PolskaPrezydent: to oczywiste, że strzelali Rosjanie

Prezydent: to oczywiste, że strzelali Rosjanie

Prezydent Lech Kaczyński zapewnił, że nie
ma zastrzeżeń do pracy funkcjonariuszy BOR podczas niedzielnego
incydentu w Gruzji. Podkreślił jednocześnie, że materiały
dyplomatyczne potwierdzają, że w Gruzji "natrafił na posterunek
rosyjski".

Prezydent: to oczywiste, że strzelali Rosjanie
Źródło zdjęć: © PAP

25.11.2008 | aktual.: 18.12.2008 10:04

Prezydent powiedział w rozmowie z TVN24, że teren, który odwiedził z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim to był "teren, który nie był zajęty przez Rosjan przed 7 sierpnia, a teraz jest".

- Z materiału dyplomatycznego, którego nie mogę tutaj dokładnie opisywać, wynika, że był to po prostu rosyjski posterunek kontrolny na terytorium, które było kontrolowane przez władze w Tbilisi przed 7 sierpnia tego roku - dodał. W opinii Lecha Kaczyńskiego, sytuacja w Gruzji dowodzi, że Rosjanie są tam, gdzie nie powinno ich być zgodnie z sześciopunktowym planem pokojowym wynegocjowanym przez francuskiego prezydenta Nicholasa Sarkozy'ego. - Na tym polega istota problemu. Rosjanie, także niektórzy ich poplecznicy twierdzą, że oni wykonali 6-punktowe porozumienie. Oczywiście oni jego nie wykonali - powiedział Lech Kaczyński.

- Nie dotrzymali umów i twierdzenia inne są twierdzeniami wynikającymi z filozofii: po pierwsze - ustępować Rosji, po drugie - ustępować Rosji, po trzecie - ustępować Rosji i po czwarte - ustępować Rosji - uważa prezydent.

Lech Kaczyński przyznał, że był "lekko zaskoczony", że w trakcie incydentu funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu nie byli przy nim. Podkreślił jednak, że nie ma zastrzeżeń do ich pracy. - Moi BOR- owcy spisali się dobrze - ocenił.

Dodał, że "walczyli", żeby dostać się na początek kolumny, gdzie znajdował się samochód, którym on podróżował wraz z gruzińskim prezydentem.

- Zawsze mam koło siebie swoich BOR-owców - powiedział prezydent. - Wtedy byłem nawet lekko zaskoczony, że ich tak ustawiono. Oni interweniowali. Wszystko działo się bardzo szybko - relacjonował prezydent. Jak przyznał, "być może w jakimś przypadku", strona gruzińska "zawaliła" sprawę ochrony.

Prezydent pytany czy rozmawiał z oficerami BOR, o tym, że to strona gruzińska go ochrania powiedział: - Nie było takiej rozmowy. L. Kaczyński potwierdził, że polscy funkcjonariusze zostali "umieszczeni na końcu kolumny" i - jak podkreślił - nie miał z nimi łączności. Dodał, że szef ochrony usiłował się z nim skontaktować, ale "źle działał telefon komórkowy".

Jego zdaniem, że oficerowie BOR "nie mieli obowiązku być przygotowani na tego rodzaju zdarzenie". - Gdyby polska ekipa była przygotowana na takie zdarzenie (...) boję się, że wylądowałbym na ziemi, a nie bardzo lubię, a taka jest procedura - dodał. W opinii Lecha Kaczyńskiego, istniałoby wtedy także ryzyko wymiany ognia z napastnikami, a wtedy - jak ocenił - "zginęliby ludzie". Lech Kaczyński pytany był też o krytyczne opinie byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o jego wyprawie nad granicę gruzińsko- osetyjską. - Głęboko się z nim nie zgadzam tutaj. Myślę, że tutaj wchodzą w grę różne elementy. Po pierwsze być może prezydent Kwaśniewski by tam nie pojechał. Robił inne oryginalne rzeczy w trakcie swojej prezydentury - mówił Lech Kaczyński.

Dopytywany o czym myśli, prezydent odparł: "to sam pan dobrze wie, nie będę przypominał, ale wszyscy przecież wiedzą". - Natomiast na takich granicach nie bywał. Tyle. Ja naprawdę nie chcę być złośliwy i nie chcę niczego przypominać - dodał.

Pytany, czy jest zaskoczony reakcją świata na incydent w Gruzji prezydent odpowiedział, że wyrażenie przez UE i NATO ubolewania "to wcale nie jest tak mało". Ale - jak dodał - "musimy pamiętać, że w olbrzymim stopniu to też zależy od tego jaką postawę przyjęły władze polskie, które składają się nie tylko z prezydenta RP; jest marszałek Sejmu, jest rząd"

- Sądzę, że gdyby w tej sprawie wykazać jednak większy stopień solidarności, niezależnie od wszystkiego co nas dzieli, to mielibyśmy do czynienia z inną sytuacją - mówił.

Ale - jak dodał - "kiedy jeden z najwyższych urzędników, formalnie druga osoba w państwie stwierdza, że nie wiadomo czy to w ogóle byli Rosjanie...". Na pytanie czy nie ma prawa do wątpliwości, Lech Kaczyński powiedział, że "ma prawo do tego, żeby wypowiadać się w sposób zgodny z elementarnymi interesami swojego kraju".

- Pan Komorowski miał wiele wypowiedzi, z których wynika, że między tym dawnym dzielnym działaczem opozycji - bo nim niewątpliwie marszałek Komorowski kiedyś przed laty był - a obecnym marszałkiem Komorowskim jest taka relacja jak między żołnierzami od Powstania Kościuszkowskiego, a nawet od wojny 1792 r. a okresem Królestwa Polskiego (...) "Koniec świata szwoleżerów" - powiedział prezydent.

Dopytywany co chce przez to powiedzieć o Komorowskim Lech Kaczyński odpowiedział: "że się skończył czas szwoleżerów - to chciałem powiedzieć". - Pan marszałek Komorowski świetnie to zrozumie - dodał.

Pytany wcześniej - w programie "Kropka nad i" TVN24 - o tę wypowiedź prezydenta, Komorowski odpowiedział, że "sądzi, iż pan prezydent, zdaje się, uległ złudzeniu, że jest szwoleżerem i próbował - że tak powiem - szarżą sprawdzić granicę gruzińsko- osetyjską, podczas gdy takie rzeczy sprawdzają na ogół wywiadowcy, a nie prezydenci".

- Bojem się nie sprawdza granicy. Prezydent nie jest od tego, żeby sprawdzać bojem - jak szwoleżer właśnie - to czy są tam Rosjanie, czy Osetyjczycy, czy Gruzini. Tyle mam do odpowiedzenia panu prezydentowi - powiedział Komorowski. Prezydent Lech Kaczyński zapewnił, że nie ma zastrzeżeń do pracy funkcjonariuszy BOR podczas niedzielnego incydentu w Gruzji. Podkreślił jednocześnie, że materiały dyplomatyczne potwierdzają, że w Gruzji "natrafił na posterunek rosyjski".

Prezydent powiedział w rozmowie z TVN24, że teren, który odwiedził z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim to był "teren, który nie był zajęty przez Rosjan przed 7 sierpnia, a teraz jest".

- Z materiału dyplomatycznego, którego nie mogę tutaj dokładnie opisywać, wynika, że był to po prostu rosyjski posterunek kontrolny na terytorium, które było kontrolowane przez władze w Tbilisi przed 7 sierpnia tego roku - dodał. W opinii Lecha Kaczyńskiego, sytuacja w Gruzji dowodzi, że Rosjanie są tam, gdzie nie powinno ich być zgodnie z sześciopunktowym planem pokojowym wynegocjowanym przez francuskiego prezydenta Nicholasa Sarkozy'ego. - Na tym polega istota problemu. Rosjanie, także niektórzy ich poplecznicy twierdzą, że oni wykonali 6-punktowe porozumienie. Oczywiście oni jego nie wykonali - powiedział Lech Kaczyński.

