Praca w policji była dla niego "dodatkiem na papierosy"
Policjant nie musi mieć postępowania karnego, czy dyscyplinarnego, by zakazano mu noszenia munduru. Wystarczy, że jest na bakier z etyką zawodową. Świadczy o tym przykład byłego policjanta chrzanowskiej komendy, którego zwolniono dwa i pół roku temu. Był na bakier nie tylko z prawem, ale również z kolegami. Mawiał, że praca w policji to dla niego "dodatek na papierosy". "Gazeta Krakowska" jako pierwsza opisała jego poczynania.
Policjant z Chrzanowa zasłynął m.in. z dobrych układów z pewnymi holownikami. Ów stróż prawa nie widział nic zdrożnego w zarabianiu na uszkodzonych w wypadkach samochodach. Choć działalności tej nie prowadził bezpośrednio (oficjalnie komis samochodowy miała jego konkubina), pojawiły się podejrzenia, że policjant wykorzystuje stanowisko służbowe do celów prywatnych. Mianowicie - nakłania właścicieli samochodów, które uległy kolizji, do korzystania z usług holowniczych jednej firmy.
Policjant miał też wielokrotnie załatwiać w urzędzie skarbowym formalności związane z opodatkowaniem opłatą skarbową umów kupna-sprzedaży samochodów, w trakcie czego ponoć sugerował obniżenie wartości rynkowej pojazdów. Tak wynikało z pism urzędników skarbowych.
Tym wszystkim zainteresował się Marek Gorzkowski, gdy objął funkcję komendanta powiatowego w Chrzanowie. Efektem był jego wniosek do komendanta wojewódzkiego o zwolnienie funkcjonariusza. Co ciekawe, policjant najwyraźniej nie cieszył się estymą wśród kolegów po fachu, gdyż zarząd Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów KPP w Chrzanowie poparł w tym przypadku działania komendanta powiatowego.
Z pewnością kolegów w niebieskich szeregach posterunkowy nie zjednywał sobie wypowiedziami w rodzaju, że praca w policji oznacza dla niego "dodatek na papierosy". Woził się drogimi samochodami, w tym m.in. efektowną "tetetką". A ponadto, przynajmniej w ostatnim roku przed zwolnieniem, dużo chorował.
W maju 2003 roku był świadkiem włamania do samochodu w Krakowie (w chwili kradzieży znajdował się na parkingu). Wkrótce potem ów policjant odmówił współpracy w tym zakresie z policją komendy miejskiej. Potem tłumaczył, że informacje, jakich od niego wymagano, nie mogły w żaden sposób przyczynić się do wyjaśnienia danego przestępstwa.
Komendant główny policji odwołał posterunkowego z końcem 2003 roku. Zwolniony dla dobra służby policjant wniósł o uchylenie rozkazu o jego zwolnieniu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten nie uznał jego racji. Posterunkowy nie dowiódł ich też, wnosząc kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Sąd uznał, że eks-funkcjonariusz naraził na szwank dobre imię policji. A jeśli tego on sam nie dostrzega, zdaniem sądu, świadczy to o bardzo powierzchownym rozumieniu przez niego roli policjanta.
Agnieszka Filipowicz