowym etapie.
Doktor Anthony Fauci z Narodowego Instytutu Zdrowia (NHI) poinformował kongresmenów, że pierwsza zarażona pielęgniarka Nina Pham została przewieziona na leczenie do szpitala NHI pod Waszyngtonem. Drugą, Vinson, już w środę przetransportowano z Dallas do szpitala Uniwersytetu Emory w Atlancie, który z eboli wyleczył już kilka osób, w tym amerykańskich misjonarzy z Liberii.
Zakaz lotów z Afryki Zachodniej do USA?
Kwestionując zdolności administracji USA do powstrzymania wirusa eboli, Republikanie zintensyfikowali apele o wprowadzenie zakazu lotów do USA z dotkniętych epidemią krajów Zachodniej Afryki. Administracja póki co odmawia, tłumacząc, że taki zakaz byłby nieskuteczny.
Frieden i Fauci argumentowali, że podróżni z Afryki mogliby przecież przylecieć do USA z przesiadką np. w Brukseli, natomiast zakaz uniemożliwiłby ich monitorowanie. Obecnie podróżni z Liberii, Sierra Leon i Gwinei podlegają zaostrzonym kontrolom (w tym pomiarowi temperatury) na czterech głównych międzynarodowych lotniskach w USA. Ponadto poucza się ich, by natychmiast zgłosili się do lekarza, jeśli gorączka wystąpi później.
Frieden zapewniał, że zespół CDC jest gotów w ciągu kilku godzin dotrzeć do każdego szpitala w USA, który zadzwoni z podejrzeniem, że trafił do nich pacjent z ebolą. "Ale jeśli ebola się rozszerzy w Afryce, to może być zagrożeniem także dla systemu opieki zdrowia w USA" - ostrzegł, przekonując, że najważniejsze jest pokonanie wirusa u jego źródła, a więc w Liberii, Gwinei i Sierra Leona, gdzie na ebolę zmarło już około 4,5 tys. osób.