Policja użyła w Ankarze gazu łzawiącego przeciw demonstrantom
Turecka policja użyła gazu łzawiącego, aby rozproszyć grupę około tysiąca demonstrantów w Ankarze trzeciego dnia antyrządowych wystąpień - podała telewizja NTV. Protestujący kierowali się w stronę kancelarii premiera Recepa Tayyipa Erdogana.
02.06.2013 | aktual.: 04.06.2013 09:11
Premier oskarżył w niedzielę demonstrantów o próby podkopania demokracji.
Także w Stambule, największej metropolii Turcji, od niedzielnego południa tłumy ludzi zbierały się na centralnym placu Taksim. Po dwóch dniach gwałtownych incydentów, w wyniku których setki ludzi zostały ranne, a prawie 1000 demonstrantów aresztowano, na placu nie było widać już obecności policji.
Według BBC w Stambule panował względny spokój. W większości pokojowo nastawieni demonstranci powiewali na placu flagami. Niektórzy skandowali hasła wzywające rząd do ustąpienia. Ludzie skrzykują się do udziału w demonstracjach poprzez serwisy społecznościowe.
W związku z tym premier Erdogan skrytykował portale społecznościowe. Serwis Twitter nazwał "przekleństwem" i "ekstremalną wersją kłamstwa".
Konflikt wokół planu przebudowy placu Taksim
Bodźcem do rozpoczęcia protestów stały się plany przebudowy otoczenia placu Taksim. Konfrontację zapoczątkowała w piątek interwencja znacznych sił policyjnych przeciwko osobom, okupującym w namiotach park przy placu w celu udaremnienia budowy w tym miejscu centrum handlowego. Władze wydały zgodę na powstanie tego centrum.
Demonstracja w parku przerodziła się w obejmującą także inne tureckie miasta akcję protestacyjną przeciwko oskarżanemu o zapędy autorytarne Erdoganowi i jego powiązanej z ruchem islamistycznym Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Napięcia nie złagodziła sądowa decyzja o czasowym wstrzymaniu wycinania drzew w parku na placu Taksim.
Amnesty International poinformowała nawet o dwóch ofiarach śmiertelnych demonstracji, ale danych tych nie potwierdzono oficjalnie.
Stanowisko władz
Szef rządu przyznał, że reakcja policji była w niektórych przypadkach nadmierna - o umiarkowaną odpowiedź na demonstracje do tureckiego rządu apelowały USA, Wielka Brytania i Francja - ale powtórzył, że nie odstąpi od planów przebudowy placu Taksim.
W niedzielę Erdogan potwierdził, że ma być tam wybudowany meczet, czym - jak komentują agencje - rozdrażnił demonstrantów zarzucających premierowi i jego powiązanej z ruchem islamistycznym Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zapędy autorytarne i próby islamizacji kraju. Wcześniej pojawiały się informacje, że plany rekonstrukcji obejmują budowę również centrum handlowego.
Minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu zaapelował o zakończenie demonstracji, które - jak podkreślił - szkodzą reputacji kraju, "podziwianego w regionie i na świecie".
Zatrzymano ponad 1700 demonstrantów
W ciągu trzech dni zatrzymano ponad 1700 demonstrantów, ale większość z nich zwolniono po przesłuchaniu i ustaleniu tożsamości - poinformował szef MSW Muammer Guler. Dodał, że w całym kraju od wtorku zorganizowano w sumie 235 demonstracji w 67 miastach. Prawie 60 cywilów i 115 policjantów zostało rannych - głoszą oficjalne statystyki. To liczba znacznie niższa niż dane podawane przez organizacje pozarządowe i broniące praw człowieka, które mówią o tysiącu rannych.
Amnesty International poinformowała nawet o dwóch ofiarach śmiertelnych demonstracji, ale danych tych nie potwierdzono oficjalnie.
Szef MSW oszacował straty na równowartość ponad 8 milionów euro.