PolskaSepsa - totalne zapalenie człowieka

Sepsa - totalne zapalenie człowieka

Mimo że wciąż słyszymy o sepsie, mało o niej wiemy. Kto powinien się bać, jak się chronić? Dlaczego chorują żołnierze i czy inni mogą się czuć bezpiecznie? Czy ochronią nas szczepienia, antybiotyki? Umiesz odpowiedzieć na te pytania? Jeśli nie - przeczytaj.

01.02.2007 06:01

Czy może cię dotknąć sepsa? Tak. Podobnie jak każdą osobę. Może do tego dojść, mimo że samą sepsą nie można się zarazić. Na dodatek na sepsę nie można się zaszczepić. Z powodu sepsy (ale nie na sepsę) można umrzeć w ciągu nawet kilkunastu godzin, choć tak naprawdę... sepsa to nie choroba. Jak to możliwe?

Sepsa jak ból nogi

W ostatnich dniach często słyszymy w mediach: "kolejny żołnierz trafił do szpitala z objawami ciężkiej sepsy", "czteromiesięczne niemowlę z sepsą", "zmarł z powodu sepsy". Wielu ludziom wydaje się, że sepsa to "choroba z brudu". Część z nas słyszała, że można się zarazić w szpitalu, że zagrożone są zwłaszcza noworodki. Chociaż miliony ludzi na całym świecie giną z powodu sepsy, nadal stanowi ona jedno z najmniej rozumianych pojęć, także wśród lekarzy...- stwierdził pięć lat temu profesor Graham Ramsay, światowy autorytet w dziedzinie badań sepsy. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Trzeba przyznać, że jak na to, ile się ostatnio trąbi o sepsie, nasza wiedza na jej temat nie jest oszałamiająca.

Zacznijmy od początku: sepsa (po polsku nazywana także posocznicą)
, podobnie jak ból głowy czy nogi, nie jest chorobą. Noga może nas boleć z wielu przyczyn: z powodu złamania, zwichnięcia, żylaków, zwyrodnienia stawów. Ból jest objawem jakiegoś stanu chorobowego. Podobnie jest z sepsą - to po prostu reakcja naszego organizmu na zakażenie bakteryjne, grzybicze lub wirusowe. Trzeba przyznać, że reakcja niezwykle gwałtowna. Często nagła. Źle zdiagnozowana może w krótkim czasie zakończyć się śmiercią. A łatwo pomylić sepsę na przykład z przeziębieniem. Zwłaszcza na początku - gdy objawy nie są jeszcze bardzo nasilone.

Bo zwykle zaczyna się to tak: boli nas gardło, mamy trudności z oddychaniem, dostajemy gorączki. Pojawiają się dreszcze, poty. Serce zaczyna szybciej bić. Czujemy ogólne osłabienie. Gdy nie zareagujemy właściwie na te objawy, niedługo potem mogą dołączyć do nich inne, bardziej niepokojące: spadek ciśnienia krwi, gwałtowna duszność, zaburzenia krzepnięcia krwi. Na skórze można zaobserwować czerwone plamy, które przy naciśnięciu nie bledną.

Co w tym czasie dzieje się - i dlaczego - w organizmie? Całe nasze ciało ogarnia stan zapalny. Alarm czerwony. Organizm zawiadamia ośrodek pirogenny w mózgu, by podwyższył temperaturę ciała, wzywa szpik kostny do zwiększonej produkcji białych krwinek. Wydziela substancje - cytokiny - które mają pomóc zwalczyć wroga: wirusa, bakterię, grzyby. Cytokiny wydzielane w dużych ilościach do krwiobiegu przyspieszają akcję serca, powodują obniżenie (lub znaczne podwyższenie) temperatury. Przy tym uszkadzają wyściółkę naczyń krwionośnych, co sprawia, że w naczyniach, zwłaszcza tych najmniejszych, tworzą się zakrzepy. Dochodzi do niedotlenienia wielu tkanek, które zaczynają się zatruwać własnymi produktami przemiany materii.

