PolskaProf. Staniszkis: nie mamy czego świętować

Prof. Staniszkis: nie mamy czego świętować

W opinii prof. Jadwigi Staniszkis po
"Solidarności" pozostało rozczarowanie, zawiedzione zaufanie,
pamięć niespełnionych wizji, wstyd i niedokończona rewolucja.
Socjolog uważa, że w 25. rocznicę powstania "Solidarności" "nie
mamy czego świętować"; zapowiedziała, że nie weźmie udziału w
rocznicowych uroczystościach.

18.08.2005 17:15

Demokracja i powrót do Europy są wielkimi wartościami, ale popełniono też karygodne błędy podnoszące koszty zmian - powiedziała prof. Staniszkis, która w sierpniu 1980 r. została zaproszona przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy do Stoczni Gdańskiej i uczestniczyła w negocjacjach z przedstawicielami komunistycznych władz.

Jak oceniła, "w naszym kapitalizmie jest za mało kapitalizmu, a za dużo redystrybucji opartej na politycznym klientelizmie". Prawdziwej "Solidarności" dzisiaj nie ma, jest tylko źle działający związek zawodowy, który bardzo często, pozornie broniąc interesów załóg, realizuje interesy różnych układów - powiedziała.

Według Staniszkis podstawowe idee przyświecające pierwszej "Solidarności" - walka o sprawiedliwość społeczną, godność człowieka, godność pracy, dostęp prostych ludzi do kultury i wiedzy - nie doczekały się kontynuacji w postkomunistycznej Polsce, a zaufanie wierzących w nie ludzi zostało nadużyte.

Ludzie, którzy tworzyli pierwszą "Solidarność", górnicy i ludzie ze stoczni - kiedy ich się teraz spotyka, nie chcą nawet mówić o "Solidarności" - powiedziała Staniszkis. Nie ma tego, co było takie ważne w pierwszej "Solidarności" - myślenia o interesie kraju i myślenia o najsłabszych.

Pozostało poczucie, że wielu potraktowało pierwszą "Solidarność" jako trampolinę do władzy - powiedziała. Po prostu nagle o wszystkich ideach zapomniano, a "Solidarność" stała się potężnym parasolem nad często błędnymi posunięciami pierwszych ekip rządzących.

Zdaniem socjolog "Solidarność" to niespełniona utopia nowego typu więzi społecznej, której nie udało się zrealizować w postkomunistycznej Polsce, próba obudzenia podmiotowości moralnej.

Ludzie poczuli wtedy, że mają prawo używać kategorii etycznych, jak dobro i zło, do opisu sceny publicznej i ustawić siebie po stronie dobra - powiedziała. To był sekret tej niesamowitej energii i prostej wizji - dobro kontra zło. Była to wizja przyszłego świata, w którym państwo i społeczeństwo będą kierowały się tymi wartościami. Oczywiście utopijna, ale nie próbowano nawet szukać jakiejś drogi, aby znaleźć się bliżej realizacji tej wizji. Po "Solidarności" pozostało rozczarowanie, a także poczucie wstydu, że to wszystko się nie udało - uważa Staniszkis. Jak podkreśliła, przez większość prostych ludzi, dla których walcząca o demokrację "Solidarność" była nadzieją na ogromne zmiany na lepsze, demokracja utożsamiana jest ze sprawiedliwością społeczną. Tymczasem o naszym systemie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest sprawiedliwy. Poczucie niesprawiedliwości jest w Polsce bardzo dojmujące. Bogactwo wynika często z miejsca zajmowanego w strukturach władzy - powiedziała.

Według Staniszkis obecnie symbolem "Solidarności" może być Anna Walentynowicz. To osoba, która nie chciała brać z tego doświadczenia niczego dla siebie - oceniła profesor. Jest skromna, nigdy nie wysuwała się na pierwsze miejsce. Jest słabego zdrowia, ale mimo to jako jedna z niewielu osób z czasów pierwszej "Solidarności" jeździ cały czas po Polsce, rozmawia z ludźmi, mówi im, że nie są sami. To osoba, która wie, że to wszystko, co zaczęła pierwsza "Solidarność", nie zostało dokończone. Ta jej wiara jest ciągle podporą dla wielu ludzi, którzy czują się przegrani.

Lech Wałęsa to - zdaniem Staniszkis - "postać historyczna, człowiek obdarzony tajemniczą charyzmą, który równocześnie był złym prezydentem". W Wałęsie razi czasami jego bufonada. Jest jak Król Słońce, "Solidarność to ja". To jest pretensjonalne. Wolę Walentynowicz, która jest skromna, wierna sobie i ludziom. Wałęsa odcina kupony. Ma od czego, ale to już nie jest interesujące - oceniła Staniszkis. Przyznała, że została zaproszona do udziału w rocznicowych uroczystościach, ale nie skorzysta z tego zaproszenia. Nie mamy czego świętować - argumentuje.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)