Piecha: przeprowadzałem aborcje
Dokonywałem aborcji - byłem jak doktor
Jekyll i mister Hyde. Nie wiem, czy kobiety, które płakały w moim
gabinecie przed aborcją, wybaczyły - tak szczerze wyznał
wiceminister zdrowia Bolesław Piecha na łamach "Gościa
Niedzielnego", pisze "Dziennik".
07.07.2007 | aktual.: 07.07.2007 03:55
Bolesław Piecha, ginekolog-położnik z 20-letnim doświadczeniem, opowiada czytelnikom tygodnika, jak dojrzewał do zrozumienia, że aborcja jest złem.
Skończyłem studia w 1981 r. Wyszedłem ze szkoły, w której żadna dyskusja światopoglądowa nie miała miejsca. Żeby dokonywać aborcji, trzeba było przyszłych lekarzy odhumanizować, oduczyć ich empatii. Myśmy wtedy dziecka nie widzieli, bo zdobycze techniki, takie jak USG, pojawiły się później. Ale widzieliśmy efekty masowo przeprowadzanych tzw. zabiegów przerywania ciąży - tłumaczy minister.
Piecha ocenia, że w tamtych czasach, po to by można było bez skrupułów dokonywać aborcji, funkcjonowała cała machina. Lekarzom i matkom "wbijano do głowy", że dziecko, które rozwija się w macicy, nie jest człowiekiem. Nazywano je tkanką, trofoblastem, zygotą, płodem, embrionem. Zdaniem ministra było to działanie celowe, bo wtedy aborcja nie miała w sobie ładunku emocjonalnego.
Wiceminister przyznaje w wywiadzie, że przełomem dla niego było obejrzenie filmu "Niemy krzyk". W rok po tym doświadczeniu zdecydował, że nie będzie dokonywał aborcji. Ale jak podkreśla, "wychodzenie ze zgliszczy moralnych" było bardzo trudne i trwało długo. (PAP)