Pogotowie przyjechało i odjechało. Bo nikt nie otwierał drzwi
Starsza kobieta zadzwoniła pod numer 112, bo źle się poczuła. Pogotowie ratunkowe przyjechało, ale zaraz odjechało, bo nikt nie otwierał drzwi. Kobieta zmarła. Rodzina nie zamierza odpuścić i zawiadomiła prokuraturę.
30.06.2017 | aktual.: 30.06.2017 14:45
Do zdarzenia doszło w maju ubiegłego roku, ale dopiero teraz prokuratura oskarżyła lekarza, który kierował zespołem karetki.
Ze śledztwa wynika, że zaraz po odjeździe pogotowia, na miejscu przyjechał syn kobiety. Szybko wezwał straż pożarną, ale jeszcze przed jej przybyciem udało mu się wyważyć drzwi do mieszkania. Niestety, jego matka już nie żyła.
Przyczyna zgonu: ostra niewydolność w zmienionych miażdżycowo naczyniach wieńcowych.
Ustalono, że próby dostania się do mieszkania okazały się niewystarczające. - Łomotano w drzwi, starano się nawiązać kontakt telefoniczny, ale kobieta była nieprzytomna, potem zmarła. Ostatecznie lekarz podjął decyzję o przerwaniu działań. Nie zdecydowano się na siłowe wejście - wyjaśnił "Gazecie Wyborczej" Włodzimierz Krzywicki, rzecznik krakowskiej prokuratury.
Dlaczego zrezygnowano z akcji? "Sąsiadka obok mówiła, że w mieszkaniu prawdopodobnie nikogo nie ma"
- To pierwsza tego typu sytuacja, z jaką się spotykam - powiedziała Marta Solnica, dyrektorka świętokrzyskiego pogotowia. W karetce uznano, że zgłoszenie było fałszywe.
Dlaczego? - Drzwi były zamknięte, dodzwonić się nie udawało. Sąsiadka obok mówiła, że w mieszkaniu prawdopodobnie nikogo nie ma. Relacjonowała, że kobieta, która w tym mieszkaniu opiekuje się osobą niepełnosprawną, głuchą, wyszła - wyjaśniła "GW" Solnica.
Lekarza Sławomira S. oskarżono o bezpośrednie narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia poprzez zaniechanie działań do udzielenia specjalistycznej pomocy. Mężczyzna nadal pracuje w pogotowiu. Grozi mu do pięciu lat więzienia.