Ratownik: "Umieramy w wieku 40 lat. Nie dożywamy emerytury"
- Ratownicy umierają w miejscu pracy w wieku 40 lat. Doznają udarów, zawałów. Nie znam ani jednego sanitariusza, który dożyłby emerytury - mówi Roman Badach-Rogowski, ratownik medyczny.
Roman Badach-Rogowski udzielił obszernego wywiadu portalowi gazeta.pl. Od prawie 30 lat jeździ jako ratownik karetką Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego SPZOZ w Zielonej Górze. Jak mówi, mimo tak długiego doświadczenia w zawodzie, często się zdarza, że sytuacja go zaskakuje.
Ostatnio zaszokował go wyjazd do samotnej 81-letniej kobiety z chorobą Altzheimera. Syn zostawił ją bez opieki i wyjechał do USA.
Zdaniem ratownika aż 75 proc. wezwań nie ma uzasadnienia. Zdarza się, że jadą karetką do osoby, która upadła na podłogę, a jest zbyt otyła, żeby sama wstać. Ratownicy przyjechali tylko po to, aby ją podnieść i posadzić na fotelu.
"Bierzemy pacjenta i zwiewamy"
Najbardziej niebezpieczne są wyjazdy na dyskoteki i na imprezy z pijanymi ludźmi. - Wtedy robimy szybką akcję - bierzemy pacjenta do karetki i zwiewamy. Nie ma innego wyjścia. Nieraz kompani pacjenta huśtali się na karetce albo wybijali w niej szyby. Nigdy też nie wiemy, jak zareaguje człowiek po dopalaczach, bo się nie kontroluje. Pobicia ratowników medycznych są na porządku dziennym - mówi.
"Nie dożywamy emerytury"
Jak mówi, ratownicy medyczni walczą o wczesniejsze emerytury. Wszystko dlatego, że - jego zdaniem - nie dożywają wieku, kiedy zaczyna im ona przysługiwać. - Nie znam w tej chwili ani jednego sanitariusza, który dożyłby emerytury, czyli osiągnął, pracując w zespole ratownictwa medycznego, wiek minimum 60 lat.
Źródło: gazeta.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl