"Putin nie docenił Trumpa albo przecenił siebie". Wojna szybko się nie skończy?
Według niemieckiego kanclerza Friedricha Merza Kijów i jego sojusznicy wyczerpali "wszystkie środki dyplomatyczne" i powinni przygotować się na długotrwałą wojnę z Moskwą. Zachód zdecydował się więc udzielić długo wyczekiwanej zgody na użycie przez ukraińską armię broni dalekiego zasięgu do uderzenia celów w głąb Rosji. - Najwyraźniej Putin nie docenił Trumpa albo przecenił siebie - mówi WP płk. rez. Piotr Lewandowski.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby nadal wspierać Ukrainę militarnie - powiedział Friedrich Merz w radiu WDR. Kanclerz ogłosił też, że nie będzie już więcej żadnych ograniczeń zasięgu broni dostarczanej Ukrainie.
Merz podkreślił, że rozmawiał o tym z francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem i polskim szefem rządu Donaldem Tuskiem podczas ich wspólnej wizyty w Kijowie. Dotyczyło to również broni dostarczanej przez Wielką Brytanię i USA. A to oznacza to, że Ukraina może teraz również bronić się, atakując pozycje wojskowe w Rosji.
- Do niedawna Ukraina nie była w stanie tego zrobić lub tylko w kilku wyjątkowych przypadkach, ale teraz może - mówił Merz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjski pociąg w ogniu. Ukraińcy zaskoczyli armię Putina
Z kolei ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski przekonywał, że z danych wywiadu wynika, że Putin oraz jego otoczenie nie planują zakończenia wojny.
- Rosja liczy na kontynuowanie wojny i jest to jawna zniewaga wobec tych, którzy chcą pokoju, którzy chcą działać poprzez dyplomację - mówił w mediach społecznościowych.
Na początku maja Zachód dał Moskwie ultimatum dotyczące zawieszenia broni, grożąc zaostrzeniem sankcji. Rosyjski dyktator Władimir Putin odpowiedział najpierw propozycją bezpośrednich rozmów z Kijowem w Stambule, a następnie memorandum w sprawie zawieszenia broni podczas kolejnej rozmowy telefonicznej z prezydentem USA Donaldem Trumpem, ale żadna z tych propozycji nie doprowadziła do zawieszenia broni.
A w ostatnich dniach Rosja przeprowadziła masowy na Ukrainę, używając setek dronów i rakiet przez trzy noce z rzędu, co wywołało gniew zachodnich przywódców, w tym Donalda Trumpa, który powiedział, że "Putin całkowicie oszalał".
Zdaniem płk. rez. Piotra Lewandowskiego, ostatnie działania na froncie były podporządkowane doraźnym celom politycznym.
- W tym kontekście bardzo ważne było fiasko rozmów w Turcji. Po nieudanych negocjacjach Rosja wzmogła ataki na ukraińską infrastrukturę i zintensyfikowała działania na lądzie, w szczególności w centralnym Donbasie. Dlaczego? Putin bowiem uznał, że nie będzie kręcił Trumpem tak, jak chce. Można lubić amerykańskiego bądź krytykować, ale mimo wszystko Trump pierwszym z brzegu naiwniakiem nie jest - mówi Wirtualnej Polsce płk. rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie.
Jak podkreśla, Trump jest co prawda egocentrykiem, ale przede wszystkim politykiem obracającym się w świecie biznesu.
- I wyczuwa, kiedy ktoś go robi w konia. A najwyraźniej Putin nie docenił trochę Trumpa albo przecenił siebie - jako drugi egocentryk. Co więc teraz pozostało rosyjskiemu prezydentowi? Wrócić do opcji militarnego złamania Ukrainy na froncie i jej społeczeństwa. Stąd mieliśmy w weekend największy atak dronowy od początku wojny, wsparty uderzeniem pocisków manewrujących - przypomina były wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spektakularne uderzenie na froncie. BMP-3 Rosjan wyleciał w powietrze
Zdaniem Piotra Lewandowskiego, wydaje się, że po tym Trump przestał już liczyć, że ugra, co chciał i obiecywał w Stanach Zjednoczonych.
- Ważna w tym rola Europy, która nie przestraszyła się Putina i nie odeszła od stolika. I grała kartami, w które grał Trump. Dzięki temu nie poszło tak, jak sobie planował rosyjski przywódca. Myślał, że jak przedstawi swoje warunki bez ustępstw i de facto będące kapitulacją Ukrainy, to Trump przekona Kijów, żeby je zaakceptowali. Tymczasem amerykański prezydent powiedział: OK, ale to Putin ma się dogadać z Zełenskim. A - jak widzimy - Rosja z Ukrainą nie ugrała nic i nie chce się dogadać. Bo najpierw musiałaby podpisać porozumienie pokojowe, a tego nie zrobi - uważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Według Lewandowskiego, decyzja Zachodu ws. braku ograniczeń zasięgu broni dostarczanej Ukrainie to odpowiedź Europy na zlekceważenie przez Rosję propozycji rozejmu złożoną po spotkaniu w Kijowie.
- Kreml to wyśmiał. A dodatkowo Zachód wykorzystał pretekst po największym ataku dronowym na Ukrainę - mówi były wojskowy.
Z kolei jak przypomina Mariusz Marszałkowski, ekspert portalu Defence24.pl, chodzi o zluzowanie wcześniejszych obostrzeń dotyczących użycia broni do ataków także głęboko na terytorium Rosji.
- Do niedawna Ukraina nie była w stanie tego zrobić lub tylko w kilku wyjątkowych przypadkach, ale "teraz może". Kluczowy byłby tutaj pocisk manewrujący Taurus o zasięgu 500 km, który mógłby dosięgnąć nawet Moskwy, ale nie został jeszcze dostarczony przez Berlin. Według niemieckich źródeł przekazanie blokuje USA. Choć te informacje trzeba brać w nawias. Za kadencji kanclerza Olafa Scholza Niemcy tej broni w ogóle nie chciały dostarczyć - mówi WP Mariusz Marszałkowski.
W jego ocenie, nadal jesteśmy świadkami targów między USA a Rosją w sprawie wojny w Ukrainie.
- Trump myślał, że będzie się zwracał do Putina jak do kolegi, a dzięki temu będzie z nim można "załatwić" zakończenie wojny. Argumentował, że go zna i podziela z nim personalną sympatię. Widać, że to już nie działa. Trump wierzył, że może Putina zagłaskać. Okazało się, że się nie da. Pozostaje teraz argument zwiększonych dostaw uzbrojenia Ukrainie. Tylko element siły może zmusić Putina, by rozmawiać z nim z pozycji siły - podkreśla Mariusz Marszałkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska