Rządzenie zaczęli od... wydawania na luksusowe auta
Zaczęło się. Zaledwie tydzień po wyborach samorządowcy ruszyli z nowymi zakupami. Urzędnicy prezydenta Wrocławia zamówili limuzynę o gigantycznej mocy silnika - ponad 240 koni i dwa auta 160-konne, w wersji kombi. A na warszawskim Bemowie burmistrz chce mieć wprawdzie skromniejsze z wyglądu auto, za to z pełnym luksusem w środku - na przykład lodówką w podłokietniku.
Świeżo wybrani samorządowcy zaczęli rządzenie od... wydawania. Nic sobie nie robią z tego, że na ich utrzymanie Polacy i tak słono płacą. Same ich pensje kosztują nas około 1,5 mld zł rocznie - prezydenci miast mogą zarobić ponad 12 tys. zł miesięcznie, a burmistrzowie ponad 10 tys. zł.
Teraz kolejne setki tysięcy pójdą na luksusowe samochody, bez których władza nie potrafi funkcjonować. Urzędnicy prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza (51 l.), ogłosili właśnie przetarg na trzy auta. Jedno będzie prawdziwym potworem, bo musi mieć co najmniej 240-konny silnik i napęd na cztery koła. Oprócz tego bi-ksenonowe lampy i pokładową nawigacją satelitarną.
- Niektóre z naszych samochodów mają po 10 lat, a naprawy są bardzo kosztowne, dlatego postanowiliśmy stopniowo wymieniać je na nowe - tłumaczy Paweł Czuma, szef biura prasowego wrocławskiego ratusza.
Ale po co aż 240 koni, co kosztuje krocie? - Duże i mocne auta kupujemy, bo mogą nam się przydać przy kolejnych klęskach żywiołowych, jak ostatnia powódź - dodał Czuma. Tylko po co jechać reprezentacyjną limuzyną w powodziowe błoto?
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl:
Zatrudniają urzędnika od Facebooka