PolskaPrawicowa wojna z agencjami towarzyskimi

Prawicowa wojna z agencjami towarzyskimi

Prawicowi radni Warszawy chcą zlikwidować
agencje towarzyskie w budynkach komunalnych. Radni z SLD uważają,
że nie należy pozbywać się tego, co przynosi korzyści i zaspokaja
potrzeby.

12.05.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29

Zgłaszają się do mnie mieszkańcy Warszawy z budynków, w których znajdują się tzw. agencje towarzyskie. Mieszkanki tych budynków są zaczepiane, traktowane jak pracownice agencji- tłumaczył Paweł Opaliński (Zgoda Warszawska), pomysłodawca stanowiska nawołującego administracje do zlikwidowania agencji towarzyskich i sex-shopów w budynkach komunalnych i spółdzielczych.

Jednocześnie zaznaczył, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby te agencje działały, ale w budynkach tzw. publicznych.

Andrzej Golimont (SLD) jest zdania, że skoro jest popyt to znaczy, że usługa jest potrzebna, a skoro jest potrzeba to znaczy, że agencje powinny działać.

Niektórzy radni wspominali nieśmiało także o pomyśle stworzenia dzielnicy na wzór londyńskiego Soho, amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni czy Sant Pauli w Hamburgu.

_ Teoretycznie można zbudować dzielnicę szewców, formalnie się nie da_ - skomentował pomysł stworzenia "specjalnej dzielnicy" Andrzej Golimont (SLD). _ Poza tym radni z prawicy jeszcze niczego nie zbudowali. Nawet Świątyni Opatrzności nie udało im się postawić przez 10 lat_ - dodał.

_ Na trasach, co trzy, cztery metry stoją panienki, nie wiem jakiej narodowości, w super mini, albo i bez! Polska staje się w tej chwili przodującą krainą prostytucji!_ - twierdzi Opaliński.

Agencja różni się od panienki spod latarni tym, że płaci podatki - tłumaczy Golimont. Poza tym - dodał - każdy widzi to, co chce widzieć lub na punkcie czego ma obsesję. (reb)

agencjewarszawaradni
Zobacz także
Komentarze (0)