"Pochlastałem go" - jest wyrok ws. śmiertelnego pobicia
Osiem lat więzienia dla Roberta S. i dwa lata w zawieszeniu na cztery lata dla Rafała W. - takim wyrokiem zakończył się przed Sądem Apelacyjnym w Szczecinie (woj. zachodniopomorskie) proces odwoławczy ws. śmiertelnego pobicia w 2004 r. w Koszalinie Łukasza M. Choć oskarżony Robert S. nie przyznał się do winy, jego teorię obalili świadkowie, którzy zeznali, że sprawca chwalił się słowami: "pochlastałem go", "posunąłem mu kosę", "zabiłem chyba faceta".
Sąd apelacyjny - jak poinformował jego rzecznik sędzia Janusz Jaromin - zmienił wyrok pierwszej instancji wobec Rafała W. W czerwcu br. Sąd Okręgowy w Koszalinie skazał mężczyznę na dwa lata bezwzględnego więzienia.
Apelacje od wyroku SO w Koszalinie wniosły wszystkie strony procesu. Prokurator, bo domagał się w pierwszej instancji wyższych kar dla obu oskarżonych, obrońca Roberta S., który wnosił o uniewinnienie i obrońca Rafała W., gdyż prosił w czerwcu o zawieszenie wykonania kary.
Tylko to ostatnie odwołanie zostało uwzględnione. Wyrok SA jest prawomocny i podlega wykonaniu.
Obaj skazani stawali przed koszalińskim sądem pod zarzutem udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym. Ogłaszając wyrok, SO zmienił jednak kwalifikację czynu Roberta S. na zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Natomiast Rafała W. uznano za winnego jedynie udziału w bójce.
Łukasz M. zginął 14 sierpnia 2004 r. przed koszalińską restauracją "Fregata" od ciosu nożem zadanego z bardzo dużą siłą w okolice lewej dolnej części śródbrzusza. Wcześniej otrzymał sześć innych uderzeń nożem. Jednak w opinii biegłego nie były śmiertelne.
Jak ustalono podczas koszalińskiego procesu, ciosy zadał Robert S. Mężczyzna wdał się bójkę z Łukaszem M. po tym, jak ten tak kierował fiatem 126p, że dwa razy niemal nie przejechał znajomych S., z którymi mężczyzna wyszedł nad ranem z "Fregaty". W ocenie koszalińskiego sądu używając noża, S. miał świadomość, że może zabić Łukasza M.
W bójce z Łukaszem M. uczestniczył też Rafał W., ale szybko został przez niego pokonany i uciekł do klatki pobliskiego bloku. Dlatego w ocenie sądu I instancji trudno było uznać, że W. ma jakikolwiek związek ze śmiercią Łukasza M.
Rafał W. przyznał się do udziału w bójce. Niedługo po zdarzeniu sam zgłosił się do prokuratury. Siedem miesięcy spędził w areszcie. Wyszedł za kaucją i z zakazem opuszczania kraju. Potem prokuratura uchyliła te środki zapobiegawcze. Mężczyzna wyjechał do pracy w Anglii, ale stawiał się na wszystkie rozprawy.
Natomiast Robert S. zaraz po bójce przed "Fregatą" wyjechał z Polski. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Policja szukała go w kilku krajach. Zatrzymano go wiosną 2009 r. w Hiszpanii. Na proces do koszalińskiego sądu był dowożony z aresztu śledczego.
S. nigdy nie przyznał się do winy. Twierdził, że 14 sierpnia 2004 r. nie miał przy sobie noża. Tym narzędziem miał się według niego posługiwać Łukasz M., który doznał obrażeń na skutek prób wybicia mu noża z ręki.
Wersję Roberta S. obalili świadkowie. Według nich S. opowiadając o tym, co się stało, kilkakrotnie mówił różnym osobom: "pochlastałem go", "posunąłem mu kosę", "zabiłem chyba faceta".
Ani prokuraturze, ani sądowi w Koszalinie nie udało się ustalić, dlaczego Rafał M. tak kierował fiatem 126 p, jakby próbował przejechać grupę osób, w której byli Robert S. i Rafał W.