Prasa o wystąpieniu prezydenta w rocznicę grudnia
Piątkowe gazety komentują wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego w Instytucie Pamięci Narodowej z okazji 20. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Prezydent mówił, m.in., że nikt rozsądny nie ma dzisiaj wątpliwości, że stan wojenny był złem, a po 20 latach od jego wprowadzenia Polska zasłużyła na pojednanie.
14.12.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Komentator Gazety Wyborczej Piotr Stasiński ocenił słowa Aleksandra Kwaśniewskiego jako uczciwe i mądre. Prezydent przekroczył tym przemówieniem horyzont myślenia i doświadczenia zarówno swojej dawnej partii - PZPR - jak i tej, którą tworzył już w wolnej Polsce - SLD. Ten dawny aparatczyk potrafił prosto i dobitnie nazwać stan wojenny złem - pisze Stasiński.
Zło zostało nazwane - podsumowuje wystąpienie prezydenta publicysta Rzeczpospolitej Krzysztof Gottesman. Autor zauważa, że wypowiedziane wczoraj słowa były o tyle ważniejsze, że padły z ust nie tylko dzisiejszego prezydenta wolnej Rzeczypospolitej, ale również człowieka należącego dwadzieścia lat temu do formacji, w imieniu której została podjęta decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego.
Gottesman podkreśla też, że prezydent powiedział, że odpowiedzialni za śmierć górników z kopalni Wujek powinni ponieść konsekwencje. Wczoraj zło zostało nazwane. Musi jeszcze zostać osądzone, a winni jego popełnienia ukarani - konstatuje autor.
Z kolei publicysta Trybuny Wojciech Pielecki uważa, że słowa prezydenta tak jak i wcześniejsze wezwanie Adama Michnika, nie trafiły jeszcze na właściwy moment. Daleko nam bowiem - zdaniem Pieleckiego - do chłodnego osądu historii. W każdym z uczestników tamtych zdarzeń, musiałoby się najpierw wypalić do końca osobiste wspomnienie (...) Kto wie, czy nie stanie się to w pełni możliwe dopiero wraz z odejściem całej generacji stanu wojennego - zastanawia się autor.
Zdaniem komentatora Życia Roberta Krasowskiego wystąpienie prezydenta to pierwszy przykład uświadomienia sobie przez SLD, że to nie byli opozycjoniści mają się wyprzeć przeszłości, ale SLD. Nie chodzi o kajanie się, o nieustanne przeprosiny, ale o zerwanie z tradycją obrony tego, czego obronić się nie da - podkreśla Krasowski.
Autor zaznacza jednak, że jeżeli za gestem prezydenta nie pójdą następne, niewiele się zmieni. Prawica nie musi na każdym kroku wytykać politykom SLD ich dawnych postaw, ale SLD nie może dowodzić, że były one słuszne - uważa Krasowski. (mag)