Rozpoczął się proces za seksualne wykorzystywanie pracownicy
Przed Sądem Okręgowym w Świdnicy rozpoczął się proces odwoławczy 10 pracowników zakładu z Bielawy, nieprawomocnie skazanych za seksualne wykorzystywanie podległej im pracownicy. Wyrok w tej sprawie zapadnie 16 grudnia.
Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Sąd wysłuchał mów obrońców skazanych, którzy domagają się uniewinnienia swoich klientów. Mężczyźni w grudniu ubr. zostali skazani przez Sąd Rejonowy w Dzierżoniowie na kary od 2 lat i 10 miesięcy więzienia do pół roku pozbawienia wolności.
Mężczyźni nie przyznają się do winy. Twierdzą, że cała ta sprawa to zemsta pokrzywdzonej kobiety i jej konkubenta za zwolnienie ich z pracy.
O sprawie poinformowali Helsińską Fundację Praw Człowieka, której przedstawicielki przyjechały do sądu w Świdnicy. Nie chcemy o niczym przesądzać, ale w tej sprawie istnieje prawdopodobieństwo, że mogło dojść do naruszenia konstytucyjnego prawa do obrony - powiedziała Agnieszka Eichart z fundacji. Dodała, że sąd I instancji nie przesłuchał świadków obrony.
Poprzedni proces również był utajniony. Nie wiadomo, jakimi dowodami, oprócz zeznań pokrzywdzonej, dysponuje prokuratura.
Z aktu oskarżenia wynika, że do seksualnego wykorzystywania kobiety dochodziło na terenie zakładu przemysłu włókienniczego w Bielawie. 10 mężczyzn w okresie od końca 2000 roku do połowy 2001 roku wielokrotnie doprowadzało podległą im pracownicę do obcowania płciowego. Pokrzywdzona samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Jak zeznała, w obawie przed utratą pracy zgadzała się na takie traktowanie.
Kobieta nie pracuje już w zakładzie w Bielawie. Natomiast oskarżeni przez nią mężczyźni nadal pracują. Jak zapowiedział szef firmy, zwolni pracowników, jeśli wyrok skazujący się uprawomocni.
We wtorek do sądu przyjechało kilka żon i pracownic z Bielawy. Podczas pierwszego procesu kobiety stanęły po stronie oskarżonych. Przed sądem w Dzierżoniowie organizowały pikiety w ich obronie.