PiS to dobrze rozumie: twardym trzeba być, nie miękkim
Czym tłumaczyć ostatnie sondażowe tąpnięcie, czyli stratę przez PiS 12 proc. poparcia? Tym, że partia rządząca zaczęła wycofywać się ze specyficznego dealu, jaki zawarła z Polakami. Czyli: przestała poparcie mieć. Taki to tautologiczny paradoks.
04.04.2018 | aktual.: 04.04.2018 11:44
Wytłumaczeń, dlaczego PiS-owi spada akurat teraz, były już setki, a w tych setkach na pierwszy plan wybijały się trzy interpretacje.
Po pierwsze: PiS-owi spada po wypowiedzi Beaty Szydło o rządowych nagrodach, które się ministrom „należały”.
Drugie: PiS-owi spada z racji protestów kobiet przy okazji ustawy aborcyjnej, w istocie będących protestami przeciwko zblatowaniu państwa z kościołem.
Trzecie: PiS-owi spada, ponieważ wyborcy zauważyli, że nowelizacja ustawy o IPN robi więcej złego, niż dobrego, i zaczyna się na świecie głośno mówić o „polskich obozach zagłady”.
Wszystkie te wytłumaczenia są, moim zdaniem, błędne. Prawdziwe zaś może się wydawać tautologią: PiS-owi otóż spada, ponieważ mu spada. Polacy bowiem chcą głosować na PiS głównie dlatego, że ma poparcie.
Brzmi dziwnie? To przeanalizujmy, jak wyglądało poparcie dla PiS-u w podobnych kryzysowych momentach. Jeśli chodzi o marsze kobiet, to w sondażu CBOS z 20 października 2016 r. (tuż po pierwszym „czarnym marszu”) partii rządzącej urosło ono względem wrześniowego zwolenników o 2 pkt. procentowe.
Nepotyzm, skok na państwowe pieniądze? Nie ma lepszego na to przykładu, niźli magiczna kariera Bartłomieja Misiewicza, która stała się dla PiS-u kłopotem wizerunkowym pod koniec stycznia 2017 r.; sondaż IBRIS-u z 17 lutego 2017 r. pokazuje 37 proc. poparcia dla partii rządzącej, stabilne od początku tamtego roku.
Jeśli chodzi o wojnę dyplomatyczną z Izraelem, to w jej sercu, czyli 26 stycznia 2018 r., PiS cieszył się już poparciem niemal 50 proc. Wydarzenie bezprecedensowe, ale nawet, gdyby porównać je do o wiele mniejszego (czyli absurdalnego zawirowania o reparacje wojenne od Niemiec), które wybuchło w połowie września ubiegłego roku, to otrzymalibyśmy analogię całkiem trafną - w jego sercu PiS-owi poparcie znów urosło, partia zbliżyła się do 40 proc.
Jaki z tego wniosek? Taki, że pewna część głupich, politycznych zagrań, oczywistych błędów i potknięć, nijak PiS-owi nie szkodzi.
Co to jest osobowość autorytarna
A teraz przypomnijmy jeden moment, w którym PiS-owi spadło naprawdę, kosmicznie i bezprecedensowo. Zdarzyło się to w marcu ubiegłego roku, kiedy wynikiem 27:1 Donald Tusk został ponownie wybrany szefem Rady Europejskiej, PiS zaś nagle obudził się z 29 proc. wynikiem w sondażu IBRiS-u.
PO miała 27 proc. i skądś trochę tych procentów musiało do niej przywędrować - a Nowoczesnej czy SLD by poparcia nie starczyło, aby się mogła nim z partią Tuska podzielić.
Sądzę, że przywędrowały te procenty do PO od PiS-u, i teraz wędrują też. Konkretnie zaś: od tych wyborców, którzy popierali PiS ze względu na autorytarne skłonności. Skłonności owe rozumiem na dwa sposoby.
Pierwszy: tak, jak opisał je Maciej Gdula w wydanej niedawno pracy pt. „Nowy autorytaryzm”. Wedle Gduli, PiS-owski neoautorytaryzm oznacza danie politycznej sprawczości - lub też: jej poczucia, które nie musi mieć wiele wspólnego z prawdą - szerokim grupom społecznym, które wcześniej czuły się jej pozbawione. Za najlepszy przykład takiego uważa lex Szyszko, po której to Polska nagle zrobiła się łysa: kiedy możliwe stało się wycięcie drzew na własnej posesji, Polacy rzucili się do pił mechanicznych.
