Prowokacyjny tekst "Washington Post". Piszą o "polskich obozach śmierci"
"Polskie obozy śmierci" - taki tytuł nosi komentarz redakcji "Washington Post". W ten sposób dziennik protestuje przeciwko uchwalonej przez Sejm nowelizacji ustawy o IPN. W imię wolności słowa i swobody dyskusji o Holokauście.
01.02.2018 | aktual.: 01.02.2018 12:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak przyznaje we wstępie tekstu rada redakcyjna dziennika, określenie zawarte w tytule jest "co najmniej zwodnicze", przez co polityka gazety zalecała unikanie jego stosowania. Dodaje, że polscy dyplomaci przez lata prowadzili krucjatę przeciwko terminowi, a Barack Obama słusznie przeprosił za jego użycie podczas wizyty w 2012 roku. Jednak, jak uznaje dziennik, jedną rzeczą są argumenty polskich oficjeli i historyków przeciwko "polskim obozom", a zupełnie inną grożenie przez polski rząd każdemu na świecie wyrokiem trzech lat więzienia.
Gazeta przyznaje, że historia Polski jest skomplikowana: jedni Polacy pomagali ratować Żydów, inni ich wydawali, zabijali i przejmowali ich majątki, zaś debata na ten temat nadal się toczy. Dlatego, powołując się na stanowisko Jad Waszem, nowa ustawa może mieć efekt "zaciemniania historycznych prawd".
Według "Washington Post", sprawę pogarsza dodatkowo "niepokojący" kontekst jej przyjęcia.
"Prawicowy nacjonalistyczny rząd i jego przywódca, Jarosław Kaczyński, przyjęli ksenofobiczny kurs, demonizując muzułmańskich uchodźców; Kaczyński stwierdził kiedyś, że noszą ze sobą 'różnego rodzaju pasożyty i pierwotniaki'" - czytamy. W tekście przywołane są też Marsz Niepodległości - impreza "przyciągająca neonazistów z całego regionu" - oraz wypowiedzi minister edukacji Anny Zalewskiej bagatelizujące masakrę Żydów w Jedwabnem i pogrom kielecki.
Amerykański dziennik stwierdza też, że choć w czasie wojny zginęli niemal wszyscy Polscy Żydzi, "antysemityzm przetrwał w kraju nawet bez nich, karmiony przez skrajnie prawicowe media i partie".
"W tym sensie nowe prawo jest w mniejszym stopniu potrzebną obroną polskiego honoru, niż sygnałem dla najbardziej skrajnych elementów elektoratu pana Kaczyńskiego. Zamiast stłumienia dyskusji o roli Polski w Holokauście, prawdopodobnie ją ożywi. A kwestia wolności słowa może tylko zainspirować jeszcze więcej przypadków używania frazy "polskie obozy śmierci", niezależnie od tego, czy jest ona trafna" - podsumowuje rada redakcji dziennika.