PolskaProtesty kobiet a koronawirus. Premier mówi o zagrożeniu. Pokazał dane z USA

Protesty kobiet a koronawirus. Premier mówi o zagrożeniu. Pokazał dane z USA

Protesty kobiet po decyzji Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji nie ustają. Premier Mateusz Morawiecki ostrzega, że zgromadzenia publiczne mogą jeszcze bardziej zwiększyć liczbę zakażeń.

Protesty kobiet a koronawirus. Premier mówi o zagrożeniu. Są badania z USA
Protesty kobiet a koronawirus. Premier mówi o zagrożeniu. Są badania z USA
Źródło zdjęć: © KPRM
Arkadiusz Jastrzębski

Podczas piątkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki po raz kolejny zaapelował do protestujących przeciw decyzji Trybunału Konstytucyjnego o rezygnację z manifestowania na ulicach.

- Możemy się spierać o te bardzo ważne sprawy, o bardzo ważne kwestie, ale najpierw zadbajmy o życie naszych rodziców, o to, żebyśmy razem mogli spędzać świata Bożego Narodzenia - mówił szef rządu, wskazując na możliwość zakażenia.

- Protesty stanowią zagrożenie - mówił Mateusz Morawiecki. Kiedy odpowiadał na pytania dziennikarzy o protesty i propozycję ustawy prezydenta Andrzej Dudy, na ekranie ze premierem wyświetlono wykres, który wskazuje na wzrost przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 w Stanach Zjednoczonych. Na wykresie zaznaczono okres protestów Black Lives Matter w maju, ale premier nie odniósł się wprost do przedstawianych danych.

Marta Lempart w rozmowie z WP: "boimy się". "Ale strach nas nie sparaliżuje"

Przed udziałem w protestach przestrzegała również w bardzo mocnych słowach na antenie telewizji państwowej dr Agnieszka Szarowska, lekarz chorób zakaźnych, pełnomocnik dyrektora CSK MSWiA ds. COVID-19. - Niestety siewcy śmierci chodzą i w tłumie, gdzie zalecenia był proste: maksymalne zgromadzenia do dziesięciu osób - mówiła Szarkowska w TVP.

Podczas piątkowej konferencji Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, odnosząc się do obostrzeń związanych z pandemią, stwierdziła wprost, że w tej sytuacji społecznej nie da się przestrzegać przepisów dotyczących zgromadzeń. Nie odniosła się wprost do słów premiera, który już także m.in. w czwartek apelował o powstrzymanie się od udziału w protestach i ostrzegał przed dodatkowym ryzykiem zakażenia podczas przemarszu.

Koronawirus i protesty. Badania z USA

Tymczasem na portalach społecznościowych już na początku protestów można było znaleźć ostrzeżenia, że rządzący wzrost liczby przypadków zakażeń SARS-CoV-2 zrzucą na "spacery" i wskazywano na badania z USA.

Chodzi o badanie National Bureau of Economic Research (NBER) na temat wpływu protestów ruchu Black Lives Matter na rozwój epidemii koronawirusa w USA. Latem raport naukowców omawiały m.in. "Wall Street Journal", BuzzFeed czy vice.com.

Autorzy raportu NBER stwierdzają, że "nie było znaczącej rozbieżności w trendach zachorowań na COVID-19 po protestach w hrabstwach USA, w których manifestacje się odbywały, oraz w tych, w których protestów nie było".

- Nie stwierdziliśmy danych, które pozwalałyby stwierdzić, że widzieliśmy skoki zakażeń w wyniku protestów - powiedziała Saskia Popescu, epidemiolog chorób zakaźnych w rozmowie z vice.com.

Koronawirus. Zastrzeżenie autorów raportu

Wskazała też pięć głównych przyczyn z badania NBER, które mogły wpłynąć na brak wzrostu zakażeń SARS-COV-2 mimo tygodni protestów w USA od 25 maja, kiedy podczas policyjnej interwencji zmarł George Floyd z Minneapolis.

Wskazano, że "protesty odbywały się na zewnątrz, a do zakażeń koronawirusem dochodzi głównie w pomieszczeniach", manifestujący w większości nosili maski, a większość z uczestników demonstracji była młoda.

Jako czwarty powód wskazano, że protestujący stanowili niewielką część całej populacji (wzięło w nich udział ok. 6 procent dorosłych), a manifestacje skłoniły innych do pozostania w domach. Amerykańscy eksperci zastrzegli, że na podstawie ich raportu nie można jednak wyciągać wniosku, że udział w manifestacjach nie zwiększa ryzyka rozprzestrzeniania się koronawirusa.

Koronawirus w Polsce. Prof. Flisiak o protestach

O to, czy protesty mogą wpłynąć na falę kolejnych zachorowań, w programie specjalnym "Newsroom" WP pytany był prof. Robert Flisiak, specjalista do spraw chorób zakaźnych i kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

- Jeżeli przyjmujemy, że maseczki są skutecznym zabezpieczeniem w pomieszczeniach przy zachowaniu dystansu, przy skróceniu do minimum czasu kontaktu i zachowaniu odległości i jeżeli uważamy, że one zapewniają wystarczające bezpieczeństwo nawet w pomieszczeniach, mało tego, nawet na oddziałach szpitalnych, gdzie pracują po dwie-trzy osoby w gabinecie, czy nawet w biurach, to tym bardziej na otwartej przestrzeni nie powinno to stwarzać istotnego zagrożenia - wyjaśniał prof. Flisiak.

- Aczkolwiek nie można wykluczyć sporadycznych sytuacji - zastrzegł lekarz.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (50)