"Psychologiczny cios dla reżimu" - eksperci o sytuacji w Syrii
Zamach na dowódców reżimu w Syrii to silne uderzenie, ale o bardziej psychologicznym niż realnym wymiarze z uwagi na przewagę militarną armii nad rebeliantami. Odwet będzie jeszcze krwawszy, bo reżim gotów jest na wszystko, by ocalić władzę - sądzą eksperci.
19.07.2012 | aktual.: 19.07.2012 18:15
W rozmowie z PAP prof. Marek Dziekan, kierownik katedry Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki Uniwersytetu Łódzkiego, ocenił, że środowy zamach na siedzibę biura bezpieczeństwa narodowego w Damaszku "rzeczywiście był uderzeniem bardzo zdecydowanym i ostrym" i o znaczeniu "psychologicznym, gdyż władza poczuje się osaczona".
Wśród zabitych jest szef resortu obrony Daud Radża, szwagier prezydenta i wiceminister obrony Asef Szawkat oraz gen. Hassan Turkmani, b. minister obrony i szef komórki kryzysowej odpowiedzialnej za tłumienie trwającej w kraju od 16 miesięcy rewolty przeciwko prezydentowi Baszarowi al-Asadowi.
- Można mieć nadzieję, że działania strony rządowej mogą osłabnąć, ale raczej nie dlatego, że ta strona rzeczywiście osłabła, tylko dlatego, że czuje się bardziej osaczona i mniej bezkarna. Widać bowiem, że nawet w takich miejscach jak centrum Damaszku mogą nastąpić ataki; że kierownictwo władz nigdzie nie może czuć się bezpiecznie - tłumaczył Dziekan.
Spytany, jak w dalszej perspektywie taki cios w samo serce reżimu może oddziaływać na rozwój wypadków, Dziekan odparł: - To niestety bardzo trudno stwierdzić, ponieważ nie wiemy, kto zastąpi polityków, którzy zginęli w zamachu - czy ludzie mający bardziej otwarte spojrzenie na sytuację, czy być może ci dużo bardziej zamknięci.
Prof. Dziekan podsumował, że rozwój sytuacji w Syrii po zamachu należy rozpatrywać "tylko i wyłącznie na poziomie psychologicznym, natomiast dużo mniej w kontekście politycznym, ponieważ sam prezydent pozostał u władzy".
"Droga prowadząca do końca reżimu"
Nieco innego zdania jest Salman Szaikh, ekspert od spraw zagranicznych z Brookings Doha Center. - (Środowe) wydarzenia pokazują nam, że jesteśmy na drodze prowadzącej do końca tego reżimu - powiedział i dodał, że na liście zabitych nie było Mohameda Nasifa, "ojca chrzestnego" aparatu bezpieczeństwa. - Gdyby on zginął, faktycznie moglibyśmy mówić, że w Syrii "gra się skończyła" - ocenia.
Gala Riani, analityczka od spraw bliskowschodnich z firmy doradczej Control Risks w Londynie, na którą powołuje się Reuters, powiedziała, że zamach był "w pewnym sensie najbardziej udanym bezpośrednim atakiem na reżim, do jakiego doszło do tej pory". Według niej nadchodzące dni będą "kluczowe i będą stanowiły o tym, w którą stronę potoczy się konflikt". Jej zdaniem można oczekiwać, że "w najgorszym razie sytuacja będzie się nadal pogarszała, lecz jeszcze trochę minie, zanim reżim Asada upadnie".
Dojdzie do "czyszczenia" Damaszku?
Dla Daniela Bymana, analizującego sytuację dla waszyngtońskiego Brookings Institution, najważniejszą kwestią jest, jak drastycznie wzrośnie przemoc w Syrii. Obecnie mamy do czynienia "zarówno z desperacką chęcią obrony Damaszku (przez reżim) i zemstą za śmierć prominentnych oficjeli, co może doprowadzić do translokacji syryjskich oddziałów ze Wzgórz Golan, by zrównać z ziemią rebelianckie przedmieścia" - uważa ekspert.
