PublicystykaProtestujący w Sejmie to frajerzy. Posłuchajcie Jana Rokity i walczcie o 5100 złotych, nie o 500

Protestujący w Sejmie to frajerzy. Posłuchajcie Jana Rokity i walczcie o 5100 złotych, nie o 500

Iwona Hartwich samozwańcza liderka protestujących w Sejmie niepełnosprawnych jest doświadczonym i utalentowanym demagogiem – ocenia Jan Rokita. Rozwinę tę myśl. Według mnie jest również frajerką, która walczy o tak małe pieniądze.

Protestujący w Sejmie to frajerzy. Posłuchajcie Jana Rokity i walczcie o 5100 złotych, nie o 500
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Jerzy Gumowski
Paweł Wiejas

08.05.2018 | aktual.: 08.05.2018 10:15

"Szantaż współczucia” – tak zatytułował felieton dla "Wprost" Jan Rokita. Jak przystało na dobrą lekturę są tam emocje, bohater i antybohater.
Bohater jest jeden – ksiądz Stanisław Jurczuk. Antybohaterów dużo więcej – rodzice niepełnosprawnych dorosłych protestujący w od ponad 20 dni w Sejmie.

Antybohater-lobbysta wysuwa "gigantyczne" żądania

Krótko przypomnę postulaty protestujących od 18 kwietnia "antybohaterów". Po pierwsze domagają się wprowadzenia 500 złotych dodatku rehabilitacyjnego dla niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnego życia po ukończeniu 18. roku życia (bez kryterium dochodowego). Po drugie chcą zrównania renty socjalnej z najniższą rentą ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy (1029 zł brutto). Miałaby ona być stopniowo podwyższana do równowartości minimum socjalnego dla gospodarstwa domowego z osobą niepełnosprawną (dla osoby zdrowej samotnie gospodarującej wynosiło w 2017 r. 1134 zł).

Na drugi postulatu rząd przystał, na pierwszy nie. Woli zniesienie ograniczeń w możliwości wymiany sprzętu i wyrobów medycznych, korzystanie ze świadczeń zdrowotnych bez kolejek, obsługę poza kolejnością w aptekach, a także umożliwienie dorosłym niepełnosprawnym wizyt u specjalistów bez skierowania.

Protestujący mówią twardo: "chcemy 500 zł na rękę"

Z antybohaterem zbiorowym Jan Rokita ma kłopot. "Tymczasem Iwona Hartwich i podległe jej bojowniczki urągają rządzącym wyzywają urzędników odmawiają wszelkich kompromisów, a mimo to – za pomocą swoistego szantażu współczucia – przyciągają pielgrzymki polityków, dziennikarzy i zwykłych ludzi" – opisuje publicysta, który tekst kończy: "Lobbyści wiedzą przecież dobrze, że widok cierpiącego dziecka wywołuje w każdym z nas wzruszenie, a nawet jakiś wyrzut sumienia. Więc grają na tych uczuciach, zdobywając w ten sposób pieniądze, tabloidalną sławę i władzę. Szantaż współczucia jest bowiem bronią masowego rażenia. I tylko czasem odważny kapłan z łagodnością powie kilka słów prawdy".

Bohater chce zakończyć protest

Odważny kapłan, o którym wspomina pan Rokita, to ksiądz Stanisław Jurczuk. To on jest dla publicysty prawdziwym bohaterem. Ksiądz Jurczuk ma niewątpliwie wielkie zasługi dla niepełnosprawnych – z tym nie ma co dyskutować. Kapłan jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych Archidiecezji Warszawskiej, które prowadzi od wielu lat warsztaty terapii zajęciowej w pięciu miastach oraz cztery domy opieki dla niepełnosprawnych. Od 2015 r. zasiada w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP.