Następuje totalny chaos - organizm traci zdolność rozpuszczania skrzepów. Uszkodzone naczynia przepuszczają osocze krwi do otaczających je tkanek, co powoduje obniżenie się ciśnienia krwi i wybroczyny na skórze. Wszystko to prowadzi do upośledzenia lub nawet zatrzymania pracy narządów wewnętrznych. I w końcu śmierci.

Ta zaś może nastąpić nawet w kilka godzin od wystąpienia pierwszych objawów. Dlatego jeśli widzisz, że z tobą lub kimś bliskim dzieje się coś niepokojącego - nie czekaj do rana czy do końca weekendu - w te pędy leć do lekarza. Wezwij pogotowie. Od tego może zależeć twoje życie.

A co powinien zrobić lekarz? Jak najszybciej skierować chorego z takimi objawami do szpitala - na oddział intensywnej terapii. Tu pacjent będzie leczony objawowo - specjaliści będą próbowali podnieść mu ciśnienie krwi, obniżyć gorączkę. Pobiorą też do badania próbki tkanek - krew, płyn mózgowo-rdzeniowy, przeprowadzą wymaz z gardła czy nosa. Od tego bowiem, co spowodowało taką reakcję organizmu, zależy metoda leczenia. Jeśli to bakterie, podadzą antybiotyk tak szybko, jak to tylko możliwe. Każdy, kto miał kontakt z osobą chorą - nawet kilka dni przed wystąpieniem objawów - powinien poinformować o tym lekarza i jeśli to konieczne, poddać się leczeniu. Nawet gdy dobrze się czuje.

Niebezpieczne pocałunki

Za te przypadki sepsy, o których słyszeliśmy w ostatnim czasie, odpowiedzialność ponoszą bakterie zwane meningokokami. Po łacinie nazywają się Neisseria meningitidis. Inaczej - dwoinka zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. W Polsce i Europie najczęściej występują meningokoki grupy B i C. Jest ich kilka rodzajów.

Skąd się biorą? Żyją u nas w gardle i w nosie. Szacuje się, że ich nosicielami jest jedna piąta Polaków. W zamkniętych środowiskach - na przykład w wojsku - nawet 80 procent ludzi jest nimi zakażonych. Bakterie mogą żyć w nas miesiącami, nie dając żadnych objawów. Czekają na odpowiednie warunki. Lub odpowiednią osobę.

Przenoszą się drogą kropelkową, czyli podczas kichania lub kaszlu. Przy pocałunku, piciu z tego samego naczynia. Najłatwiej zarazić się nimi zimą i na wiosnę, gdy kaszlemy i kichamy znacznie częściej. Grupą o podwyższonym ryzyku są nastolatki. Bywają w dużych grupach, chodzą na dyskoteki, a te ostatnie wyjątkowo sprzyjają szerzeniu się bakterii. Kilka niedawnych przypadków sepsy na Śląsku miało swe źródło właśnie w zakażeniu meningokokami na jednej z dyskotek w Tarnowskich Górach. Czynnikiem ryzyka jest głośna muzyka - ludzie krzyczą do siebie, plują. Całują się, częstują się nawzajem.

Nie wszyscy, którzy "złapią" meningokoka, zachorują. U niektórych wywoła on zapalenie opon mózgowych, zapalenie gardła, płuc, ucha czy stawów. Ale u nielicznych w odpowiedzi na zakażenie meningokokiem rozwinie się sepsa. Z tej grupy nawet połowa może umrzeć. Najbardziej narażone na sepsę są osoby o obniżonej odporności - takie, które niedawno chorowały, leczyły się antybiotykami, przeżywają stres, są osłabione.

