Polscy najemnicy na Ukrainie? Kto oferuje pieniądze naszym weteranom?
W ostatnich tygodniach do Polski docierały pogłoski o rodakach, którzy mieli nająć się do walk na Ukrainie. Takie informacje rozpowszechniali prorosyjscy separatyści, którzy rzekomo pojmali kilku Polaków. O tym, dlaczego Moskwa sięga po czarny PR i czy faktycznie "nasi" znajdują zatrudnienie w prywatnych firmach wojskowych, czytamy w magazynie "Polska".
Wśród dowodów, świadczących o udziale Polaków w walkach na Ukrainie, były nawet zdjęcia Jerzego Dziewulskiego, eksperta antyterrorystycznego, który miał być widziany w Słowiańsku. Problem w tym, że osoba na zdjęciu nie przypomina byłego szefa ochrony Aleksandra Kwaśniewskiego. - Rosyjskie służby (...) usiłują tym razem wykreować obraz konotacji polskiego rządu, który rzekomo wysyła rodzimych najemników na ulice Ukrainy (...) - mówił w rozmowie z "Polską" ppor. Przemysław Klimas. Ale czy można rzeczywiście wykluczyć, że na Ukrainie nie walczy ani jeden Polak?
"Dlaczego nie? Każdy musi jakoś żyć"
Jeden z wojskowych w rozmowie z "Polską" twierdzi, że rozpowszechnianie informacji o polskich najemnikach za wschodnią granicą, to "ewidentna propaganda, bo nie podano żadnych powodów". Jednak zaznacza, że nawet jeśli nasi rodacy pracowaliby na kontraktach firm, to takie działania "mają charakter jedynie prywatny i odpowiedzialność żadnego narodu, rządu ani państwa nie wchodzi tutaj w grę".
Czy Polacy mogą znajdować się w szeregach Academi (dawniej Blackwater) lub Greystone, prywatnych organizacji wojskowych, które działają ponoć na Ukrainie? Tego nie można ostatecznie wykluczyć, bo nasi żołnierze, po służbach w jednostkach specjalnych, otrzymywali takie propozycje pracy. - Dostałem już dwie oferty pracy od Amerykanów, od firmy Greystone. Nie podjąłem rozmów, bo jestem patriotą. Ale inni, dlaczego nie? Każdy musi jakoś żyć - mówił w rozmowie z "Polską" 37-letni żołnierz.
Gdzie najmują się polscy weterani?
Chociaż, jak mówi jeden żołnierzy, uposażenie weterana na emeryturze nie jest najgorsze, to mimo wszystko wielu byłych wojskowych decyduje się na pracę w charakterze najemnika. Aspekt finansowy jest oczywiście na pierwszym planie, ale decydują także inne czynniki. - Często ci ludzie mają poczucie, że poświęcili krajowi swoją młodość, najlepsze lata, najlepszą energię, a na koniec dostali kopa w tyłek albo jałmużnę - wyjaśnia anonimowy żołnierz.
Gdzie dorabiają polscy weterani? Popularnym kierunkiem jest ponoć wybrzeże Somalii. Po wyrobieniu specjalnych licencji można rozpocząć tam pracę przy ochronie tankowców. Chociaż dziś problem piractwa w Rogu Afryki nie jest już tak wielki, to armatorzy wciąż dobrze płacą najemnikom. Najniższa pensja to ok. 10 tys. zł miesięcznie. - A do tego w kraju na konto wpada emerytura komandosa z wojsk specjalnych - dodaje jeden z żołnierzy.
Inną lukratywną opcją jest praca w ochronie w Dubaju. - Tam jest mnóstwo bogatych ludzi, dla których w dobrym tonie jest, aby pokazać się w otoczeniu białych ochroniarzy z Europy Środkowo-Wschodniej - tłumaczy anonimowy wojskowy.
Ale są i tacy, którzy nie stronią od wojen, a tam zarobki są zawrotne. - Wśród polskich najemników zdarzają się oczywiście i tacy wariaci, którzy pchają się w strefy konfliktów, ale za ochronę VIP-a, konwojowanie ważnych dokumentów czy sprzętu otrzymują 500 funtów za dobę - wyjaśnia żołnierz w rozmowie z "Polską".
Źródło: "Polska"