PiS: dokumenty Palikota o J. Kaczyńskim są fałszywe
Zdobyłem ubeckie papiery, które gromadzono na temat Jarosława Kaczyńskiego - poinformował w swoim blogu Janusz Palikot. Tłumaczył jednocześnie, że ma kopie dokumentów, do których mieliby dostęp historycy z IPN-u, gdyby tylko pragnęli zająć się przeszłością szefa PiS tak namiętnie, jak zajmowali się przeszłością Wałęsy. PiS twierdzi, że dokumenty Palikota zostały sfałszowane.
25.04.2009 | aktual.: 27.04.2009 15:53
Janusz Palikot przyznaje, że teczka to licha, bo i Kaczyński "opozycjonistą był cieniutkim". Zawartość teczki określa jako życiorys nudnego faceta, który niewiele znaczył w tamtych latach. "Figuranta Kaczyńskiego Jarosława" w dokumentach bezpieki opisywano jako "Jar".
W dzienniku Palikota czytamy: "Jar był w Warszawie. Oddychał wolnością. Jeśli wierzyć tym dokumentom, a ja nie mam do nich zaufania, ponieważ stworzyli je przedstawiciele komunistycznej sotni, w dniach stanu wojennego, Jar był wystraszonym i spolegliwym obywatelem. Czy to jest prawda? Nie mam pojęcia: to ubecka prawda. Dokładnie taka, jaką pokazał IPN, pisząc o Wałęsie. Dla mnie ma ona kształt szamba, ale przecież niczym innym jak właśnie zawartością ubeckiego szamba zaatakowano Wałęsę".
Palikot wspomina też, że w dokumentach SB wyraźnie jest napisane, że Jarosław Kaczyński nie godzi się podpisać lojalki.
"Niech IPN zbada tę teczkę"
Palikot zaapelował do Instytutu Pamięci Narodowej, aby zbadał teczkę Jarosława Kaczyńskiego. Poinformował, że otrzymał kserokopie dokumentów na temat prezesa PiS, które - jego zdaniem - o ile są prawdziwe mogą być dla niego kompromitujące.
Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski nie chciał komentować działań Palikota. Dodał, że jedyną sprawą, jaką warto w tym kontekście poruszyć jest kwestia podejrzeń o nieprawidłowości przy finansowaniu kampanii wyborczej Palikota w 2005 roku i zaapelował o wyjaśnienie tej sprawy.
Także rzecznik Instytutu Pamięci Narodowej Andrzej Arseniuk nie skomentował sprawy.
Palikot pokazał w Lublinie koperty, w których - jak twierdzi - znajdują się kserokopie dokumentów z IPN zawierające informacje na temat J. Kaczyńskiego. Powiedział, że otrzymał je od anonimowych osób, które odpowiedziały na umieszczony na jego blogu apel o dostarczanie mu informacji na temat życia i działalności prezesa PiS.
- To są materiały ubeckie, skserowane, podrzucone mi, być może są nieprawdziwe. Być może sfałszowali je sami ubecy. Ja tego nie rozstrzygam. Proszę o to, aby Instytut Pamięci Narodowej zajął się tą sprawą i wyjaśnił, co faktycznie znajduje się w teczkach Jarosława Kaczyńskiego - powiedział Palikot.
Poseł nie ujawniał dziennikarzom treści dokumentów, bo - jak zaznaczył - na wielu kserokopiach widnieje zapis, że są poufne.
Na konferencji prasowej w Lublinie ujawnił kilka innych informacji. Podał, że po zatrzymaniu 17 grudnia 1981 r. J. Kaczyński sugerował, iż zaszła pomyłka i że to być może jego brat Lech miał być zatrzymany; podczas rozmowy z funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa miał też potwierdzić, że Ludwik Dorn jest Żydem. Ponadto - jak cytował Palikot - pytany o stosunek do kobiet J. Kaczyński odpowiedział, że go one nie interesują i że nie zależy mu na założeniu rodziny.
Według Palikota J.Kaczyński nie był na tyle ważnym opozycjonistą, by zatrzymywać go 13 grudnia 1981r., kiedy zatrzymywano tysiące osób w całym kraju.
Jak dodał poseł, w zebranych materiałach są "dużo bardziej pikantne szczegóły". - Jeden czy dwa szczegóły znajdujące się w tych teczkach skończyłyby polityczny żywot Jarosława Kaczyńskiego w Polsce - zaznaczył.