Kapłan zaimponował publicyście mówieniem prawdy. Co takiego mówi duchowny w wywiadach udzielanych w gazetach i telewizji? "Ja się nie zgadzam z taką formą protestu. Moim zdaniem, to męczenie osób niepełnosprawnych i zmuszanie ich, by koczowali na podłodze w Sejmie. Naprawdę są inne formy nacisku na rządzących. Rząd nie zostawił tej sprawy bez reakcji. Propozycja jest, moim zdaniem, ciekawa i warta rozważenia. Ona daje rzeczowe świadczenia, które pozwolą uzupełnić braki, z którymi niepełnosprawni borykają się od lat. Myślę, że rządowa propozycja może być nawet droższa dla budżetu niż te 500 zł dane do ręki" – ocenił w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Według księdza Jurczuka protest jest rozgrywany politycznie: "A jeśli są w to zaangażowani politycy z partii, która walczy o prawo do zabijania niepełnosprawnych dzieci w łonie matki, a teraz nagle staje w obronie niepełnosprawnych, to taki protest budzi moją nieufność".
Nie oznacza to bynajmniej, że ksiądz nie dostrzega ułomności systemu. Wskazuje, że najważniejsze jest zwiększenie finansowania warsztatów terapii zajęciowej, środowiskowych domów opiek i domów pomocy społecznej.

To nie złośliwość z mojej strony, a jedynie przypomnienie – we wszystkich tych obszarach działa stowarzyszenie, którym kieruje duchowny.

A teraz złośliwość: czy Jan Rokita wspominał coś o lobbingu?

5100 zł – za to można żyć, nie wegetować

Wróćmy do 500 zł na rękę, o które toczy się bój. Ksiądz Jurczuk uważa, że propozycja rządu (500 zł w świadczeniach) jest „kompromisowa i powinna zakończyć protest”.

Możliwe, że duchowny nie wie, że nawet po podniesieniu renty i dołożeniu – czego PiS nie chce – 500 zł, niepełnosprawni mieliby o wiele mniej pieniędzy, niż on dysponuje w swoich ośrodkach.

Zainspirowany felietonem Jana Rokity sprawdziłem pierwszy z brzegu. To Dom Rehabilitacyjno-Opiekuńczy w Milanówku prowadzony przez stowarzyszenie ks. Jurczuka.

Średni miesięczny koszt pobytu każdego mieszkańca ogłaszany jest każdego roku przez Starostę Powiatu Grodziskiego w Dzienniku Urzędowym Województwa Mazowieckiego.W 2012 r. było to 3500 zł, w 2014 – 3850, w 2015 – 4000 zł, w 2016 – 4300, w 2017 - 4500. W tym roku to 5100 zł.

Zakładam, że Stowarzyszenia nie stać na dokładanie do prowadzenia placówek, więc 5100 zł to obecnie minimum na utrzymanie, rehabilitacje i opiekę nad niepełnosprawnymi umysłowo. A przecież mówimy o prowadzeniu działalności hurtowej, w której koszty zawsze są niższe niż w detalu (przepraszam za cyniczne, bezduszne użycie słowa "hurt", ale w tym przypadku każdego podopiecznego przelicza się na złotówki).

Wymieńcie Rafalską na fachowca

Jak ma się to do sum, które rząd proponuje protestującym? Warto aby posłowie PiS, którzy dziś podniosą rękę za rządową propozycją dla niepełnosprawnych, pamiętali o tym zestawieniu.

Mam również dla nich radę – trzeba wymienić minister Rafalską. Znajdźcie kogoś, kto wie gdzie w systemie znajdują się pieniądze. Samozwańczo (bez konsultacji z zainteresowanym) wskażę kandydaturę księdza Stanisława Jurczuka.

Nawet jeśli w gminach, które dofinansowują pobyt w ośrodkach – w tym i tych prowadzonych przez duchownych - pieniądze nie spadają z drzewa, to ksiądz Jurczuk, w odróżnieniu od minister ma – niewątpliwie – wizję. Aktualnie kończy się ona na poziomie 5100 zł miesięcznie.
Żeby nie było wątpliwości. Za te pieniądze stowarzyszenie stwarza podopiecznym naprawdę dobre warunki. Tyle, że te pieniądze dla „detalistów” z Sejmu to czysta abstrakcja. Oni potrzebują na przeżycie, o godnym życiu nie ma co mówić.

A to moja bohaterka

Bohaterem Jana Rokity jest ksiądz prezes. Moją niech zostanie siostra Małgorzata Chmielewska. W TVN 24 siostra, która również zajmuje się pomocą niepełnosprawnym, wypowiedziała pełne empatii słowa: "Zepchnęliśmy ludzi najsłabszych na margines, dając im michę, i to bardzo skromną. Natomiast nie dajemy im możliwości życia".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)