PolskaSamospalenie Polaka za wolność Czechosłowacji

Samospalenie Polaka za wolność Czechosłowacji

8 września 1968 roku na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w czasie dożynek Ryszard Siwiec oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił w obecności blisko 100 tysięcy widzów. Był to tragiczny akt protestu przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Cztery dni później Ryszard Siwiec zmarł w szpitalu na skutek odniesionych poparzeń. Jego protest władze PRL przez wiele długich lat trzymały w najgłębszej tajemnicy.

Samospalenie Polaka za wolność Czechosłowacji
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Łoziński

08.09.2012 | aktual.: 08.09.2012 16:51

Dzień wcześniej – 7 września w sobotę – Ryszard Siwiec razem z delegacją jadącą na dożynki z Przemyśla do Warszawy wyruszył w długą, całonocną podróż pociągiem do stolicy. Nad ranem 8 września, kiedy pociąg zbliżał się już do warszawskich rogatek, kończył swój ostatni list pisany do żony i pięciorga dzieci: „Jest mi tak dobrze, czuję taki spokój wewnętrzny – jak nigdy w życiu! Kochane dzieci, nie dokuczajcie mamie, uczcie się, bo to wasze najważniejsze zadanie na teraz. Niech was Bóg mama w swojej opiece”.

Na ogólnopolskie dożynki odbywające się w słoneczną, wrześniową niedzielę na Stadionie Dziesięciolecie przyjechało prawie 100 tysięcy osób. Na hucznej imprezie stawiło się obowiązkowo całe kierownictwo PRL-u. Do licznie zebranych przemawiał I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka, udowadniając iż socjalizm dla Polski jest ustrojem najlepszym z możliwych. Po przemówieniu towarzysza „Wiesława” na płytę stadionu wkroczyło kilkuset tancerzy w strojach ludowych, rozpoczynając tańczyć poloneza. Było piętnaście minut po godzinie dwunastej, kiedy prawie 60-letni Ryszard Siwiec oblał się wyjętym z podręcznej torby rozpuszczalnikiem i podpalił. Trzymając flagę z odręcznie napisanymi hasłami „Za Naszą i Waszą Wolność”, „Honor i Ojczyzna”, krzyczał: „To jest krzyk konającego wolnego człowieka!”, „Protestuję!”, „Niech żyje wolna Polska!”.

Siedzący obok Siwca widzowie rozpierzchli się, nie rozumiejąc co się dzieje. W ciągu kilkudziesięciu sekund milicjantom, funkcjonariuszom służby bezpieczeństwa oraz postronnym osobom udało się ugasić płonącego mężczyznę. Jeden z milicjantów wspominał: „W momencie, gdy wieniec dożynkowy znalazł się przy trybunie głównej, zobaczyłem zamieszanie, ludzie się rozpierzchli i dostrzegłem płonącego mężczyznę. Dobiegłem do tego człowieka, stanął cały w ogniu. Zarzuciłem mu swoja marynarkę od tyłu na plecy. Nie wiem, ile to trwało, dwie sekundy, trzy, płomień został przytłumiony. Po zarzuceniu marynarki owionął mnie od spodu gorący płomień, odskoczyłem, zrywając ją z powrotem. Widziałem, że ten człowiek zmieniał się jak kameleon. Płonął cały, kolory od fioletu po zieleń, wymachiwał rękoma”.

Poparzonego w ponad 80% mężczyznę wyprowadzono przed stadion. Stamtąd odwieziono do szpitala praskiego cywilną „Warszawą”. Imprezy dożynkowej nie przerwano, co więcej nie przerwano nawet tańczyć poloneza. Płonącego i krzyczącego Ryszarda Siwca widziało prawdopodobnie kilkuset widzów, jednak chyba nikt nie rozumiał, co się dzieje. Wyglądało to na incydent, chuligański wybryk, mówiono, że człowiek podpalił się przez przypadek podczas spożywania alkoholu. Młoda dziewczyna, bezpośredni świadek tamtych wydarzeń, wspominała w filmie dokumentalnym o Siwcu: „Największym dla mnie szokiem było to, że wszystko wróciło do normy, że z tunelu stadionu wypuszczono nową młodzież, która w radosnym tańcu, nie pamiętam może był to mazur, zaczęła tańczyć, niebo dalej było niebieskie, dalej grała muzyka”.

Żona nie odebrała Krzyża z rąk Kwaśniewskiego

Radiowy reporter – Zbigniew Wojciechowski – który tego dnia na cała Polskę relacjonował na żywo uroczystości dożynkowe w programie pierwszym polskiego radia także zauważył palącego się na stadionie człowieka, jednak w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać przed słuchaczami. Po latach mówił: „Gdy zakończyła się transmisja, zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego właśnie na pokazie tańców, a nie na przemówieniu Gomułki ten człowiek się podpalił. Bo gdy mówił Gomułka, ten szum stadionu musiałby go również, tak jak i nas, wytrącić z równowagi. To była normalna, ludzka reakcja. Przemówienie byłoby przerwane, cały świat by się dowiedział o tym, bo przecież transmisja radiowa szła w programie pierwszym. Sprawa miałaby znacznie szerszy rozgłos, a tak – karetka przyjechała [de facto była to cywilna warszawa – przyp. MT], wywieziono człowieka, ludzie zajęli miejsca. Zaczęły z powrotem tańczyć przepiękne, wspaniałe zespoły ludowe i uroczystość dożynek dobiegła końca”.

W teczce, którą Siwiec miał ze sobą podczas dożynek, odnaleziono dwadzieścia cztery ulotki napisane na maszynie – rozpoczynały się słowami: „Protestuję przeciw niesprowokowanej agresji na bratnią Czechosłowację!”, kończyły zaś: „Ginę po to, żeby nie zginęła wolność”. Władze PRL starały się akt samospalenia Siwca utrzymywać w tajemnicy, co więcej Radio Wolna Europa, które dostało informację o wydarzeniach podczas dożynek, nie zdecydowało się na jej publikację z powodu licznych niejasności oraz mało wiarygodnego źródła. Nastąpiło to dopiero po ponad pół roku w tygodniku francuskim „Le Nouvel Observateur” (27.01.1969) – czyli w tydzień po tym jak Jan Palach podpalił się przed Muzeum Narodowym w Pradze. Jednak o czynie Ryszarda Siwca wciąż wiedzieli tylko nieliczni. Podobny los spotkał Sandora Bauera, siedemnastoletniego studenta, który zainspirowany Palachem spalił się przed Muzeum Narodowym w Budapeszcie.

W Polsce do oficjalnego obiegu informacje o samospaleniu Ryszarda Siwca trafiły dopiero po roku 1989. Wówczas to Maciej Drygas nakręcił swój film dokumentalny „Usłyszcie mój krzyk” oraz nagrał audycję radiową „Testament”. Także w latach dziewięćdziesiątych odsłonięto pamiątkową tablicę przy wejściu na istniejący jeszcze ówcześnie Stadion Dziesięciolecia. Władze państwowe Czech i Słowacji nadały Siwcowi pośmiertnie odznaczenia państwowe (2001, 2006), postawiono mu także pomnik w Pradze i nazwano jego imieniem ulicę. W 2003 roku Aleksander Kwaśniewski roku przyznał Ryszardowi Siwcowi Krzyż Komandorski, Maria Siwiec (żona) nie zgodziła się go odebrać z racji powiązań prezydenta z PZPR. Nie wykluczała jednak przyjęcia odznaczenia z „godniejszych rąk”.

Dopiero w roku 2011 przy okazji budowy Stadionu Narodowego przylegającej doń ulicy od strony Wybrzeża Szczecińskiego nadano imię Ryszarda Siwca, zaś w maju 2012 roku stanął tam też pomnik, na którym wyryto: „Złożył najwyższą ofiarę po to, żeby nie zginęła prawda”.

Marta Tychmanowicz

Petr Blazek „Ryszard Siwiec 1909-1968”, Warszawa 2010 Maciej Drygas „Usłyszcie mój krzyk” (film dokumentalny)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (447)