Rekonstrukcja rządu. Połączenie MEN z MNiSW. "Poszkodowani będą uczniowie"
- Połączenie ministerstw edukacji i nauki to fatalny pomysł - mówią zgodnie nauczyciele, z którymi rozmawiamy. Ich zdaniem pogłębi to chaos już panujący w oświacie. Co więcej, grozi to niedofinansowaniem jednej ze stron kosztem drugiej. - Ucierpią na tym głównie uczniowie - dodają.
Połączenie Ministerstwa Edukacji Narodowej i Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego to jedno z założeń jesiennej rekonstrukcji rządu. Potwierdził to w programie "Tłit" Wirtualnej Polski wicemarszałek Senatu. - To jedna z koncepcji konsolidacji rządu. Są takie resorty, w których połączenie wydaje się celowe. Ale nie będę przesądzał - mówił w piątek rano Marek Pęk.
Nauczyciele, z którymi rozmawiamy, nie są zadowoleni z tego pomysłu.
Połączenie ministerstw. "Ktoś zawsze zostanie zaniedbany"
- Połączenie jak najbardziej niezasadne. Oczywiście wszystko tłumaczone jest oszczędnościami, tylko szkoda, że rząd chce oszczędzać na edukacji. Zresztą nie pierwszy raz tak się dzieje - komentuje Artur Sierawski z inicjatywy Superbelfrzy RP. - Po drugie będzie to niekorzystne zarówno dla uczelni, jak i szkół. Zawsze któraś ze stron będzie zaniedbana bądź niedofinansowana kosztem drugiej - dodaje. Ocenia też, że ucierpią przez to uczniowie. I nauczyciele.
- Zamiast połączenia, poszedłbym w ścisłą współpracę ministerstw czy korelacje - podsumowuje.
Podobnie zdanie ma Lidia Różacka, nauczycielka języka polskiego w liceum i technikum na Śląsku. Jej zdaniem, z takiego połączenia nic się na lepsze nie zmieni. - Polska ma marne osiągnięcia naukowe, więc powinno się dbać o odrębność instytucji dotyczących uczelni i szkół. Połączenie spowoduje przeznaczanie jeszcze mniejszych nakładów finansowych, tak przecież potrzebnych, na edukację i szeroko pojęta naukę - ocenia.
Anna Schmidt-Fic, liderka inicjatywy "Protest z Wykrzyknikiem", dodaje: - Pomysł budzi nasz najwyższy niepokój. Po wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i ostatnio marszałka Ryszarda Terleckiego na temat konieczności programowej reformy szkolnictwa, która pozwoli kształtować "właściwe" postawy młodego człowieka, obawiamy się, że zmiana ma na celu pozbawienie zarówno szkół średnich, jak i uczelni wyższych autonomii oraz centralne kontrolowanie procesu edukacji. Marszałek Terlecki nie ukrywał, że celem jest uzyskanie głosów młodych wyborców w kolejnych wyborach.
"Większy chaos"
Mirka, nauczycielka pracująca w przedszkolu w Łodzi, dodaje: - Połączenie to kiepski pomysł. Chaos będzie jeszcze większy, niż jest teraz. Nawet gdyby na czele tego superresortu stanął sensowny minister. O ile taki istnieje.
- Jeden minister od wszystkich szczebli edukacji? To naprawdę nie przyniesie niczego dobrego. Od każdego etapu edukacji powinien być minister-specjalista - dodaje Mirka. Jej zdaniem MEN w obecnej postaci też się nie sprawdza. - Było to widać po nauce zdalnej. To jak ma się sprawdzić superministerstwo z połączenia dwóch? - pyta.
- Z punktu widzenia nauczyciela to wszystko to są pozorowane zmiany - ocenia inny nauczyciel liceum z Wałbrzycha, Rafał. - Od czasu strajku i "okrągłego stołu" poświęconego - rzekomo - oświacie, problem oświaty w Polsce został zamieciony pod dywan albo złożony na ołtarzu wyższych (wyborczych) celów - dodaje. Jego zdaniem zmiana ministerstwa na ministerstwo to jak wiara, że mieszanie łyżką herbaty powoduje, że staje się słodka. - Podobny "wpływ" z punktu widzenia nauczyciela mają zmiany ministrów - podkreśla nauczyciel.
- Żadne zmiany - ani strukturalne, ani finansowe (poza kosztami połączenia ministerstw) za tym nie pójdą do szkół - dodaje.