Wywołać mogą ją wszystkie czynniki obniżające odporność organizmu. "Zmęczony" układ odpornościowy zachowuje się czasem jak zmęczony człowiek. Wielu z nas w sytuacji wyczerpania staje się przewrażliwionymi awanturnikami. Zaczynają irytować nas rzeczy, na które w normalnym stanie w ogóle nie zwrócilibyśmy uwagi. Krzyczymy z byle powodu. Wybuchamy o byle głupstwo.

Tak samo reaguje osłabiony organizm. Staje się przewrażliwiony. Przeciw infekcji wytacza najcięższe działa. Zapamiętuje się w tym do tego stopnia, że w końcu przestaje odróżniać, kto wróg, kto przyjaciel. Ciało zaczyna walczyć, inicjując spiralę śmierci. Czasem w porę się opamięta. Czasem nie.

Żołnierze chorują jak dzieci

Oprócz nastolatków często chorują żołnierze. Trafiają do koszar z różnych stron Polski. Są nosicielami różnych szczepów bakterii, które mieszają się ze sobą, mutują, stają się coraz zjadliwsze. Szerzą się przez kichanie, kasłanie, te same ręczniki, sztućce. Do tego rekruci dostają niezły wycisk. Są zmęczeni, ich odporność spada. To świetne ofiary.

Łatwym łupem meningokoków padają też małe dzieci. W trzecim miesiącu życia tracą odporność, którą zawdzięczały matce. W miarę bezpieczne są dopiero sześciolatki - a wcześniej? Szpitale, żłobki, przedszkola - tu bakteria zbiera swoje żniwo.

Zwłaszcza w szpitalach. Tu spotyka się bowiem najgroźniejsze szczepy mikroorganizmów - oporne na leczenie antybiotykami, zahartowane w bojach, wymieniające się między sobą genami, co pozwala im lepiej się bronić przed arsenałem środków, którymi dysponują lekarze. Prawdziwi komandosi wśród bakterii.

Mogą tu też liczyć na łatwy łup - ludzi chorych, słabych, po operacjach, zabiegach. Ludzi starszych.

Ale sepsa może zaatakować każdego. Zdrowego i chorego: kobietę, która przed chwilą urodziła zdrowe dziecko, kogoś, kto wczoraj wyrwał sobie ząb, dziecko, które w czasie zabawy skaleczyło się w palec. Mówi się, że jej przyczyną jest infekcja. Jednak u co trzeciego pacjenta nie sposób zidentyfikować źródła sepsy. W grupie podwyższonego ryzyka znajdują się ludzie cierpiący na tak zwane choroby cywilizacyjne: nadciśnienie, długotrwały stres, cukrzycę, nowotwory. Tu nie można lekceważyć otarcia nogi ani wrastającego paznokcia. Nawet one mogą wywołać reakcję organizmu, której nie umiemy zaradzić. Coraz więcej sepsy

Meningokoki to tylko jedni z tysięcy podejrzanych. Sepsa jest pierwszą przyczyną zgonu na oddziałach intensywnej terapii (gdzie z definicji trafiają ludzie w bardzo ciężkim stanie) i trzynastą w ogóle.

Ludzi umierających z powodu sepsy jest tyle samo co ofiar zawału. I co roku ta liczba zwiększa się o 1,5 procent. Zanim jednak zaczniemy bić na alarm i ogłaszać epidemię, warto sobie uświadomić, że dysponujemy coraz lepszą diagnostyką. Kiedyś mówiono po prostu: zmarł z powodu zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych, powikłań po operacji. Dziś wiemy, że zabija nie tylko sama choroba, ale gwałtowna reakcja organizmu na nią, której nie da się opanować. O sepsie mówi się także więcej z powodu polityki firm farmaceutycznych, które co jakiś czas stworzą szczepionkę lub lek mogący zapobiegać groźnym zakażeniom. Nie da się jednak ukryć, że przypadków posocznicy jest też nieco więcej wskutek starzenia się społeczeństw, wzrastającej liczby operacji, przeszczepów, zabiegów, większej liczby wcześniaków, częstego użycia antybiotyków, na które nabiera odporności coraz więcej bakterii, a także większej mobilności ludzi, która sprawia, że w ciągu kilku godzin groźne zarazki są w stanie pokonać tysiące kilometrów. Przyczyn
szuka się też w leczeniu sterydami, lekami obniżającymi odporność, w chemioterapii.

W ciągu ostatnich 10 lat w samych tylko Stanach Zjednoczonych liczba przypadków ciężkiej sepsy podwoiła się - zabija corocznie więcej Amerykanów niż udar mózgu, rak piersi i płuc razem wzięte. Nie znaczy to jednak, że jest to jakaś nowa epidemia w rodzaju AIDS, SARS czy ptasiej grypy. Sepsa jest, była i będzie. To, że coraz więcej o niej wiemy i umiemy ją lepiej rozpoznawać, wynika z postępów nauki. W Polsce nie ma rejestru występowania posocznicy. Mówi się, że w naszym kraju jej ofiarą jest 100 tysięcy osób rocznie, z czego 40 tysięcy umiera. To jednak tylko szacunkowe dane. By zwiększyć skuteczność leczenia, trzeba je doprecyzować.

Tym między innymi zajęła się niedawno Polska Grupa Robocza do spraw Sepsy utworzona przy Polskim Towarzystwie Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Nasi specjaliści przyłączyli się do udziału w międzynarodowym programie walki z sepsą.

Chcemy stworzyć pierwszy w Polsce rejestr ciężkiej sepsy i opracować standardy radzenia sobie z nią- mówi profesor Andrzej Kübler z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Polska Grupa Robocza chce także doprowadzić do zmian sposobu finansowania intensywnej terapii. Te pieniądze są nieracjonalnie wydawane- uważa profesor Kübler. Nie chcemy dostać ich więcej, ale zamierzamy sprawdzić, czy tym, co mamy, nie da się efektywniej gospodarować.

A jedynym miejscem, w którym wzrasta szansa na uratowanie życia pacjenta, jest dobrze wyposażony oddział intensywnej terapii. Wiele osób nie umarłoby wskutek sepsy, gdyby wcześniej tam trafiło - twierdzą specjaliści.

Dlatego Polska Grupa Robocza do spraw Sepsy wielką wagę przykłada do usprawnienia funkcjonowania oddziałów intensywnej terapii. Gdy chory trafia na dobry oddział, podnosi to jego szanse na wyleczenie o połowę - mówi profesor Kübler.

Zachować rozsądek

Sepsa nie figuruje w międzynarodowej klasyfikacji przyczyn zgonów. Dlatego, mimo że jest często bezpośrednią przyczyną śmierci, lekarze podają inną - na przykład zapalenie płuc, AIDS, nowotwór, powikłania po zabiegu.

Ofiarami sepsy byli Franklin Delano Roosevelt, Jim Henson, Andy Warhol, Freddie Mercury. Chorował na nią czeski prezydent Vaclav Havel i prezydent Słowacji Rudolf Schuster. Obaj ledwo uszli z życiem.

Czy warto wpadać w panikę? Na pewno nie zaszkodzi uważać. Nie lekceważyć niepokojących objawów. Dbajmy o siebie - zwłaszcza zimą. Leczmy do końca nawet banalne przeziębienie - unikajmy miejsc, w których przebywa dużo ludzi, nie nadużywajmy antybiotyków, bo to sprawia, że bakterie uczą się radzić sobie z nimi (patrz ramka), nie poddawajmy się niepotrzebnym zabiegom. Myjmy ręce, używajmy jednorazowych chusteczek, nie kichajmy w cały świat i nie całujmy się z kim popadnie. Banały? Być może. Ale często wystarczy odrobina rozsądku, by się ochronić.

Urszula G. Jakubowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)