Jak pisze Nowy Dziennik, Polonia przez dziesięciolecia była tradycyjnym elektoratem Partii Demokratycznej. Zgodnie ze swoimi interesami popierała związki zawodowe, programy socjalne, otwartą proimigracyjną politykę rządu USA. Zwyczajowo idee te lansowali demokraci. Do zmiany doszło w 1980 roku w związku z przemianami w społeczeństwie USA, a także wydarzeniami w Polsce. Polonia zmieniła swoją orientację na republikańską, przechodząc do elektoratu Reagana, który zaprowadził politykę twardej ręki wobec ZSRR. Sympatie te przeniosły się później na George'a Busha.
Brak opracowań na temat preferencji politycznych naszej grupy etnicznej nie pozwala określić, ku której stronie dziś skłaniają się polonijni wyborcy. Można przypuszczać, iż obecnie Polonia to w dużej mierze tzw. nowi demokraci, a więc niezależni wyborcy, którzy równie dobrze mogą opowiedzieć się za jednym lub drugim kandydatem. Obaj pretendenci do urzędu prezydenckiego powinni być więc zainteresowani polskimi głosami, zwłaszcza w stanach o dużej liczbie Amerykanów polskiego pochodzenia.
W dziesięciu stanach Polonia stanowi liczący procent: Wisconsin 10,3% ludności, Michigan i Connecticut 9,5%, Illinois 8,4%, New Jersey 8%, Pensylwania 7,4%, Nowy Jork 6,5%, Massachusetts 5,9%, Minnesota 5,4% i Rhode Island 4,7%. Wszystkie te stany mogłyby stać się przedmiotem działań (i przetargów) między zorganizowaną Polonią, a kandydatami na prezydenta USA.
Polonia jednak słabo udziela się ostatnio w amerykańskim życiu politycznym, stąd też kandydaci na obieralne urzędy w Stanach Zjednoczonych nie zabiegają o polskie głosy. Postrzegają naszą grupę etniczną jako nieinteresującą, chociaż mobilizacja wyborców polonijnych przyniosłaby z pewnością wymierne efekty. Polonia jednak, a w szczególności jej zorganizowana reprezentacja, czyli Kongres Polonii Amerykańskiej, nie określiła swoich interesów w tegorocznych wyborach. Tym samym polscy wyborcy nie odegrają żadnej roli w najważniejszym wydarzeniu politycznym Stanów Zjednoczonych. A szkoda, bo mają do tego warunki. (krosz)