Reymont na pielgrzymce
5 maja 1894 roku. Pielgrzymka na Jasną Górę opuszcza warszawską Pragę. W czterotysięcznym tłumie pątników znajduje się młody inteligent Władysław Reymont. Z jaką intencją pielgrzymował i w jaki sposób droga do Częstochowy zmieniła jego życie?
Dzięki niezwykłemu zmysłowi obserwacji pisarza możemy przyjrzeć się, jak wyglądała pielgrzymka przed ponad stu laty. Trudno oprzeć się uderzającemu wrażeniu, że najbardziej zmienił się krajobraz Polski, którą przemierzają pątnicy. Nie uległy natomiast zmianie motywy pielgrzymowania i to, co w drodze zbliża ludzi ku sobie.
Pielgrzymka z końca XIX wieku mieniła się barwami ludowych strojów. Od strony Warszawy najwięcej maszeruje chłopów z Mazowsza, jest też biedna zagrodowa szlachta; trochę ludzi z Pragi, mało jest miejskiej inteligencji. Tłumowi towarzyszy kawalkada prawie osiemdziesięciu chłopskich wozów, wioząca tych, którzy nie mogą iść o własnych siłach. Za przewóz bagażu trzeba zapłacić od 30 do 50 kopiejek. Spano w chatach, stodołach udostępnianych przez gościnnych ludzi w mijanych miejscowościach lub – gdy zabrakło miejsca albo pogoda sprzyjała – pod gołym niebem. Na pielgrzymów czekały liczne przydrożne szynki, które jednak nie miały krociowych zysków – pątnicy w drodze żywili się głównie chlebem i herbatą. Pielgrzymka miała mniej zorganizowaną formę niż dzisiaj, o ducha w gromadzie dbali spontanicznie starsi pątnicy, intonujący pieśni i odczytujący na postojach Pismo Święte.
Reportaż sceptyka
„Idę wyekwipowany jak można najskromniej – notuje 27-letni pisarz. – Jakaś sędziwa okrywka, płaski kapelusz i parasol nie odróżniają mnie zbytnio od tłumów. (…) Chciałbym się nawet poddać tej fali ludzkiej, byle wyczuć ten prąd, jaki ją musi przenikać – ale nie mogę...”. Spojrzeniem na świat Reymont zapewne niewiele różnił się od współczesnych mu młodych artystów. Koniec wieku XIX to okres skrajnego sceptycyzmu, dekadencji i poszukiwania mistycznych doznań, zainteresowania okultyzmem, religiami Wschodu. Reymont wchodzi w tłum pielgrzymów jako sceptyk; ktoś zdystansowany, artysta wyalienowany z chłopskiej gromady. Przywiodła go tu raczej ciekawość, chęć opisania fenomenu pielgrzymki. Szybko jednak zaczyna mu ciążyć i złościć to, czym obrósł w Warszawie – zmanierowanie młodego artysty. Między mieszkańcami wsi czuje się niepewnie. „Nie umiem znaleźć słowa ani pojęcia prostego i naturalnego, aby się nimi włamać do ich dusz”. Aż trudno uwierzyć, że są to słowa późniejszego autora „Chłopów”, który jak nikt inny
potrafił sportretować wiejską społeczność.
Pielgrzymka pozwala przełamać społeczne podziały, każdy tu mówi do innych nie inaczej niż „siostro” i „bracie”. Ktoś, kto próbuje bronić swoich przywilejów albo wynosić nad resztę, wypada groteskowo i żałośnie. Opisując pielgrzymkę, Reymont przedstawia właściwie naród: „Pieśń ta ogólna, razem śpiewana, kończy się. Starszy brat intonuje inną, ale równocześnie zaczyna brzmieć dziesięć co najmniej śpiewów o odrębnej melodii. Teraz widać, że to olbrzymie ciało nie ma głównego i jedynego środka: ma ich kilkanaście; widać setki gromad, idą swojacy przy swojakach, parafiami, wsiami, ba! Nawet powiatami i zawsze ktoś wysuwa się na czoło, rozkłada książkę i intonuje pieśń nową”. Czucie i wiara
W studium o relacji Reymonta Ludwik Krzywicki zauważył, że wędrówka autora „Pielgrzymki do Jasnej Góry” to opis „jaźni zbiorowej”, którą łączy ustnie przekazana tradycja. Upojony zbiorowymi uczuciami, zachwycony prostotą obyczajów, brakiem zniewalającego konwenansu, pisarz stopniowo daje się porwać tłumowi, staje się jego częścią. Wrażliwość artystyczna okazuje się dla niego furtką, przez którą zbliża się do wiary. Relacja opatrzona jest cytatem z „Romantyczności” Mickiewicza: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie / Niż mędrca szkiełko i oko”.