- Nie dotrzymali umów i twierdzenia inne są twierdzeniami wynikającymi z filozofii: po pierwsze - ustępować Rosji, po drugie - ustępować Rosji, po trzecie - ustępować Rosji i po czwarte - ustępować Rosji - uważa prezydent.

Lech Kaczyński przyznał, że był "lekko zaskoczony", że w trakcie incydentu funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu nie byli przy nim. Podkreślił jednak, że nie ma zastrzeżeń do ich pracy. - Moi BOR- owcy spisali się dobrze - ocenił.

Dodał, że "walczyli", żeby dostać się na początek kolumny, gdzie znajdował się samochód, którym on podróżował wraz z gruzińskim prezydentem.

- Zawsze mam koło siebie swoich BOR-owców - powiedział prezydent. - Wtedy byłem nawet lekko zaskoczony, że ich tak ustawiono. Oni interweniowali. Wszystko działo się bardzo szybko - relacjonował prezydent. Jak przyznał, "być może w jakimś przypadku", strona gruzińska "zawaliła" sprawę ochrony.

Prezydent pytany czy rozmawiał z oficerami BOR, o tym, że to strona gruzińska go ochrania powiedział: - Nie było takiej rozmowy. L. Kaczyński potwierdził, że polscy funkcjonariusze zostali "umieszczeni na końcu kolumny" i - jak podkreślił - nie miał z nimi łączności. Dodał, że szef ochrony usiłował się z nim skontaktować, ale "źle działał telefon komórkowy".

Jego zdaniem, że oficerowie BOR "nie mieli obowiązku być przygotowani na tego rodzaju zdarzenie". - Gdyby polska ekipa była przygotowana na takie zdarzenie (...) boję się, że wylądowałbym na ziemi, a nie bardzo lubię, a taka jest procedura - dodał. W opinii Lecha Kaczyńskiego, istniałoby wtedy także ryzyko wymiany ognia z napastnikami, a wtedy - jak ocenił - "zginęliby ludzie".

Lech Kaczyński pytany był też o krytyczne opinie byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o jego wyprawie nad granicę gruzińsko- osetyjską. - Głęboko się z nim nie zgadzam tutaj. Myślę, że tutaj wchodzą w grę różne elementy. Po pierwsze być może prezydent Kwaśniewski by tam nie pojechał. Robił inne oryginalne rzeczy w trakcie swojej prezydentury - mówił Lech Kaczyński.

Dopytywany o czym myśli, prezydent odparł: "to sam pan dobrze wie, nie będę przypominał, ale wszyscy przecież wiedzą". - Natomiast na takich granicach nie bywał. Tyle. Ja naprawdę nie chcę być złośliwy i nie chcę niczego przypominać - dodał.

Pytany, czy jest zaskoczony reakcją świata na incydent w Gruzji prezydent odpowiedział, że wyrażenie przez UE i NATO ubolewania "to wcale nie jest tak mało". Ale - jak dodał - "musimy pamiętać, że w olbrzymim stopniu to też zależy od tego jaką postawę przyjęły władze polskie, które składają się nie tylko z prezydenta RP; jest marszałek Sejmu, jest rząd"

- Sądzę, że gdyby w tej sprawie wykazać jednak większy stopień solidarności, niezależnie od wszystkiego co nas dzieli, to mielibyśmy do czynienia z inną sytuacją - mówił.

Ale - jak dodał - "kiedy jeden z najwyższych urzędników, formalnie druga osoba w państwie stwierdza, że nie wiadomo czy to w ogóle byli Rosjanie...". Na pytanie czy nie ma prawa do wątpliwości, Lech Kaczyński powiedział, że "ma prawo do tego, żeby wypowiadać się w sposób zgodny z elementarnymi interesami swojego kraju".

- Pan Komorowski miał wiele wypowiedzi, z których wynika, że między tym dawnym dzielnym działaczem opozycji - bo nim niewątpliwie marszałek Komorowski kiedyś przed laty był - a obecnym marszałkiem Komorowskim jest taka relacja jak między żołnierzami od Powstania Kościuszkowskiego, a nawet od wojny 1792 r. a okresem Królestwa Polskiego (...) "Koniec świata szwoleżerów" - powiedział prezydent.

