Polowanie na zdrajców. Ukraina dopada ich wszędzie

Dywersja, sabotaż, sianie propagandy - wielu obywateli Ukrainy, zwłaszcza rosyjskiego pochodzenia, nadal współpracuje z okupantem. Dopuszczający się najcięższych przestępstw nie mogą się czuć bezpieczni nawet po ucieczce do Rosji.

Największych zdrajców Ukraina likwiduje fizycznie
Największych zdrajców Ukraina likwiduje fizycznie
Źródło zdjęć: © East News | AA/ABACA

08.09.2024 07:03

Ukraińska prokuratura i służby bezpieczeństwa stworzyły specjalne grupy, które poszukują rosyjskich agentów, sabotażystów i zdrajców. Wyłapywani są głównie ci, którzy informują Rosjan o ruchach wojsk, rozmieszczeniu systemów przeciwlotniczych, magazynów tyłowych. Celem służb są również siejący prorosyjską propagandę.

Niemal codziennie charkowska prokuratura, która prowadzi komórkę przeciwko zdrajcom, informuje o kolejnych zarzutach i aresztowaniach. Nie przekazuje za to danych osobowych aresztowanych. Powód - dla sympatyków Kremla staliby się wręcz bohaterami.

Grupa, której nic nie przekona

O ile rosyjska inwazja scementowała naród i wytworzyła poczucie jedności wśród Ukraińców, tak szczególnie na wschodzie kraju wielu rosyjskojęzycznych obywateli z utęsknieniem zerka na Moskwę. Powtarzają przy tym slogany znane z rosyjskich mediów. Rosja robi wiele, aby do Ukraińców docierał przekaz zgodny z linią dyktatury. Jak tłumaczył Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla: "Nie wszyscy rozumieją i trzeba im to cierpliwie tłumaczyć".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dlatego jak mantra powtarzane są informacje o "kijowskiej juncie", o przewrocie, sfałszowanych wyborach. Słowem wszystko, co mogłoby podsycić niechęci pomiędzy Donbasem a resztą Ukrainy.

Podczas wyjazdów na Ukrainę wielu moich prorosyjskich rozmówców powtarzało za RIA Nowosti, że Ukraińcy sami bombardują bloki i szkoły, żeby zrzucić winę na Rosjan. Rosyjskie napisy na rakietach mają być preparowane przez ukraińską propagandę, a tak naprawdę budynki wysadzają sami "kijowscy faszyści". Z kolei we wziętych do niewoli rosyjskich żołnierzy mają się wcielać ukraińscy aktorzy. Ci sami aktorzy mieli odgrywać również ofiary - ten przekaz największe natężenie miał po masakrze w Buczy.

Propaganda jest na tyle silna, że sięga daleko od granic Rosji i Donbasu. Na Węgrzech czy w Serbii w wielu miejscach można się spotkać z wyrazami sympatii dla Rosjan. Nawet po ujawnieniu kolejnych zbrodni wojennych.

Od trolla po dywersanta

Większość osób, które zostały zidentyfikowane jako te, które zdecydowały się na współpracę z Rosjanami, zajmuje się małą dywersją i rozsiewaniem rosyjskiej propagandy. Na początku września ukraińska prokuratura obwodowa w Charkowie wydała nakaz poszukiwania dwóch kobiet, które współpracę z okupantem podjęły jeszcze w 2022 r. Prowadziły spotkania propagandowe, roznosiły ulotki, twierdziły, że "Rosja jest tu na zawsze, a Ukraina jako kraj już nie istnieje", a "Polska chce odzyskać Kresy". Kiedy we wrześniu 2022 r. Ukraińcy odbili teren, na którym działały, obydwie uciekły do Federacji Rosyjskiej.

Tyle szczęścia nie miała kolaborantka stojącą na czele wydziału finansów rosyjskiej administracji Kupiańska w czasie okupacji miasta. Za współpracę z Rosjanami została aresztowana w 2023 r.

5 września 2024 r. aresztowana została 51-letnia kobieta, która podczas okupacji Izjumu pracowała jako kierownik wydziału okupacyjnego urzędu pocztowego. Stanowisko "szefowej wydziału komunikacji pocztowej" objęła dobrowolnie. W tym czasie organizowała kolportaż gazet propagandowych poprzez podległych jej listonoszy. Ci roznosili dostarczone z Rosji gazety, które miały udawać lokalną prasę, wydawaną rzekomo przez lokalnych dziennikarzy - "Izjumski Telegraf" i "Charków Z".

