Sąd zapomniał o milicjancie
Milicjant podejrzany o składanie fałszywych
zeznań w sprawie pacyfikacji kopalni Wujek uniknął kary, bo jego
sprawa dziewięć lat przeleżała w sądzie na półce i właśnie się
przedawniła. Sąd stracił więc świadka, który mógł wskazać zomowca
strzelającego do górników - pisze "Gazeta Wyborcza".
23.05.2005 | aktual.: 23.05.2005 07:26
Jerzy W. był jednym z głównych świadków oskarżenia. Jako jeden z nielicznych zeznał w śledztwie, że w trakcie akcji w Wujku widział zomowca strzelającego seriami w stronę kopalni. Podał nawet jego rysopis. W marcu 1995 r. przed sądem zmienił jednak zeznania i stwierdził, że nikt nie strzelał.
"Oskarżyliśmy go o składanie fałszywych zeznań, bo próbował wybielić członków plutonu specjalnego" - mówi dziennikowi prokurator Tomasz Tadla, rzecznik katowickiej prokuratury.
We wrześniu 1995 r. sąd w Katowicach zawiesił proces Jerzego W. Uznał, że należy poczekać do zakończenia głównej sprawy Wujka. Do 2004 r. akta pokrywał kurz. "Kilkakrotnie dopytywaliśmy się o tę sprawę, ale za każdym razem sąd odpowiadał, że nie ma jeszcze prawomocnego wyroku w sprawie Wujka" - mówi Tadla.
Proces milicjanta wznowiono dopiero w 2004 r., ale było już za późno. Co prawda w styczniu został on skazany za składanie fałszywych zeznań (na dziesięć miesięcy w zawieszeniu), ale wyrok nie był prawomocny. W marcu jego sprawa się przedawniła. Z tego powodu cztery dni temu umorzono ją na wniosek prokuratury.
Gdyby Jerzy W. skazany prawomocnym wyrokiem stanął jako świadek przed sądem, to nie mógłby powtarzać fałszywych zeznań i być może wskazałby zomowca, który strzelał - informuje "Gazeta Wyborcza".(PAP)