Ważnym wydarzeniem na trasie staje się rozmowa z sędziwym kapucynem, ojcem Prokopem. Ojciec Prokop, Jan Tomasz Leszczyński, uczestnik powstania listopadowego, był w Kościele postacią znaczącą, prowincjałem zakonu. Swego czasu nie przyjął godności arcybiskupa Warszawy. Nie jest to więc stereotypowa dyskusja człowieka wykształconego z twardym orędownikiem dogmatu; to spotkanie dwóch żywych umysłów. Ojciec Prokop wypytuje młodego pisarza o nowe prądy literackie, najnowsze osiągnięcia nauki. Reymont wyjawia też reporterski cel swojej podróży, przyznaje, że uwierzył w głęboką wiarę prostych ludzi. Ojciec Prokop chwali myśl opisania pielgrzymki, zwraca uwagę na to, by nie sądzić chłopskiej masy pochopnie. W tak dużym tłumie znajdą się zawsze także złe jednostki; zewnętrzna szorstkość i prostactwo przykrywają niejednokrotnie głębokie potrzeby serca. Ojciec Prokop poprzez Chrystusa jest bliżej człowieka, to zawstydza pielgrzyma-reportera i budzi w nim pokorę. Ale najważniejsze przemiany zachodzą w młodym Reymoncie w
czasie drogi – przede wszystkim nie wątpi już on w głęboką wiarę prostych ludzi. Zarówno w wieku XIX, jak i dziś prostą wiarą zazwyczaj się pogardza, często bezpodstawnie zarzucając jej płytkość.
Nie jestem w stanie dać nic
Im bliżej Jasnej Góry, tym bardziej autor reportażu wrasta w gromadę: „Daję się porwać strumieniowi i płynę – dokąd?... nie pytam, bo jest mi dobrze. (…) Nie jestem nawet wolą, jestem tylko pewną sumą mięśni, wprawionych w ruch i zautomatyzowanych, z natężoną ustawicznie czuciowością. Jestem tylko tętnem jednym tego serca, co ma przeszło cztery tysiące głów. Nikt tu nie ma maski, nawet imienia”. Pielgrzymka ma wymiar duchowy, ale oczywiście po drodze znajdują się konkretne miejscowości, które Reymont utrwala w kilku słowach czy zdaniach. Trasa wiedzie przez Pragę, Ochotę, Raszyn, Łazy, Tarczyn, Grójec, Belsk, Łęczeszyce, Mogielnicę, Nowe Miasto, Różanną, Studzienną, Wielką Wolę, Przedbórz, Wielgomłyny, Cielętniki, Dąbrowę, św. Annę pod Przyrowem... Falują łany zbóż, lasy pachną, kościoły kuszą ciszą i skupieniem, chłopskie chaty stoją otworem dla zdrożonych gości. Uniesienie nie daje się opisać słowami. Stojąc przed obliczem Matki Bożej, Reymont zapisze jedynie: „Tu – nie jestem w stanie dać nic – co uczułem
sam, zostawiam dla siebie”.
Powstała z notatek „Pielgrzymka do Jasnej Góry” była pierwszą książką, którą młody autor zwrócił na siebie uwagę czytelników i znawców. Pielgrzymka zmieniła go wewnętrznie i tak na dobrą sprawę zrodziła jako pisarza – tutaj pierwszy raz błysnął swoim talentem. Ten znakomity debiut późniejszego noblisty jest po przeszło stu latach nadal bardzo aktualny i stanowi jeden z najwspanialszych polskich reportaży. I tak w jakiś sposób Reymonta zawdzięczamy Matce Bożej...
Artur Nowaczewski, poeta, krytyk literacki