PolskaPrasowe echa oskarżeń płk Chwastka

Prasowe echa oskarżeń płk Chwastka

płk Ryszard Chwastek (PAP - Jerzy Undro)Szef MON Jerzy Szmajdziński komentując w Gazecie Wyborczej wystąpienie płk Chwastka powiedział, że wydarzenie jest „skrajnie nieodpowiedzialne. Taki incydent zdarzył się po raz pierwszy od 12 lat. Oficer może mieć własne poglądy i prezentować je oficjalnie, ale powinien to zrobić przed przełożonymi, przed ministrem”.

07.08.2002 | aktual.: 08.08.2002 17:24

„Zarzut barbarzyńskiej redukcji kadry to nieporozumienie. Nasza armia, jak i inne armie natowskie, stale się zmienia. Przez ostatnie dwa lata przeprowadzamy niezwykle ważną reorganizację techniczną, ale robimy to opierając się na jasnych regułach” – dodał minister obrony.

Życie zwraca uwagę, że zdaniem wielu wojskowych, płk Chwastek napisał w liście otwartym "to, co wyżsi oficerowie wiedzą od dawna - armia jest w złej kondycji, a polityka kadrowa budzi wiele zastrzeżeń". Problem jednak w tym, że "Chwastek powiedział to otwarcie, a za swoje wotum nieufności wobec szefów MON i Wojska Polskiego stanie przed sądem" - pisze dziennik.

Nasz Dziennik przytacza opinię posła Zygmunta Wrzodaka, według którego nad zarzutami płk Ryszarda Chwastka "trzeba się będzie głęboko zastanowić i rozeznać sprawę". Poseł przypomniał też, że niektóre działania kierownictwa MON budzą wątpliwości - pisze gazeta.

Trybuna dowiedziała się nieoficjalnie, że wobec płk. Chwastka prowadzone jest od pewnego czasu postępowanie dyscyplinarne w sprawie złej gospodarki finansowej w dowodzonej przez niego jednostce. "Musiał być więc odsunięty, ale nikt go nie chciał krzywdzić. A on wyobrażał sobie, że zostanie generałem" - powiedział gazecie jeden z oficerów.

Informacyjna Agencja Radiowa przypomniała przy tej okazji, że 30 września 1994 roku podczas manewrów na poligonie w Drawsku Pomorskim, w których uczestniczyli kadra kierownicza MON i ówczesny prezydent Lech Wałęsa, doszło do największego skandalu w polskiej armii.

Podczas uroczystego obiadu kończącego manewry, generalicja, zachęcona przez Wałęsę oraz ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, generała Tadeusza Wileckiego, miała przeprowadzić głosowanie nad wotum zaufania do ówczesnego ministra Piotra Kołodziejczyka, de facto wymawiając mu posłuszeństwo.

Do zdarzenia doszło w czasach ostrej walki o cywilną kontrolę nad armią. Generalicja z Wileckim na czele aktywnie popierała obóz Wałęsy, lekceważąc ministra, który zaczął szukać wsparcia w ówczesnym rządzie SLD - PSL.

Wałęsa zdecydowanie był przeciwny projektowi ustawy kompetencyjnej, przygotowanemu przez MON, który podporządkowywał Sztab Generalny resortowi.

Szef Sztabu Generalnego Tadeusz Wilecki tłumaczył potem, że pod kierownictwem Kołodziejczyka armia chyli się ku upadkowi, więc generałowie mieli obowiązek - jak się wyraził - mówić o tym najwyższym władzom państwa.

Gdy po kilku dniach informacja o przebiegu słynnego obiadu przedostała się do prasy, wybuchł skandal. Sprawą zajęła się Sejmowa Komisja Obrony z ówczesnym przewodniczącym Jerzym Szmajdzińskim (SLD).

Ponieważ posłowie nie chcieli zadrażniać i tak złych stosunków między wojskowymi i cywilami, nie powołali specjalnej komisji o uprawnieniach śledczych i nie wyjaśnili do końca przebiegu spotkania na poligonie.

Kołodziejczyk i jego nieliczni stronnicy twierdzili, że do głosowania doszło, generalicja - że nie.

Ostatecznie posłowie w specjalnym oświadczeniu napisali, że cywilna kontrola nad armią jest podstawą każdego demokratycznego państwa. Pod naciskiem prezydenta, Kołodziejczyka jednak odwołano. (an)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojskoministermon
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)