Po in vitro matka urodziła nie swoje dziecko. Profesor tłumaczy, jak do tego doszło
Podczas zabiegu in vitro doszło do tragicznej pomyłki. W efekcie kobieta urodziła nie swoje dziecko. - Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca - mówi Wirtualnej Polsce prof. Marian Szamatowicz, który jako pierwszy w kraju dokonał zabiegu in vitro.
30-letnia kobieta została zapłodniona metodą in vitro w klinice ginekologii w Policach w 2014 r. Tam doszło jednak do tragicznej pomyłki. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, zostało połączone z komórką innej kobiety. Potwierdziły to badania genetyczne.
Pierwsza taka sprawa w Polsce
- Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Procedury przy zapłodnieniach in vitro są bardzo jasne, więc przyczyny pomyłki upatrywałbym po prostu w błędzie ludzkim. Musiało dojść do niewłaściwego oznakowania materiału do rozrodu, czyli komórki jajowej i plemników - przyznaje Wirtualnej Polsce prof. Szamatowicz.
Profesor nauk medycznych w 1987 roku dokonał pierwszego w naszym kraju udanego zabiegu zapłodnienia człowieka metodą in vitro. Zapytaliśmy go, czy do podobnych pomyłek dochodziło już wcześniej.
- Nie przypominam sobie, żeby coś takiego miało miejsce w Polsce. Ale słyszałem kiedyś, że biali rodzice po in vitro w Holandii otrzymali czarne dziecko. Nie jest więc to zapewne pierwsza taka sytuacja na świecie. W każdym razie to bardzo poważny błąd, ale nie mnie rozstrzygać, czy powinien być karany - mówi.
Mała Hania ma już 3 lata. Cierpi na zespół wad genetycznych Schinzela-Giediona. Jak ustaliła Wirtualna Polska, jej stan stale się pogarsza. Najgorsze są ataki padaczki, które trwają nawet po kilka dni. Nie pomagają żadne leki.
Mecenas: "Szpital nie neguje, że dopuszczono do błędu"
Przypomnijmy, że w grudniu sąd uniewinnił lekarza, który został oskarżony o niedopełnienie obowiązków w laboratorium in vitro. Rodzice Hani liczyli na ugodę ze szpitalem (Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 w Szczecinie) i 3 mln zł odszkodowania. Nic w tego nie wyszło. W związku z tym w środę ruszył proces.
Co ciekawe, już na wstępie sąd wyłączył jawność rozprawy i wiele informacji pozostaje tajnych.
- Nasze wrażenia są pozytywne i jesteśmy dobrej myśli, chociaż na pewno nie jest to łatwa sprawa – przyznaje nam pełnomocnik rodziny mecenas Mikołaj Fiodorow. Podkreśla, że środowa rozprawa trwała aż 4 godziny, a w tym czasie udało się przesłuchać "tylko jednego świadka w całości i jednego w części".
- Szpital nie neguje, że dopuszczono do błędu, ale nie poczuwa się do odpowiedzialności za ten błąd. Naszym zdaniem, tak poważna sytuacja miała miejsce, ponieważ procedury szpitala okazały się wadliwe. Do dzisiaj albo nie próbowali wyjaśniać tej sprawy, albo ich wyjaśnianie nie dało żadnych efektów - zaznacza Fiodorow.
- Sprawa jest pilna i trzeba się nią zająć tak szybko, jak to możliwe. Ale jej złożoność wymaga też dokładnego przemyślenia wszystkich zagadnień – przyznaje prawnik. Właśnie dlatego proces będzie się jeszcze ciągnął bardzo długo. Samo przesłuchanie wszystkich świadków może zająć nawet rok. Potem zacznie się przedstawianie dowodów z opinii biegłych.
ZOBACZ: Niezwykła rodzina. Mają 14 synów
Czy in vitro jest bezpieczne?
Do profesora Andrzeja Kochańskiego zwróciliśmy się z kolei z pytaniem, czy zapłodnienie pozaustrojowe jest związane ze wzrostem liczby różnych problemów zdrowotnych.
- Potwierdziły to już setki badań prowadzonych na całym świecie: w Australii, Niemczech czy Szwajcarii - mówi Wirtualnej Polsce kierownik Instytutu Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej im. M. Mossakowskiego PAN.
Kochański podkreśla, że u dzieci z in vitro zespoły wad pojawiają się nawet 10 razy częściej niż w populacji ogólnej.
Do jednych z najczęstszych należą problemy związane z uszkodzeniem układu krążenia, miażdżycami i tendencje do nadciśnienia płucnego.