ŚwiatSeks, kłamstwa i polityka

Seks, kłamstwa i polityka

Były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn traktował kobiety jako obiekty seksualne. Nie on jeden myślał, że wszystko może.

Seks, kłamstwa i polityka
Źródło zdjęć: © AP

23.05.2011 | aktual.: 23.05.2011 13:15

Paryż, rok 2007. Młoda francuska pisarka Tristane Banon uczestniczy w telewizyjnym talk-show prowadzonym przez popularnego dziennikarza Thierry’ego Ardissona. Przy dyskusyjnym stole m.in. aktor Roger Hanin i były szef kampanii Francois Mitteranda, specjalista od politycznego PR Jacques Seguela.

W spokojnym tonie Banon relacjonuje spotkanie, które miała pięć lat wcześniej z Dominique Strauss-Kahnem. Miała wtedy 22 lata i chciała napisać książkę o błędach życiowych. Polityków, ludzi mediów, pisarzy i aktorów. Jej matka, radna Partii Socjalistycznej Anne Mansouret, poleciła jej Strauss-Kahna, posła socjalistów i byłego ministra finansów w rządzie Lionela Jospina, który miał wtedy 51 lat i wiele błędów za sobą, m.in. dwie afery korupcyjne. Banon najpierw próbowała przeprowadzić wywiad telefonicznie. Strauss-Kahn nie był rozmowny. Po jakimś czasie jednak do niej oddzwonił i zaproponował osobiste spotkanie. Podał jej adres w Paryżu, którego nie znała. Nie był to jego prywatny apartament ani biuro poselskie. Zastała puste mieszkanie, z telewizorem, łóżkiem, stołem z dwoma krzesłami.

– Było gustownie urządzone, ze sztukaterią na ścianach – mówi. Gdy usiadła przy stole i wyciągnęła magnetofon, Strauss-Kahn poprosił ją, by trzymała go za rękę. Bo inaczej "nie da rady odpowiedzieć na żadne z jej pytań”. Szybko jego ręka powędrowała jednak do jej ramienia, a potem w kierunku biustu. – Natychmiast przerwałam wywiad. Ale on rzucił się na mnie, usiłował mi rozpiąć biustonosz i włożyć rękę do spodni. Kotłowaliśmy się na podłodze. Kopałam go. Krzyczałam o gwałcie, by go wystraszyć. Ale on się nie bał – podsumowuje Banon brutalny atak. Wybiegła z mieszkania.

Po kilku minutach otrzymała SMS od Strauss-Kahna: "Co, boisz się mnie?” – Zmroziło mnie. Bawiło go to. Postanowiłam złożyć skargę – mówi Banon dalej. Znany paryski adwokat, do którego się zwróciła, wskazał jednak tylko lapidarnym gestem na stertę papierów na swoim biurku. – Mam tu dziesiątki podobnych skarg. Wszystkie na Strauss-Kahna. Daj sobie spokój dziecko. To i tak nie dojdzie do skutku – powiedział.

Jej matka była podobnego zdania. Strauss-Kahn był zbyt popularny, zbyt znany, zbyt wpływowy. Młoda pisarka nie złożyła skargi.

Goście programu Ardissona także nie byli zaskoczeni opowieścią Banon. Wszyscy wiedzieli od dawna o skłonnościach Strauss-Kahna, jego zamiłowaniu do młodych kobiet i metodach podrywu graniczących z molestowaniem. Ardisson tydzień wcześniej sam opowiadał w radiu, że "ma co najmniej 14 koleżanek dziennikarek, które miały nieprzyjemne przeżycia z politykiem socjalistów”. W postprodukcji jego audycji z udziałem Banon stacja telewizyjna wolała jednak przykryć nazwisko Strauss-Kahna głośnym "bip”. Banon zapłaciła wysoką cenę za swą otwartość. Próby zrobienia kariery dziennikarskiej i wydawniczej nie powiodły się. Żadna gazeta ani żadne wydawnictwo nie chciały przyjąć jej do pracy.

Moralność po francusku

Także następne afery seksualne z udziałem Strauss-Kahna, choć znalazły szerokie echo w mediach, nie zaszkodziły jego karierze. We Francji tolerancja wobec pozamałżeńskich eskapad polityków ma bowiem tradycję. Francois Mitterand, prezydent Francji od 1981 do 1995 r., przez 20 lat ukrywał nieślubną córkę, Mazarine. Kiedy w końcu wyszło na jaw, że Mazarine istnieje, Francuzi byli bardziej zszokowani tym, że w ukryciu tego faktu uczestniczyły służby specjalne, które zakładały dziennikarzom podsłuchy, niż nie najlepszym przykładem moralnym prezydenta.

Kochankę ma w końcu każdy prawdziwy french lover albo co najmniej powinien mieć. A za takiego uważa się co drugi Francuz.

Valéry Giscard d’Estaing, gdy pełnił urząd prezydenta w 1974 r., miał udzielić wywiadu dziennikarzom „Le Monde” w swoim domu, w kuchni przy gotowaniu. Nie mógł jednak kuchni znaleźć, bo nigdy tam nie przebywał. Później miał wypadek samochodowy w centrum Paryża, gdy jechał do teatru z kochanką. Mimo że był szefem państwa, sam prowadził. Szczególnie chętnie romansował z dziennikarkami i często widywano go, jak wystawał przed budynkiem Radio France International, czekając na aktualną "przyjaciółkę”.

Także Jacques Chirac, prezydent od 1995 do 2007 r., nieustannie zdradzał swą żonę, Bernadette. Do tego stopnia, że w swych wspomnieniach skromna i cicha katoliczka przyznała, że "jedynym jej pocieszeniem było to, że jednak zawsze do niej wracał”. Do dziś uporczywie krążą pogłoski, że Chirac ma nieślubne dziecko z Japonką. Nikt tego jednak nie sprawdził. Gdyby kupił ferrari za pieniądze podatników, to byłby skandal. Z kim sypia i z kim ma nieślubne dzieci, nawet w chwili pełnienia urzędu, to jego sprawa. We Francji wyrozumiałość dla podwójnego życia mężów stanu ma długą historię. Już w 1899 r. z okazji śmierci prezydenta Feliksa Faure’a prasa wykazała się jak na epokę wiktoriańską wyjątkową moralną wstrzemięźliwością. Faure umarł na zawał w ramionach kochanki w Pałacu Elizejskim. Dziennik "Le Journal du Peuple” napisał: "Prezydent zbyt wiele poświęcił dla Wenus”.

Nic dziwnego więc, że gdy w 2003 r. dziennikarze tygodnika "Le Nouvel Observateur” odwiedzili w ramach reportażu o modnych wówczas swinger klubach w Paryżu jeden z takich lokali i spotkali tam znanego polityka lewicy, nie wymienili go z nazwiska. Wszyscy wiedzieli, że chodzi o Strauss-Kahna, ale nikt nie miał odwagi o tym mówić. Jego trzecia żona, znana dziennikarka Anne Sinclair, którą poślubił w 1991 r. i która dla niego zrezygnowała z kariery, także milczała.

Sexus politicus

Strauss-Kahn to w końcu archetyp francuskiego uwodziciela. Wiecznie opalony, koszula rozpięta do pępka, atrakcyjny, elokwentny.

– To człowiek ciepły, serdeczny, zabawny. I kompetentny polityk – przekonuje politolog Henri Rey z Centrum Studiów Francuskiego Życia Politycznego (CEVIPOF) w Paryżu. I świadomy swych słabości. Zanim został szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, żartował, że są tylko trzy rzeczy, które mogą zniszczyć jego karierę: jego zamiłowanie do kobiet, pieniędzy i jego żydowskie pochodzenie. I to dokładnie w tej kolejności.

Czas pokazał, że miał rację. W 2008 r., rok po tym, jak został wybrany na szefa MFW z usilnym wsparciem prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, który liczył na to, że w ten sposób pozbędzie się niebezpiecznego politycznego rywala, amerykański dziennik "Wall Street Journal” ujawnił jego romans z podwładną, o 20 lat od niego młodszą Węgierką Piroską Nagy, żoną byłego prezesa argentyńskiego banku centralnego Maria Blejera. Amerykanie byli oburzeni.

Christophe Deloire, dziennikarz "Le Parisien”, autor głośnej książki "Sexus Politicus” o życiu seksualnym francuskich polityków, stwierdził wtedy lakonicznie: – Można coś zrobić w Paryżu i nikt nie zwróci na to uwagi. Tyle że Waszyngton to nie Paryż. Strauss-Kahn popełnił błąd. I to, jak się okazało, podwójny. Zanim Francuzi jeszcze zdążyli odbudować jego nadszarpnięty wizerunek po tym, jak wyplątał się z afery ze zwykłą naganą, "Wall Street Journal” ponownie zaatakował, ujawniając tym razem jego romans z młodziutką stażystką, córką przyjaciół, której miał obiecać pracę w MFW w zamian za regularne intymne spotkania. Strauss-Kahn, ojciec czwórki dzieci, wszystkiemu zaprzeczał.

W końcu uratował go kryzys finansowy. Przystąpił do ratowania finansów świata, a ten szybko zapomniał o seksskandalu. Nikt nie chciał słuchać Piroski Nagy, która przekonywała, że Francuz ma "problem w stosunku do kobiet”.

Odwrócić kota ogonem

Przed tym ostrzegał też korespondent "Liberation” w Brukseli Jean Quatremer. "„Media i politycy od dawna znają jego nieograniczony apetyt seksualny. Oraz jego co najmniej niestosowne zachowanie wobec kobiet” – pisał dziennikarz na swoim blogu w 2007 r. Koledzy przez długi czas nie mogli mu wybaczyć tego braku dyskrecji.

– O tym nie wypada mówić, ale seks jest jednym z głównych atrybutów władzy. Tak było za czasów Ludwika XVI i tak jest nadal. Winne są kobiety, które pakują się politykom do łóżka, a nie oni sami – tłumaczy Deloire. Strauss-Kahn jednak w końcu przeciągnął strunę. Został aresztowany w sobotę 14 maja w Nowym Jorku za próbę gwałtu na pokojówce. I wygląda na to, że tym razem się nie wywinie. Grozi mu 25 lat więzienia.

Nie przeszkadza to jednak francuskim gazetom w obwinianiu ofiary. Pismo "Gala” wręcz uznało, że "polityk nie mógł inaczej” w obliczu "widocznych atrybutów seksualnych” 30-latki. "Ładna z wydatnymi piersiami i pupą” – donosi też dziennik "France-Soir”. I żałuje, że kobieta, w stanie szoku, nie ma ochoty tych atrybutów pokazywać w telewizji. Bez względu na to, czy Strauss-Kahn zostanie uznany za winnego, czy nie, dla wielu Francuzów zawsze będzie ofiarą "perfidnej pułapki”. Zastawionej przez politycznych przeciwników, zazdrosnych o jego popularność i bogactwo – jako członek kawiorowej lewicy posiada willę w Waszyngtonie, dwa apartamenty w Paryżu i dom w Marrakeszu. Albo przez żądną rozgłosu i pieniędzy pracownicę hotelu. Czym w końcu jest los prostej imigrantki wobec wizerunku całego narodu?

Strauss-Kahn, polityk, który miał szansę wygrać z Nicolasem Sarkozym w wyborach prezydenckich, w 2012 r., w kajdankach, to zbyt wielki cios dla francuskiej psychiki. Kiedy polityk jest kompetentny i popularny, może spokojnie być gwałcicielem. – To wielka strata dla Francji – mówi Henri Rey. I dodaje z nadzieją: Ale on może jeszcze wrócić do polityki. Z podobnym zapałem i za pomocą podobnych pełnych hipokryzji argumentów Francuzi wcześniej bronili Romana Polańskiego ściganego za pedofilię. – To mistrz kinematografii. Dobro narodowe. Kogo obchodzi jakiś gwałt na nieletniej sprzed 30 lat? – pytali. Nie tylko francuskim politykom jednak różnorodne romanse uchodziły na sucho, udowadniając, że ten, kto posiada władzę, może sobie na wszystko pozwolić.

Naturalny uwodziciel

Któż nie pamięta słynnej "MonicaGate”, seksafery wokół prezydenta USA Billa Clintona i młodziutkiej stażystki w Białym Domu Moniki Lewinsky? Clinton borykał się podczas sprawowania urzędu z szeregiem skandali, jedna z pracownic rządu stanowego oskarżyła go m.in. o molestowanie seksualne, ale to relacje ze stażystką zaowocowały głosowaniem za jego usunięciem z urzędu przez Izbę Reprezentantów 19 grudnia 1998 r. Clinton zaczął romansować z Lewinsky w połowie lat 90. Gdy sprawa wyszła na jaw, zaprzeczył, że miał z nią stosunki seksualne.

W trakcie procesu impeachmentu, mimo iż Lewinsky przyznała się do miłosnych uniesień w "oval office”, dalej przystawał przy swoim, twierdząc, że był to tylko seks oralny, który nie może być uznany za pełny stosunek. Ostatecznie, ku zaskoczeniu bardziej konserwatywnych Amerykanów, izba uznała te argumenty i uniewinniła go.

Także izraelski szef państwa Mosze Katzaw, ojciec pięciorga dzieci, przez długi czas ukrywał to, że molestował seksualnie i zgwałcił dwie podwładne. Za czyny, które miały miejsce w latach 90, został skazany dopiero 22 marca tego roku. Cztery lata wcześniej zrezygnował z prezydentury. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że Katzaw molestował dziesięć kobiet w czasie politycznej kariery. Podejrzenia skierował sam na siebie. Poskarżył się policji, że była pracownica usiłuje go szantażować, i kazał się z nią rozprawić. Policja jednak szybko odkryła, że nie on jest tu ofiarą.

Paradoksalnie – jego żona Gila przez wiele lat angażowała się w walkę na rzecz praw kobiet i przeciwko przemocy w rodzinie. O poczynaniach męża, starannie tuszowanych, nie miała pojęcia.

Kolejny polityk, któremu jak dotąd wszystkie skandale seksualne uchodzą na sucho, to włoski premier Silvio Berlusconi. Orgie w willi w Sardynii w towarzystwie byłego premiera Czech Mirka Topolánka, liczne kochanki i nieślubne dzieci. Jak dotąd nic nie było w stanie zaszkodzić 72-latkowi z wieczną opalenizną i przeszczepionymi włosami na łysinie. Popularny szczególnie na północy Włoch polityk, właściciel imperium medialnego, ze spokojem podchodzi więc do procesu, który toczy się obecnie przeciwko niemu przed sądem w Rzymie za korzystanie z usług prostytutki, córki marokańskich imigrantów.

Niejaka Ruby miała uczestniczyć w rozwiązłych przyjęciach w jego prywatnej rezydencji jeszcze jako nieletnia i była za to hojnie wynagradzana. Berlusconi jest także oskarżony o nadużycie władzy, bo gdy jego podopieczna wpadła w tarapaty, zadzwonił na policję i kazał ją wypuścić, twierdząc, że jest jego krewną.

Jak na razie żadnemu sądowi nie udało się go skazać, choćby za liczne afery korupcyjne, w które jest zamieszany. A większości Włochów wciąż podoba się jego wizerunek uwodzicielskiego macho.

Jak twierdzą psycholodzy, polityk z natury jest uwodzicielem. – By dojść do władzy, trzeba charyzmy, uroku. Wielcy politycy mają w sobie coś elektryzującego. To przyciąga wyborców i oczywiście kobiety – mówi psychiatra prof. Michel Lejoyeux z kliniki Bichat w Paryżu. – Jest jednak różnica między uwodzeniem i gwałtem, który polega wyłącznie na dominacji. Ten, kto posiada władzę, przywykł do dominacji. Może się więc zdarzyć, że zapomni zapytać o zgodę – dodaje.

Aleksandra Rybińska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)