Taki sposób prowadzenia polityki buduje więź między politykiem a rządzonym: skoro sam ma polityczną sprawczość, w polityce uczestniczy, wyborca czuje z rządzącym bliskość i popiera, co on robi, o ile nie obraca się to bezpośrednio przeciw niemu.
W tym momencie wchodzi drugie rozumienie autorytaryzmu, wypracowane przez Theodore’a Adorno w eseju „Osobowość autorytarna”. Spośród dziewięciu jej cech, wyszczególnionych przez niemieckiego filozofa, szczególnie istotne dla zrozumienia polskiego wyborcy (i nie idzie mi o wyborcę PiS-u, lecz o wyborcę formułą prowadzenia polityki przez PiS zmienionego) będą dwie. Wprzódy: podporządkowanie, objawiające się w bezkrytycznym stosunku do wyidealizowanego autorytetu własnej grupy. Autorytetem tym, spieszę dodać, nie jest dziś Jarosław Kaczyński. Jest nim specyficznie pojmowany, polski interes narodowy, którego idealizacja wyraża się w przekonaniu, że suwerenność da się załatwić jazdą pod prąd wszelkich międzynarodowych obostrzeń. Dlatego PiS-owi nie spadało, a rosło, kiedy cały Zachód mówił o bublu ustawy o IPN-ie, PiS zaś brnął w zaparte. Druga z cech wyszczególnionych przez Adorna to potępienie słabości: osobowość autorytarna stoi po stronie trzymających władzę, a nie tych, którzy są przez nią zmiatani.
Polski wyborca znajduje się na przecięciu autorytaryzmu Gduli i Adorna. Za sprawą tego pierwszego zaangażował się w zblatowanie między sobą a partią rządzącą. Łaska jego jednak na pstrym koniu jeździ, bo i Adorna do jego opisu można opisać: skoro nienawidzi słabości, będzie nienawidził tego rządzącego, który jest nieskuteczny. Bo jeśli rządzący jest nieskuteczny - to nieskuteczny i słaby jest także on sam.
Potrzeba silniejszego
Nie chodzi jednak o skuteczność faktyczną, ale o udawaną, rozgrywaną w ramach politycznego spektaklu. Dlatego właśnie poparcie dla PiS-u spadło, kiedy Donald Tusk został ponownie szefem Rady Europejskiej - było to wydarzenie widowiskowe, a matematycznego rachunku 27:1 nie dało się oszukać. I dlatego, jak sądzę, spada teraz. Tym razem spektaklem, za który nie należały się PiS-owi od autorytarnego wyborcy żadne brawa, była wojna dyplomatyczna z Izraelem, która, po skierowaniu przez prezydenta Dudę nowelizacji ustawy o IPN-ie do Trybunału Konstytucyjnego - przycichła. Jednym słowem: została przegrana, bo nie otrąbiono zwycięstwa. Najlepszym może przykładem na to, że skuteczność nie musi być faktyczną, jest działalność komisji ds. reprywatyzacji, której decyzje niewiele w sferze faktycznej zmieniają, są jednak widowiskowe.
Jaki jest jednak najwyraźniejszy pokaz skuteczności PiS-u? To proste: sondaż. Jeśli PiS w nim wygrywa - pokazuje to wyborcy o skłonnościach autorytarnych, że warto na tę partię głosować. Kiedy PiS zaczyna w sondażach tracić, wyborca autorytarny z marszu się z popierania PiS-u wycofuje, nie chce być z przegranymi. Bardzo to niebezpieczna, tautologiczna polityka, z której PiS ma wyjście jedno: brnąć.
Jakkolwiek bowiem by daleko partia rządząca nie zabrnęła w spotykających się z międzynarodowym oburzeniem ustawach, o ile brnie dalej - poparcie jej nie spada (potraktowany z dezynwolturą sprzeciw Unii wobec ustaw o sądownictwie dobrze to pokazuje). Oczywiście, w finale spadnie, bo zabrnie do takiego koziego rogu, z którego żadnego wyjścia już nie będzie.
Dlatego też tak istotnymi będą najbliższe wybory samorządowe: sondaż to sondaż, w tym miesiącu będzie ten, w następnym miesiącu - inny, i o tym z miesiąca poprzedniego szybko się zapomni. Jeśli PiS samorządy przegra, zapomnienie o jego słabości tak łatwo nie przyjdzie. A z pewnością nie u wyborcy autorytarnego.
* Wojciech Engelking dla WP Opinie*