Dopytywany co chce przez to powiedzieć o Komorowskim Lech Kaczyński odpowiedział: "że się skończył czas szwoleżerów - to chciałem powiedzieć". - Pan marszałek Komorowski świetnie to zrozumie - dodał.

Pytany wcześniej - w programie "Kropka nad i" TVN24 - o tę wypowiedź prezydenta, Komorowski odpowiedział, że "sądzi, iż pan prezydent, zdaje się, uległ złudzeniu, że jest szwoleżerem i próbował - że tak powiem - szarżą sprawdzić granicę gruzińsko- osetyjską, podczas gdy takie rzeczy sprawdzają na ogół wywiadowcy, a nie prezydenci".

- Bojem się nie sprawdza granicy. Prezydent nie jest od tego, żeby sprawdzać bojem - jak szwoleżer właśnie - to czy są tam Rosjanie, czy Osetyjczycy, czy Gruzini. Tyle mam do odpowiedzenia panu prezydentowi - powiedział Komorowski.

Dodał, że "wszyscy wiedzą", że Rosjanie nie realizują planu pokojowego. - Tylko po co to się próbuje udowadniać w taki sposób, jadąc na granicę, gdzie pojawia się sytuacja naprawdę bardzo nieprzyjemna dla głowy państwa polskiego - powiedział Komorowski.

Prezydent był też pytany w TVN24, kogo uważa za uczestników "lobby prorosyjskiego" w Polsce. L. Kaczyński odpowiedział, że "tych polityków, którzy składali oświadczenia tak, jakby byli politykami bardziej związanymi z interesami innego kraju niż Polska".

- Nie będę wymieniał nazwisk, bo to jest bardzo poważne oskarżenie, więc nie będę wymieniał na razie dopóki nie ma dowodów, takich które można by zestawić - mówił prezydent.

- Ja bym na miejscu ABW się tym głęboko zainteresował. Tym, a nie tym co się zdarzyło jeśli chodzi o BOR, bo to śledztwo nie ma żadnego sensu - powiedział prezydent.

W ocenie prezydenta Kaczyńskiego, badanie incydentu w Gruzji przez prokuraturę "jest całkowicie bez sensu". - Być może ja będę oskarżony o narażenie siebie na niebezpieczeństwo. Wziąwszy pod uwagę co się w czasach pana ministra Ćwiąkalskiego dzieje, to jest to całkowicie możliwe - dodał.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie bada czy są podstawy do przyjęcia, że popełniono przestępstwo czynnej napaści na prezydenta (za co grozi do 5 lat więzienia) lub wymuszenia przemocą określonego zachowania się. ABW przygotowuje z kolei raport o niedzielnym incydencie.

Dopytywany "co z lobby prorosyjskim" prezydent powiedział, że "to jest sprawa, która - powiedzmy sobie - powinna być rozpatrywana przez odpowiednie organy państwa; ale już więcej nie będę używał słowa lobby; niech tego używają inni politycy". Na pytanie, czy nie czuje się wykorzystany przez prezydenta Gruzji Lech Kaczyński odpowiedział, że "doceniając przenikliwość prezydenta Saakaszwilego, jakichś szczególnych kompleksów, przy całej przyjaźni dla niego, nie mam". - I wiem, że bronię tutaj polskich, i jeszcze raz polskich interesów - podkreślił.

Zwrócił uwagę, że kilka dni wcześniej był w Baku na IV szczycie energetycznym z udziałem także prezydentów Azerbejdżanu, Gruzji, Ukrainy i Litwy, gdzie - jak podkreślił Lech Kaczyński - komisarz Unii Europejskiej stwierdził, że inicjatywa szczytów energetycznych "była sukcesem".

- Tam zobaczyłem, że pomimo operacji gruzińskiej przeprowadzonej przez Federację Rosyjską, plan strategiczny nie jest już nierealny - powiedział prezydent. W jego opinii, plan ten "będzie nierealny jeśli Gruzja się załamie".

