Pielgrzymi ze specjalnego pociągu z Rzymu - już w Warszawie
Po ponad 28 godzinach jazdy specjalny pociąg "Pro Memoriam" z Rzymu przywiózł wczesnym rankiem polskich pielgrzymów, wracających z uroczystości związanych z pierwszą rocznicą śmierci papieża Jana Pawła II. Do zobaczenia w Rzymie za rok - żegnali się niektórzy podróżni na dworcu Warszawa Centralna.
Pokonanie dwóch tysięcy kilometrów dzielących stolice Włoch i Polski zajęło o kilka godzin więcej niż trasa do Rzymu. Trzeba było bowiem ominąć podtopione tory w Austrii i w Czechach. Według informacji kierownika pociągu, wiele innych składów musiało zrobić to samo, stąd konieczność kilku lub nawet kilkunastominutowych postojów na mniejszych i większych stacjach.
Pierwsza, kilkunastoosobowa grupa pielgrzymów wysiadła z pociągu w Katowicach. Ci, którzy jechali dalej, na pożegnanie zaśpiewali im przez okna "żegnamy was, alleluja". By nadrobić 300-minutowe opóźnienie, pociąg jechał do Warszawy przez Centralną Magistralę Kolejową, a nie - jak początkowo planowano - przez Częstochowę i Skierniewice.
Trudy wielogodzinnej podróży i cała niedziela spędzona "na nogach", dały się we znaki wszystkim bez wyjątku. Poniedziałek w pociągu minął głównie na wypoczynku, odsypianiu zaległości i rozmowach o rzymskich przeżyciach. W poniedziałek o godz. 21.37 pasażerowie znów, tak jak w drodze do Rzymu, zebrali się w ostatnim wagonie i tam odmówili różaniec w intencji Jana Pawła II.
Zanim jednak atmosfera stała się spokojna, początek powrotnej podróży miał nerwowy charakter. Okazało się bowiem, że kilku pasażerów pociągu, którzy pozostawili w nim na cały dzień rzeczy zbędne im w Rzymie - np. ciepłe płaszcze, śpiwory czy książki, nie odnalazło ich po powrocie do pociągu, gdy ten podstawiono na peron rzymskiego dworca San Pietro.
Nic nie zginęło natomiast z zamykanego na kłódkę przedziału, gdzie większość pasażerów pozostawiła swe ciężkie bagaże, korzystając z propozycji złożonej przez obsługę pociągu. Jeszcze w granicach Rzymu wezwano włoską policję, której okradzeni pielgrzymi zgłosili sprawę. Pojawiły się sugestie, że za zniknięciem rzeczy stoi serwis sprzątający pociąg lub biedacy, którzy splądrowali skład stojący na kolejowej bocznicy. Sprawa ma być wyjaśniana.