Rosiński: "Przestańcie wtrącać młodych w swoje batalie" [OPINIA]
W jednym rzeczywiście PiS ma rację. Ma rację, że obecne starcie jest starciem cywilizacji. Myli się jednak, nazywając je cywilizacjami "życia" i "śmierci". Jest to starcie pokolenia postkomunistycznego z pokoleniem, które o komunie wie tyle, ile powiedzieli mu rodzice i/lub przeczytali w książkach - pisze 24-letni Krystian Rosiński z Wirtualnej Polski.
Dla smutnych i szarych dni z czasów komunizmu potrzebny był silny system wartości, pod którego hasłami można było zjednoczyć naród, a zarazem przeciwstawić go opresyjnej władzy.
Dlatego właśnie kościelny konserwatyzm znalazł tak podatny grunt w Polakach żyjących w tamtych latach. Silny system wartości, wraz z jasnym wskazaniem tego co dobre, a co złe, pozwalał brnąć pod prąd komunistycznej rzeki, wlewającej się codziennie do życia i domów każdego obywatela PRL-u.
Problem w tym, że PRL-u już nie ma i to od ponad 30 lat. A pokolenie, które wyrosło w tamtych latach, nadal toczy swoje batalie o to, kto dokładnie miał rację i czyje jest na wierzchu. I do tej batalii próbuje zaprzęgnąć moje pokolenie.
Mam 24 lata. PRL-u pamiętać nie mogę, bo urodziłem się już w wolnej Rzeczpospolitej Polskiej. Komuna jest dla mnie opowieścią moich rodziców - głównie o problemach z dostępem do podstawowych artykułów. Jest też wyłącznie tym, co wyczytałem w książkach do historii.
Ale mnie już nie obchodzi, kto był tajnym współpracownikiem za komuny. Nie obchodzi mnie, że Aleksander Kwaśniewski był ministrem w komunistycznym rządzie. Nie obchodzi mnie, że Lech Wałęsa przeskoczył przez mur, a Henryka Krzywonos zatrzymała tramwaje. Nie obchodzi mnie to, że Lech Wałęsa i Lech Kaczyński byli internowani, a o naczelnym opozycjoniście Jarosławie Kaczyńskim bezpieka jakoś tak zapomniała. Oczywiście to są ważne elementy naszej historii i każda z wymienionych osób ma zapisaną w niej chlubną (bądź nie) kartę.
Rzecz w tym, że to właśnie jest już historia. To jest problem kompletnie nieprzystający do współczesności. Mieliście ponad 30 lat, aby rozliczyć się sami z tego, po której stronie byliście w tamtych czasach. Skoro go nie wykorzystaliście, to wyłącznie wasza wina i wasza strata.
Czas zauważyć, że wszyscy szafujący kartami przeszłości, są dla mnie - i dla większości przedstawicieli mojego pokolenia - leśnymi dziadkami. Dla mojego pokolenia - ponownie powtórzę: w większości - istotnymi problemami są: kwestia przyszłości Ziemi, ekologii, czy wolności jednostek. Dlatego bardziej palącym problemem jest decyzja, czy dalej będziemy palić w kominach czarnym złotem, niż to, czy dany polityk stał tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Czas zatem zrozumieć, że katolicki konserwatyzm nie przemawia do ludzi, którzy wychowali się w dobie otwartych granic, w dobie integracji Polski z szeroko rozumianym Zachodem. Naturalne było, że ja i ludzie mi podobni, będziemy liberałami.
A na czym ta istotna różnica polega? Na tym, że nie potrzebujemy mądrych głów, autorytetów, mędrców posiadających "szkiełko i oko", którzy będą wiedzieć lepiej, jak powinno być zbudowane społeczeństwo, na jakich wartościach powinno być oparte i jakie fundamenty należy pod nie postawić, by było trwałe i przetrwało zawieruszenia czasu.
Liberał sam wie najlepiej, co jest dla niego dobre. A kult grupy przeciwstawia kultowi jednostki. Dlatego też państwo powinno udostępnić nam możliwość rozwoju i wtrącać się w nasze życie jak najmniej. Bo w końcu jeżeli człowiek się spełnia i rozwija, to jest szczęśliwy. A społeczeństwo złożone ze szczęśliwych jednostek, jest szczęśliwym społeczeństwem.
Oczywiście nie oznacza to, że uważamy, iż możemy wszystko. Dla liberała świętością jest zasada, że jego wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Skoro jednak kościelny konserwatyzm do mnie (i mnie podobnym) nie przemawia, to znaczy, że Kościół i związane z nim osoby nie są już dla nas świętością. Podobne sygnały otrzymujecie już od wielu lat, od czasów haseł JPIIGMD. To była zapowiedź, że w przyszłości nikt w tym kraju nie będzie ślepo patrzył na tę postać - jak wy - i miał na ustach słowa "Jan Paweł II wielkim człowiekiem był". To była zapowiedź, że ten naród będzie gotowy zbadać i rozliczać przypadki pedofilii w Kościele, czy przypadkiem ten "wielki człowiek" nie wiedział o niej i nie tuszował jej przypadków.
Sprawdź: Strajk Kobiet. Kacprzak: "Ataki na świątynie, to najlepsze, co mogło się władzy przydarzyć" [OPINIA]
Dlatego dzisiaj nie oburzają mnie akty wandalizmu w kościołach. To jest krzyk mojego pokolenia wobec waszego. Krzyczymy: zostawcie nas. Chcecie dalej kisnąć we własnym sosie - śmiało. Ale od nas wara. My już nie możemy patrzeć w przeszłość i chwytać za szable, którymi okładacie się od lat. My musimy patrzeć w przyszłość i przeciwdziałać globalnemu ociepleniu. Bo inaczej zabraknie miejsca, w którym będziecie mogli się dalej okładać swoimi racjami. A skoro nie słyszycie haseł młodych z ulicy, to może usłyszycie je z ambony. Albo zobaczycie wypisane na murach swoich miejsc świętych.
Kiedy w 2015 roku dochodziło do przejęcia Trybunału Konstytucyjnego, to w większości na ulicę wyszli ludzie starsi. Dla młodszych to nadal była wojna poprzedniego pokolenia. Wojna, która już młodych nie dotyczy. Kiedy następowało przejęcie KRS dwa albo trzy lata później, młodzi zrozumieli już, że dotyczy to właśnie ich.
Ale na ulice wyciągnęła ich kwestia aborcji - czyli wspomniane starcie cywilizacji kościelnych konserwatystów i liberałów. Moment przełomowy, w którym państwo wprost z butami wbiło się w życie każdego z nas. Młodych właśnie.
Bo to o naszej przyszłości zadecydowano 22 października 2020 roku na al. Szucha 12A, gdzie w przeszłości mieścił się Trybunał Konstytucyjny (do momentu, aż nie został wadliwie obsadzony).
Wkładanie Strajku Kobiet (który z całego serca popieram) w ramy walki pokolenia postkomunistycznego nie wypali. Bo nikogo z nas nie rusza, że ktoś nam powie, że jesteśmy gorsi od komunistów, albo że stoimy tam, gdzie kiedyś stało ZOMO. Bo to przyłożenie waszych konfliktów z przeszłości do naszych współczesnych problemów.
Krystian Rosiński dla WP Opinie