PolskaRatownicy wrócili w rejon poszukiwań górnika z kopalni Mysłowice-Wesoła

Ratownicy wrócili w rejon poszukiwań górnika z kopalni Mysłowice-Wesoła

Ratownicy, wycofani w czwartek rano z miejsca poszukiwań górnika zaginionego 6 października po wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła, wrócili już w rejon rozlewiska, które uniemożliwia im dotarcie do poszukiwanego. Kontynuują pompowanie wody.

Ratownicy wrócili w rejon poszukiwań górnika z kopalni Mysłowice-Wesoła
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel

- Zgodnie z protokołem zespołu specjalistów ratownicy będą mogli przejść przez pierwsze rozlewisko dopiero wówczas, gdy poziom wody w najgłębszym miejscu spadnie poniżej pół metra. Obecnie wynosi on 1,3 m, co praktycznie oznacza jeszcze kilkanaście godzin pompowania - powiedział rzecznik KHW Wojciech Jaros.

Przypomniał, że po wypompowaniu wody z rozlewiska ratownicy będą mieli do pokonania kolejną nieckę, także wypełnioną wodą. - Jest jej jednak zdecydowanie mniej niż w pierwszej - zaznaczył Jaros.

W czwartek rano ratownicy zostali po raz kolejny wycofani do bazy z uwagi na groźne stężenia gazów, które weszły w tzw. trójkąt wybuchowości. Musieli czekać na poprawę warunków. Wrócili do pompowania, gdy stężenia gazów spadły i ustabilizowały się.

Rozlewisko w zagłębieniu terenu (tzw. muldzie) wypełnia woda napływająca z górotworu oraz - prawdopodobnie - pochodząca z uszkodzonego wskutek wypadku rurociągu (później odciętego). Ratownicy rozpoczęli próby usuwania przeszkody w poniedziałek, jednak na dobre udało się im rozpocząć pracę we wtorek - wcześniej kilkakrotnie byli wycofywani po czasowych wzrostach stężeń niebezpiecznych gazów.

Przez całą ostatnią noc ratownicy wypompowywali wodę z rozlewiska. Udało im się dołożyć kolejne 20-metrowe odcinki dostarczającego powietrze lutniociągu oraz tzw. linii chromatograficznej, która umożliwia ciągłe badanie składu kopalnianej atmosfery. W nocy podjęli też próbę forsowania rozlewiska, udało im się przejść ok. 30-40 metrów.

- Dalej nie przedzierali się, ponieważ poziom wody sięgał już ich aparatów oddechowych. Poza tym zadymienie, widoczność w tym miejscu - jako że odeszli ok. 30 metrów od końcówki lutniociągu - była na tyle niska, że któryś z ratowników mógł potknąć się, uszkodzić aparat, napytać sobie nieszczęścia - relacjonował kierownik działu energomechanicznego w kopalni Grzegorz Standziak. Ratownikom udało się dojść na odległość 140 m od miejsca, gdzie spodziewają się znaleźć poszukiwanego.

W czwartek rano Standziak był m.in. pytany o docierające do mediów sygnały o przekroczeniach czasu pracy biorących udział w akcji ratowników, a także o ich skargach na niewystarczające zabezpieczenie. Inżynier zaznaczył m.in., że nad czasem pracy ratowników czuwa cały czas pracujący pod ziemią lekarz. Dodał, że maksymalny teoretyczny czas ich pracy ogranicza do czterech godzin konstrukcja aparatów oddechowych. Rzeczywisty czas określany jest na miejscu, przede wszystkim na podstawie warunków klimatycznych.

Podczas czwartkowego briefingu przed kopalnią rzecznik KHW poinformował o odwołaniu tego dnia dotychczasowego dyrektora kopalni Mysłowice-Wesoła. Przez ostatnie ok. 1,5 roku funkcję tę pełnił Eugeniusz Małobęcki.

Na stanowisko dyrektora Mysłowic-Wesołej powołany został dotychczasowy dyrektor innego zakładu KHW - kopalni Wieczorek - Marek Pieszczek. Obowiązki dyrektora Wieczorka będzie pełnił dotychczas naczelny inżynier tamtej kopalni Jarosław Jamrozy. Pytany, czy zmiany mają bezpośredni związek z ubiegłotygodniowym wypadkiem w Wesołej, Jaros wskazał, że zarząd Holdingu nie upublicznia uzasadnień tych decyzji.

W poniedziałek wieczorem minął tydzień od katastrofy w mysłowickiej kopalni. Na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło do szpitali. 42-letniego kombajnisty dotąd nie odnaleziono. W poniedziałek rano w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarł jeden z najciężej rannych, 26-letni górnik.

W siemianowickiej placówce jest nadal 21 najciężej poszkodowanych. Stan dwóch z nich był w czwartek bardzo ciężki, a jednego - jak podali lekarze - "ekstremalnie ciężki".

Okoliczności wypadku wyjaśniają Prokuratura Okręgowa w Katowicach i Wyższy Urząd Górniczy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (49)