Piwni kolekcjonerzy przeciw profanacjom
Butelki, kufle, szklanki, etykiety, kapsle,
podstawki, otwieracze, a ostatnio także firmowe pamiątki browarów -
to przedmioty pożądania birofilów, czyli kolekcjonerów piwnych
akcesoriów. Zbierają wszystko, co łączy się ze złocistym napojem. W sobotę na XXV Jubileuszowej Giełdzie Birofiliów w Tychach (woj. śląskie) spotkało się prawie 400 kolekcjonerów z całej Polski.
Na poważnie kolekcjonowaniem piwnych pamiątek zajmuje się w Polsce ok. 600 osób. Ścisłą czołówkę tworzy około stu. Na birofilskich giełdach wymieniają zbiory i handlują. Oprócz tego - jak mówią - propagują kulturę picia piwa i jego wyższość nad innymi napojami. Można to robić tylko w jeden sposób - pijąc piwo, koniecznie zimne i koniecznie odpowiednio podane. Piwo w plastikowym kubku to profanacja - ocenia kolekcjoner z Tych, Marek Brandys.
Paweł Piotrowski, inżynier budownictwa drogowego z Warszawy, ma największą, 35-tysięczną kolekcję polskich etykiet z piwa. Zbiera już ponad 35 lat. Początkowo gromadził wszystko, co wiąże się z piwem, potem skoncentrował się na etykietach z krajowych browarów. W jego kolekcji najcenniejsze są etykiety najstarsze, z lat 70- 80. XIX wieku.
Ceny najcenniejszych etykiet dochodzą do 200-300 zł. Tyle samo trzeba zapłacić za unikatową butelkę, np. z czasów carskich.
Podobnie jak filateliści, birofile mają swoje "białe kruki". Do takich zaliczyć można np. podkładki Browaru Książęcego w Tychach, na których po rozpoczęciu wojny Niemcy wytłoczyli napisy w swoim języku. Zachowały się cztery takie egzemplarze. Rzadkością są też przedwojenne reklamy Browarów Tyskich, umieszczone na lustrach.(ck)