W tej prokremlowskiej prasie pojawiały się narracje "o wyzwoleniu Ukrainy od nazistów i faszystów". Na łamach dzienników tłumaczono, że Rosjanie przyjechali na Ukrainę "wyzwolić naród spod tyrani kijowskiego reżimu". Kobieta została zatrzymana tymczasowo na dwa miesiące.

Z kolei pod koniec sierpnia w Kijowie aresztowano dwóch mężczyzn, którzy na kilku budynkach zamontowali kamery, które w czasie rzeczywistym przesyłały obraz do Rosji. W ten sposób pomagali w zarejestrowaniu skutków nalotów na miasto i identyfikowaniu pozycji obrony przeciwlotniczej.

Podobnie działał mężczyzna pod Pokrowskiem. Różnica była taka, że on kamery instalował nie na budynkach, ale na przydrożnych drzewach. Dzięki niemu Rosjanie mogli śledzić ruchy ukraińskich kolumn. Sąd skazał go już na 13 lat więzienia.

Zadania szpiegowskie wykonywał również Rosjanin od lat mieszkający w Ukrainie. Emerytowany major rosyjskich Sił Powietrznych i Kosmicznych, były pilot rozpoznawczych Su-24, według służb: "zbierał informacje o lokalizacji ukraińskich obrońców i sprzętu wojskowego, a następnie przesyłał zebrane informacje w formie SMS-ów i zdjęć z odpowiednimi znakami geolokalizacyjnymi". Lokalizacja tego emeryta będzie znana przez najbliższe pięć lat - więzienie. Co istotne obaj mężczyźni pracowali dla idei za darmo.

Podobnie, jak mężczyźni, których policja złapała na początku sierpnia na gorącym uczynku, kiedy przecinali opony wojskowych ciężarówek. Okazało się, że w ten sposób od kilku miesięcy niszczyli ukraiński sprzęt. Obu grozi do 10 lat więzienia.

Zdrada stanu

Znacznie wyższym poziomem zdrady wykazali się przedstawiciele władz. 3 września do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Ołeksandrowi Ponomariowowi, deputowanemu ukraińskiego Parlamentu ze zdelegalizowanej partii politycznej Opozycyjna Platforma - Za Życie i jego byłemu asystentowi. Obydwu zarzuca się finansowanie działań mających na celu obalenie porządku konstytucyjnego, przejęcie władzy państwowej, zmianę granic terytorium i granicy państwowej Ukrainy.

Jeszcze gorzej skończył były mer Kupliańska, Hennadij Macehora, który w lutym 2022 r. sabotował obronę miasta, a po wejściu rosyjskich sił przekazał im wszelkie zapasy, jakie miasto miało do dyspozycji w ramach Obrony Cywilnej. W lipcu 2022 r. wyjechał do Rosji, gdzie został dyrektorem centrum sportowego w Starym Oskole. 8 czerwca 2024 r. agenci Głównego Zarządu Wywiadu przeprowadzili zamach na Macehorę. W wyniku odniesionych obrażeń zmarł trzy dni później w szpitalu w Moskwie.

Nie jest to pierwszy taki przypadek. Już w 2022 r. Ukraiński wywiad zlikwidował ppłk. Andrija Bezludko. Oficer urodził się na środkowej Ukrainie w Czerkasach, gdzie rosyjskie wpływy są znacznie mniejsze niż w Donbasie. W 2014 r. odmówił jednak walki z rosyjskimi bojownikami pod Donieckiem i przeszedł na stronę wroga.

W Rosji dosłużył się stopnia podpułkownika i został zastępcą dowódcy elitarnego 70. gwardyjskiego pułku strzelców zmotoryzowanych, z którym wkroczył na Ukrainę. Pod Donieckiem najpierw pracował w sztabie pułku, a po kolejnych porażkach ruszył na front jako dowódca batalionowej grupy bojowej. W lakonicznym komunikacie Ukraińcy poinformowali: "zdrajca Ukrainy został zlikwidowany".

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski