Polskie prawo sprzyja propagowaniu nazizmu? Policja: "mamy związane ręce"
Zapisy w polskim prawie często uniemożliwiają skuteczną walkę z promowaniem totalitaryzmu w przestrzeni publicznej. Policja i prokuratura przyznają, że często, chociaż wina jest ewidentna, trudno ją udowodnić.
01.03.2018 | aktual.: 01.03.2018 07:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przepisem, który umożliwia postawienie w stan oskarżenia osoby publicznie propagujące faszyzm lub inne ustroje totalitarne jest art. 256 kodeksu karnego. Jak twierdzą eksperci, "publicznie" jest w tym przypadku słowem-kluczem, które często nie pozwala przeprowadzić postępowań.
Wiele zależy od interpretacji pojęcia "miejsce publiczne". Na przykład prokuratura w Białymstoku uznała, że za takowe nie można uznać lasu pod Choroszczą, gdzie grupa neofaszystów spaliła swastykę. Śledczy stwierdzili, że "zdarzenie było dostępne tylko dla określonej grupy osób".
Wątpliwości w tym zakresie budzą również imprezy biletowane, jak festiwal Orle Gniazdo w Radomsku, podczas którego wokalistka jednego z zespołów nawoływała by "zaj... Donalda Tuska". Jak podkreśla rzecznik prokuratury w Piotrkowie, działalność w miejscu prywatnym również może mieć charakter publiczny, jeśli "dostęp do niego ma nieograniczony krąg osób".
Jak informuje "Rzeczpospolita", ministerstwo sprawiedliwości dostrzegło problem nieostrych przepisów i pracuje nad projektem zmieniającym zapisy w art. 256. Zarzuty o propagowanie ideologii totalitarnych w Polsce otrzymuje średnio 300-400 osób.
Źródło: "Rzeczpospolita"