Palikot podkreślił, że jego celem nie jest lżenie ani napiętnowanie i poniżanie J. Kaczyńskiego, tylko "skompromitowanie metody, którą sam Jarosław Kaczyński przez lata stosował wobec swoich przeciwników" oraz metody zastosowanej przez dziennikarzy i pracowników IPN w stosunku do materiałów na temat Lecha Wałęsy. Zdaniem Palikota polega ona na opieraniu się o "pewne zapisy w ubeckich teczkach i czytaniu ich w pewnym własnym zamiarze interpretacyjnym". - Chcę pokazać, że taka metoda zastosowana do niewielkiej części fragmentów, które posiadam, dotyczących Jarosława Kaczyńskiego, daje podobne rezultaty jak to, co uzyskali wspomniani historycy w stosunku do Lecha Wałęsy - zaznaczył poseł na konferencji.
Zdaniem Palikota jest to dziwne, że w IPN tak dogłębnie i tyle osób badało biografię oraz dokumenty dotyczące Wałęsy, a nie ma takiego opracowania na temat braci Kaczyńskich.
Poseł dodał, że z materiałów, które otrzymał, wyłania się obraz J. Kaczyńskiego jako człowieka "tchórzliwego, niepewnego siebie", który "poprzez ostre, agresywne poglądy i brak tolerancji dla innych, którzy ich nie akceptują, buduje sobie takie poczucie bezpieczeństwa".
PiS: dokumenty, które ma Palikot zostały sfałszowane
W odpowiedzi rzecznik prasowy PiS Adam Bielan w wydanym oświadczeniu przypomniał, że w 2004 roku J. Kaczyński otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Przypomniał, że 2 czerwca 2006 roku na konferencji w Warszawie prezes PiS ujawnił i rozdał dziennikarzom teczkę z materiałami, jakie zbierała o nim Służba Bezpieczeństwa.
"Dokumenty, do których odnosi się w swoich insynuacjach Janusz Palikot zostały sfałszowane. Wydarzenia w nich opisywane (zresztą w dwóch wykluczających się wersjach) nigdy nie miały miejsca" - podkreślił Bielan. "Działania Janusza Palikota są kolejnym aktem niszczenia elementarnych standardów życia publicznego w Polsce. Bezpośrednią odpowiedzialność za to ponosi Donald Tusk przewodniczący Platformy Obywatelskiej" - oświadczył Bielan.
Jarosław Kaczyński upublicznił swoją teczkę w czerwcu 2006 r. Media szeroko opisywały wówczas jej zawartość.
W teczce znajduje się m.in. rzekoma "lojalka" Jarosława Kaczyńskiego ze stanu wojennego, która głosiła, że "będzie przestrzegał przepisy stanu wojennego co oznacza, że nie będzie podejmował działalności przeciwko obowiązującemu porządkowi prawnemu w PRL". Prokuratura ustaliła, że "lojalkę" podrobiono w całości - co stało się "nie później" niż w czerwcu 1993 r. Śledztwo w sprawie sfałszowania dokumentu umorzono w 2008 r. z powodu przedawnienia karalności przestępstwa.
W teczce, upublicznionej w 2006 r., znajdowało się też inne oświadczenie J. Kaczyńskiego z 17 grudnia 1981 r., w którym odmawia on podpisania "lojalki". Stwierdza w nim ponadto "że nie istnieją podstawy prawne zobowiązujące obywateli PRL do składania tego rodzaju deklaracji".
Warszawski sąd już w 1998 r. uznał, że Kaczyński nie podpisał "lojalki" i nie był współpracownikiem SB, bo notatki oficera SB są niewiarygodne. Sąd ustalił to w procesie karnym wytoczonym przez J. Kaczyńskiego tygodnikowi "Nie" za opublikowanie w 1993 r. sfałszowanej "lojalki". Marka Barańskiego z "Nie" skazano za to na karę grzywny. Jeszcze przed wyrokiem Barański przyznał, że "lojalka" była fałszywa, a on sam padł ofiarą "prowokacji UOP", za co przeprosił Kaczyńskiego. Sąd uznał wówczas także, że brak jest podstaw do "jednoznacznego stwierdzenia", iż "lojalkę" sfałszowano w UOP, co sugerował lider PiS.