Według Lecha Kaczyńskiego, wykazując to, gdzie są Rosjanie w Gruzji walczy, żeby Gruzja się "nie załamała i, aby ten wielki plan strategiczny był dalej realny".

Spotkania prezydentów na szczytach energetycznych zostały zapoczątkowane w maju 2007 r., kiedy to - na zaproszenie Lecha Kaczyńskiego - zjechali do Krakowa przywódcy państw zainteresowanych strategicznym projektem przedłużenia ropociągu Odessa - Brody do Płocka i Gdańska. . Dodał, że "wszyscy wiedzą", że Rosjanie nie realizują planu pokojowego. - Tylko po co to się próbuje udowadniać w taki sposób, jadąc na granicę, gdzie pojawia się sytuacja naprawdę bardzo nieprzyjemna dla głowy państwa polskiego - powiedział Komorowski.

Prezydent był też pytany w TVN24, kogo uważa za uczestników "lobby prorosyjskiego" w Polsce. L. Kaczyński odpowiedział, że "tych polityków, którzy składali oświadczenia tak, jakby byli politykami bardziej związanymi z interesami innego kraju niż Polska".

- Nie będę wymieniał nazwisk, bo to jest bardzo poważne oskarżenie, więc nie będę wymieniał na razie dopóki nie ma dowodów, takich które można by zestawić - mówił prezydent.

- Ja bym na miejscu ABW się tym głęboko zainteresował. Tym, a nie tym co się zdarzyło jeśli chodzi o BOR, bo to śledztwo nie ma żadnego sensu - powiedział prezydent.

W ocenie prezydenta Kaczyńskiego, badanie incydentu w Gruzji przez prokuraturę "jest całkowicie bez sensu". - Być może ja będę oskarżony o narażenie siebie na niebezpieczeństwo. Wziąwszy pod uwagę co się w czasach pana ministra Ćwiąkalskiego dzieje, to jest to całkowicie możliwe - dodał.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie bada czy są podstawy do przyjęcia, że popełniono przestępstwo czynnej napaści na prezydenta (za co grozi do 5 lat więzienia) lub wymuszenia przemocą określonego zachowania się. ABW przygotowuje z kolei raport o niedzielnym incydencie.

Dopytywany "co z lobby prorosyjskim" prezydent powiedział, że "to jest sprawa, która - powiedzmy sobie - powinna być rozpatrywana przez odpowiednie organy państwa; ale już więcej nie będę używał słowa lobby; niech tego używają inni politycy". Na pytanie, czy nie czuje się wykorzystany przez prezydenta Gruzji Lech Kaczyński odpowiedział, że "doceniając przenikliwość prezydenta Saakaszwilego, jakichś szczególnych kompleksów, przy całej przyjaźni dla niego, nie mam". - I wiem, że bronię tutaj polskich, i jeszcze raz polskich interesów - podkreślił.

Zwrócił uwagę, że kilka dni wcześniej był w Baku na IV szczycie energetycznym z udziałem także prezydentów Azerbejdżanu, Gruzji, Ukrainy i Litwy, gdzie - jak podkreślił Lech Kaczyński - komisarz Unii Europejskiej stwierdził, że inicjatywa szczytów energetycznych "była sukcesem".

- Tam zobaczyłem, że pomimo operacji gruzińskiej przeprowadzonej przez Federację Rosyjską, plan strategiczny nie jest już nierealny - powiedział prezydent. W jego opinii, plan ten "będzie nierealny jeśli Gruzja się załamie".

Według Lecha Kaczyńskiego, wykazując to, gdzie są Rosjanie w Gruzji walczy, żeby Gruzja się "nie załamała i, aby ten wielki plan strategiczny był dalej realny".

Spotkania prezydentów na szczytach energetycznych zostały zapoczątkowane w maju 2007 r., kiedy to - na zaproszenie Lecha Kaczyńskiego - zjechali do Krakowa przywódcy państw zainteresowanych strategicznym projektem przedłużenia ropociągu Odessa - Brody do Płocka i Gdańska. .

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)