Przyjaciel Starowieyskiego: skąd on tyle wiedział?
Marek Mielniczuk, właściciel galerii i jeden z najbliższych przyjaciół Franciszka Starowieyskiego mówi o zmarłym jako o "facecie z wielką klasą": erudycie, wybitnym artyście, życzliwym ludziom człowieku. Mówi, iż nie wie, skąd Starowieyski tyle wiedział.
23.02.2009 | aktual.: 24.02.2009 09:37
Mielniczuk mówi, iż czasem myśli o Starowieyskim jako o polskim Leonardzie da Vinci, człowieku renesansu, którego otwartość na wiedzę była imponująca.
Mielniczuk był jednym z ostatnich, którzy odwiedzili chorego na serce Starowieyskiego w szpitalu. Opowiadał, że wraz z bratem artysty i żoną siedli we troje, a Starowieyski powiedział, że odchodzi. Przyjaciel artysty zapamiętał go jako wysportowanego, pięknego mężczyznę, ceniącego tężyznę fizyczną, którego w ostatnich godzinach życia bardzo bolała bezradność.
Według Mielniczuka, Starowieyski żywił ogromną miłość do sztuki nie tylko jako artysta, ale także jako kolekcjoner. Jak dodał, ich rozmowy w galerii często dotyczyły pięknych, starych przedmiotów. Mielniczuk dodaje, że artysta był także prowokatorem, ale w dobrym sensie tego słowa. Był człowiekiem odważnym i potrafiącym mówić prawdę. Jednak nigdy nie był zawistny, wspaniale mówił o innych malarzach. Nie miał w sobie złości, zazdrości, o nikim źle nie mówił.
Starowieyski, zdaniem Mielniczuka był artystą, dla którego ogromnie cenna była tradycja. Sam był jej żywym nośnikiem, pochodził przecież z ziemiańskiej rodziny, ale nie wywyższał się, przypomniał przyjaciel zmarłego.
Dodał, że "Franek" chciałby, by wszyscy wspominali go z uśmiechem, jako wspaniałego Byka, który prowokuje, maluje coś w Brukseli, zaskakuje. Zdaniem Mielniczuka nie chciałby być martwym książkowym symbolem.
Franciszek Starowieyski zmarł w poniedziałek w Warszawie. Miał 79 lat.