ŚwiatSąd uznał winę Chodorkowskiego i Lebiediewa

Sąd uznał winę Chodorkowskiego i Lebiediewa

Sąd Miejski w Moskwie uznał winę
byłych szefów koncernu naftowego Jukos - Michaiła Chodorkowskiego
i Płatona Lebiediewa za udowodnioną. Sąd nie zakończył jednak
odczytywania werdyktu. Swoje posiedzenie wznowi w środę rano.

Sąd uznał winę Chodorkowskiego i Lebiediewa
Źródło zdjęć: © AFP

Winę Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa potwierdzają materiały sprawy i zeznania świadków - oświadczyła sędzia Irina Kolesnikowa, którą cytuje agencja Interfax.

Korespondent tej rosyjskiej agencji był jednym z zaledwie 10 dziennikarzy, którym w drugim dniu odczytywania uzasadnienia do wyroku pozwolono wejść na salę rozpraw.

Wciąż nie wiadomo, kiedy sąd zakończy czytanie werdyktu. Obrońcy podsądnych przewidują, że może to potrwać nawet do końca przyszłego tygodnia.

Odwlekanie ogłoszenia wyroku świadczy o tym, że próbuje się sprawić, aby opinia publiczna straciła zainteresowanie procesem - powiedział dziennikarzom zgromadzonym przed budynkiem sądu jeden z adwokatów Chodorkowskiego, Robert Amsterdam.

Przed ogłoszeniem przerwy w posiedzeniu sąd uznał, że czyny, których dopuścili się byli szefowie Jukosu, wyczerpują znamiona siedmiu artykułów Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej. Dwa z tych artykułów przewidują kary od pięciu do 10 lat pozbawienia wolności.

Zdaniem obrońców byłych szefów Jukosu, sędzia Kolesnikowa słowo w słowo powtarza akt oskarżenia. Według nich, nie ma wątpliwości, że wyroki będą skazujące. Otwarta pozostaje jedynie kwestia ich wysokości. Prokuratura domaga się dla obu oskarżonych maksymalnego wymiaru kary - 10 lat obozu pracy.

Sąd nie zajął jeszcze stanowiska tylko wobec jednego zarzutu - przywłaszczenia 20 proc. akcji spółki Apatit. Właśnie to oskarżenie było bezpośrednim powodem aresztowania Chodorkowskiego i Lebiediewa w październiku 2003 roku. W opinii adwokatów zarzut ten uległ już przedawnieniu.

Byłym szefom Jukosu postawiono łącznie 11 zarzutów - m.in. niepłacenia podatków, przywłaszczenia powierzonego mienia, fałszowania dokumentów, działania na szkodę spółki i wejścia w zmowę przestępczą.

Sąd Miejski w Moskwie był we wtorek pikietowany przez około 100 przeciwników Chodorkowskiego i Lebiediewa. Demonstranci domagali się "sprawiedliwego" wyroku dla "grabieżców narodu".

Środki bezpieczeństwa przed gmachem sądu były we wtorek jeszcze ostrzejsze niż dzień wcześniej. Porządku pilnowało około 500 funkcjonariuszy milicji i jej oddziałów specjalnych - OMON-u. Plac przed budynkiem i drogi dojazdowe ogrodzono metalowymi barierkami. Były też bramki do wykrywania metali.

Milicja zatrzymywała i kontrolowała wszystkie przejeżdżające samochody, sprawdzała też dokumenty wszystkich przechodniów, w tym dziennikarzy zmierzających do sądu.

Milicjanci nie dopuścili na plac przed budynkiem sądu kilkudziesięcioosobowej grupy zwolenników Chodorkowskiego i Lebiediewa. Kilkunastu z nich zatrzymała.

Poprzedniego dnia to samo spotkało 27 uczestników pikiety w obronie byłych szefów Jukosu. We wtorek rano mieli oni stanąć przed tym samym sądem, przed którym toczy się proces Chodorkowskiego i Lebiediewa. Jednak - jak poinformował dziennikarzy jeden z zatrzymanych, wiceprzewodniczący demokratycznej partii Jabłoko Siergiej Mitrochin - rozprawa przeciwko uczestnikom pikiety nie odbyła się, gdyż "sędziowie uznali, że nie są władni rozpatrywać tej sprawy".

Według Mitrochina, władze przypisują zatrzymanym "organizację nielegalnej pikiety i nieposłuszeństwo wobec funkcjonariuszy milicji". "Ale to nie tak, gdyż pikieta była legalna. Poza tym zatrzymano mnie, gdy osobiście pomagałem milicji w nakłanianiu ludzi do rozejścia się" - powiedział polityk Jabłoka.

Wybitny szachista i jeden z przywódców opozycji demokratycznej w Rosji Garri Kasparow zapowiedział, że wraz z innymi uczestnikami poniedziałkowej pikiety złoży doniesienie do prokuratury na "tych, którzy usankcjonowali napaść na spokojnych obywateli".

Kasparow, który jest jednym z inicjatorów utworzenia Komitetu- 2008, mającego wyłonić wspólnego kandydata obozu demokratycznego w wyborach prezydenckich 2008 roku, zarzucił funkcjonariuszom OMON-u pobicie pikietujących. "Władze użyły siły w najmniej właściwym momencie. Omonowcy nie mieli powodu, by napadać na obywateli" - powiedział Kasparow.

Jerzy Malczyk, Krzysztof Klinkosz

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)