Posag od Temidy
Ponad 10 tysięcy złotych z polisy posagowej otrzyma 21-letni kaliszanin Michał C. Po raz pierwszy w takiej sprawie wyrok wydał Sąd Najwyższy - pisze "Gazeta Poznańska".
Sprawa polisy posagowej Michała C. toczyła się ponad rok przed sądami wszystkich instancji. W końcu pełnomocnik PZU wystąpił o kasację do Sądu Najwyższego, który sprawę przyjął, ale nie uwzględnił żadnego wniosku ubezpieczyciela. Zamiast oferowanych przez PZU 320 zł, Michał C. otrzyma 10440 zł.
Prawo łaski
Początek tej sprawy sięga połowy lat 80., kiedy nie obowiązywała ustawa o ochronie danych osobowych i PZU miał dostęp do pełnej listy szczęśliwie narodzonych dzieci. Agenci docierali do rodziców i np. obiecując zwolnienie z kilku składek, namawiali na wykupienie polisy. Wypłata po 18 czy 20 latach miała starczyć na kupno samochodu lub mieszkania.
W 1986 roku rodzice Michała wykupili polisę na 100 tys. zł. Kwota ta miała być co roku waloryzowana o 28% i po 18 latach osiągnąć 520 tys. zł, czyli mniej więcej wysokość ówczesnych 10 średnich pensji. Hiperinflacja z przełomu lat 80. i 90. doprowadziła do całkowitej dewaluacji kwoty ubezpieczenia i wszyscy właściciele polis PZU z dnia na dzień praktycznie stracili składane przez lata pieniądze.
W 1990 roku Sejm, próbując ratować co się da, zmienił kodeks cywilny, wprowadzając instytucję waloryzacji świadczeń przez sąd. - Ja to nazywam sędziowskim prawem łaski - mówi radca prawny Świętosław Fortuna, który reprezentował młodego kaliszanina.
Od tego czasu prawo pozwala na zmianę umowy przez sąd, jeśli nastąpiła istotna zmiana siły nabywczej pieniądza. Co ważne, sędzia nie może tego zrobić dowolnie, ale rozważyć interes obu stron. Na ogromnej inflacji stracił bowiem także PZU. Składki w wysokości 600 starych zł nie uległy zmianie i po denominacji w 1995 r. wynosiły zaledwie 6 groszy miesięcznie, więc nie opłacało się ich w ogóle ściągać.
Odpowiedzialność PZU
W 2003 roku ubezpieczyciel zaproponował Michałowi wypłatę najpierw 52 zł, a po negocjacjach 320 zł. Student kaliskiej PWSZ nie przystał na propozycję i w lutym 2004 r. sprawa trafiła do sądu. Od PZU zażądał 15 tys. zł, czyli równowartość obecnych 10 średnich wynagrodzeń, bo tyle miał dostać zgodnie z umową.
- Kaliski sąd rozdzielił ciężar hiperinflacji pomiędzy obie strony i uznał 70% roszczenia, a więc 10.440 zł - tłumaczy Świętosław Fortuna. Sąd drugiej instancji także uznał ten wyrok za zasadny. Ostatecznie sprawa w formie kasacji trafiła do Sądu Najwyższego. Pełnomocnik PZU argumentował, że winę za ten stan rzeczy ponosi państwowa firma PZU, która w żaden sposób nie zabezpieczyła przed ryzykiem hiperinflacji ogromnych kwot składanych przez rodziców.
Sędzia Elżbieta Skowrońska-Bocian uznała jednak, że błędy poprzednika obciążają następcę prawnego - obecne PZU Życie SA. Ubezpieczyciel był też zdania, że skoro suma ubezpieczenia była co roku waloryzowana o określony procent, to dodatkowe jej powiększanie jest niedopuszczalne. - Była waloryzacja, ale w potocznym tego słowa znaczeniu, nie w rozumieniu przepisu, który ma tu zastosowanie - mówi sędzia Skowrońska-Bocian.
Według sądu na wysokość wypłaty nie może mieć wpływu wysokość składek, których pobieranie w ogóle zaniechano, bowiem to w interesie PZU było podwyższenie kwoty składkowej, a ubezpieczyciel nic nie zrobił w tym kierunku.
Sądy różnie zasądzają
Sprawy o polisy toczą się przed innymi sądami i ta - kaliska, może mieć dla ich rozstrzygnięcia zasadnicze znaczenie. - W poszczególnych sądach, nawet w ramach jednego różna jest wysokość zasądzonych pieniędzy - mówi rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kaliszu, Henryk Haak. - Taka jednak była wola ustawodawcy, który wprowadził nieostre przesłanki naliczania tych kwot.
Choć mecenas Świętosław Fortuna już wcześniej reprezentował wielu klientów w sprawach polis posagowych, po raz pierwszy trafił z nią do Sądu Najwyższego. Teraz prawie codziennie z całej Polski odbiera telefony od kolegów z palestry, którzy pytają o szczegóły i doceniają przełomowy charakter sprawy.
Mariusz Kurzajczyk