Przypomina, że Damaszek jest bardzo zróżnicowanym miastem. - Oczywiście wielu zwolenników reżimu znajduje się w stolicy, lecz są również biedniejsze dzielnice na obrzeżach miasta, w których żyje wielu sunnitów, wrogich władzom - zaznacza Byman.
Wśród syryjskiej opozycji i powstańców przeważają muzułmanie sunnici, podczas gdy większość establishmentu rządowego, w tym sam prezydent Asad, wywodzi się spośród alawitów, grupy wyznawców skrajnego odłamu szyizmu.
- Wraz ze wzrostem przemocy w Damaszku, będziemy świadkami "czyszczenia" dzielnic przez zwolenników obu stron. W jeszcze większej liczbie dzielnic reżim może w demonstracyjny sposób rozmieścić ciężką broń - przewiduje Byman, który jest ekspertem od spraw walki z terroryzmem i kwestii bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
Bezradność międzynarodowej wspólnoty
W ocenie prof. Dziekana "zbyt wiele osób u władzy w Syrii ma zbyt wiele do stracenia, żeby nagle władzę oddać". - Alawici będą walczyć, żeby się utrzymać, gdyż kiedy stracą władzę, będą praktycznie unicestwieni - podkreślił.
- Siły sunnickie w Syrii są większościowe, ale nie są u władzy, więc mają zdecydowanie mniej do stracenia - tłumaczył Dziekan.
Odnosząc się do podejrzeń, że do zamachu doszło, gdyż reżim kruszeje od wewnątrz i stał za nim ktoś z otoczenia Asada, polski ekspert odparł: - Jest to jedna z prawdopodobnych wersji, tym bardziej, że wiadomo, iż cześć generałów, którzy wcześniej stali po stronie rządowej, uciekła do Turcji. Pokazuje to, że nie ma takiej absolutnej jedności w obozie władzy. Ostatecznie jednak ekspert ocenił, że na razie to nie ten przypadek, gdyż w Syrii "nie dochodzi do masowego rozbijania strony rządowej".
Profesor Dziekan ocenił, że w obecnej sytuacji "wspólnota międzynarodowa jest bezradna". Podkreślił natomiast, że wielkim błędem byłaby interwencja zbrojna w Syrii, co widać na przykładzie ostatnich konfliktów jak np. w Libii. - (Interwencja) tylko nakręca konflikt i tworzy kolejne wewnątrz społeczeństwa, gdyż powstaje wtedy jeszcze spór między tymi, którzy popierają interwencję a tymi, którzy są jej przeciwni - ocenił.
"Psychologiczny bodziec"
Anthony Skinner, szef bliskowschodniej firmy doradczej Maplecroft, cytowany przez Reutera, uważa, że zamach przeprowadzony podczas posiedzenia wysokich funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa i członków rządu w sercu Damaszku, wysyła "poważną informację, że nie są oni bezpieczni i prawdopodobnie przyspieszy erozję poparcia dla reżimu".
Jednak zamach, do którego przyznało się nieznane wcześniej ugrupowanie rebelianckie Liwa al-Islam (Brygada Islamu) i opozycyjna Wolna Armia Syryjska (WAS), w której skład wchodzą dezerterzy z sił reżimowych oraz uzbrojeni cywile, nie zmienia faktu, że siły Asada mają znaczną przewagę militarną nad rebeliantami - podkreśla agencja Reutera.
Skinner zastrzega jednak, że "psychologicznie będzie to najpewniej dla WAS znaczący bodziec i może spowodować więcej dezercji na wysokich szczeblach władzy".
Cytowany przez Reutera Ayham Kamel z organizacji Eurasia uważa, że "ofensywa rebeliantów, podobnie jak ten zamach bombowy, mogłaby być zachętą do kolejnych dezercji; może się jednak okazać strategiczną pomyłką, ponieważ rebelianci mogą zostać rozbici przez większą siłę ognia, a sprzyjające im części kraju mogłyby zostać poddane represjom". - W najbliższych tygodniach w Syrii zostanie najpewniej rozlokowana ciężka broń i reżim prawdopodobnie posunie się do pewnego rodzaju kolektywnego ukarania regionów kontrolowanych przez rebeliantów - ostrzega ekspert.