Pełzający interes
Wytrawni zbieracze w ciągu godziny potrafią
wrzucić do wiaderek 10-15 kilogramów ślimaków. Rekordziści w jeden
dzień odstawiają nawet 100 kilogramów - informuje "Gazeta
Krakowska".
05.05.2005 | aktual.: 05.05.2005 10:50
Według dziennika, winniczki przynoszą głównie ci, którym niespecjalnie się wiedzie. Sporo z nich to bezrobotni, dla których wszelkiego rodzaju zbieractwo bywa jedynym źródłem utrzymania. Niektórzy mówią otwarcie, że dzięki tym pieniądzom za ślimaki mają na chleb czy wędlinę.
Skup ślimaków rozpoczął się 1 maja. Już na drugi dzień do rozsianych po całym regionie punktów przyszli pierwsi zbieracze ze znalezionym przez siebie pełzającym towarem. Z pracą krucho, stąd chętnych nie brakuje.
Choć cena za ślimaki nie poraża (złotówka za kilogram), niektórzy chodzą godzinami po łąkach, lasach, grzęzawiskach. - Zawsze to jakiś zarobek. Na pewno lepsze zajęcie, niż siedzenie w domu i czekanie, aż ktoś zaproponuje pracę. W tym wypadku dokładnie sprawdza się powiedzenie, że pieniądze leżą na ziemi, trzeba się po nie tylko schylić - mówi Andrzej Mikrut, który do skupu przyniósł wczoraj prawie 30-kilogramowy worek z winniczkami.
Jeden z punktów skupu ślimaków znajduje się w podtarnowskich Ryglicach. Towar, jaki tutaj trafia z okolicznych pól, odbierają kontrahenci, którzy uzyskali od wojewody pozwolenie na skup w Małopolsce. Nasze winniczki trafiają jako rarytasy na stoły we Francji i Belgii.
- Przyjmujemy tylko dorodne. Mniejszych nie wolno, są pod ochroną -wyjaśnia Stanisława Niemiec, pokazując na kratkę z dziurkami. - Który winniczek jest za mały, trafia z powrotem na łąkę. Były lata, kiedy nasze winniczki eksportowano do Włoch. Płacono wtedy nawet cztery złote za kilo, a ślimaki przynosili i ci, którym powodziło się nieźle.
W tym roku w Małopolsce zebranych zostanie 120 ton winniczków. Zgodnie z decyzją wojewody można je odstawiać jedynie do końca maja. (PAP)