Prezydent Poznania tłumaczy się z zatrudnienia działaczy PO i podróży do Warszawy służbowym autem
W ostatnich dniach wyszło na jaw, że Jacek Jaśkowiak zatrudnił bez konkursów w roli swoich doradców dwóch członków PO. Kontrowersje wzbudziła też informacja, że pojechał do Warszawy na spotkanie partyjne służbową limuzyną.
05.02.2015 | aktual.: 05.02.2015 12:31
Jacek Jaśkowiak rozpoczynając pracę na stanowisku prezydenta Poznania, kreował się na "swojskiego" człowieka, takiego, który do pracy przyjeżdża rowerem albo autobusem, a nie służbową limuzyną jak jego poprzednik.
Prezydent zapowiadał też, że nie planuje zatrudniać żadnych doradców, a tymczasem, jak udało się ustalić Radiu Merkury, już w grudniu zatrudniony został Marcin Gołek, a w połowie stycznia Krzysztof Kaczanowski. Obaj są działaczami Platformy Obywatelskiej, a pracę w Urzędzie Miasta dostali bez żadnych konkursów, ponieważ objęli stanowiska doradców politycznych.
Pierwszy z nich do niedawna kierował biurem poselskim Rafała Grupińskiego, a teraz pełni funkcję asystenta Jacka Jaśkowiaka i odpowiada m.in. za kalendarz jego spotkań. Z kolei Kaczanowski zajmuje się dokumentacją fotograficzną działań Jaśkowiaka oraz ogólniej jego "komunikacją społeczną". Ich zarobki wahają się ponoć od 2,4 tys. zł do 4,3 tys. zł. Poprzednik Jaśkowiaka Ryszard Grobelny zatrudniał jedynie asystentkę, ale nie była to funkcja doradcy politycznego.
Z zatrudnienia działaczy PO Jaśkowiak tłumaczył się w wywiadzie dla Radia Merkury.
- Te osoby nie doradzają mi politycznie i nie wiedziałem, że mają status doradcy politycznego. Mogłem oczywiście nie zatrudniać pana Kaczanowskiego, tylko ogłosić konkurs z takimi kryteriami, aby on go wygrał, ale przecież prezydent chce mieć wokół siebie osoby, które zna, którym ufa, ale też osoby, które go znają - wyjaśniał Jaśkowiak. - Przy tak dużej strukturze urzędu zatrudnienie dwóch osób nie wydaje mi się działaniem, które powinno budzić takie emocje - dodał.
Tymczasem nie mniejsze emocje wzbudziło ujawnienie, że jeszcze w grudniu Jacek Jaśkowiak udał się do Warszawy na spotkanie polityków Platformy Obywatelskiej służbową limuzyną, a za jego podróż zapłacił Urząd Miasta. Prezydent tłumaczy się, że wybrał się tam... z chęci zaoszczędzenia publicznych pieniędzy i czasu.
- To nie było spotkanie partyjne, tylko spotkanie z samorządowcami. Na miejscu miałem umówione spotkanie z prezydent Zdanowską, wcześniej rozmawiałem z prezydenta Gronkiewicz-Waltz, chciałem też zamienić kilka zdań z kilkoma ministrami i skorzystałem z okazji, że mogłem z tymi wszystkimi osobami spotkać się w jednym miejscu. To było przecież bardziej korzystne niż gdybym z każdą z tych osób umawiał się osobno i jeździł do Warszawy sześć razy - wyjaśniał w rozmowie z Radiem Merkury Jaśkowiak. - To kolejny przykład, że kieruję się racjonalnością, a nie jakąś poprawnością polityczną - dodał.