PolskaPaweł Piskorski o sporze ws. budżetu UE: mam rozdarte serce

Paweł Piskorski o sporze ws. budżetu UE: mam rozdarte serce

Polska i Węgry sprzeciwiły się przyjęciu rozporządzenia wiążącego fundusze unijne z praworządnością. To w efekcie może oznaczać weto dla budżetu UE. Opozycja grzmi, że to już polexit. Kto ma rację w tym sporze? - To jest rewolucja w Unii Europejskiej. Nie jestem pewien, czy ta sprawa jest do końca przemyślana przez polskich polityków, zwłaszcza polityków opozycji i czy my na pewno chcemy, by to wszystko się wydarzyło - stwierdził w rozmowie z WP Paweł Piskorski, były poseł i eurodeputowany.

Paweł Piskorski o sporze ws. budżetu UE: mam rozdarte serce
Paweł Piskorski o sporze ws. budżetu UE: mam rozdarte serce
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Jerzy Dudek
Violetta Baran

- Zadaje mi pani pytanie, które odpowiadającego przypisuje od razu do jednej lub drugiej watahy. Ale mój tok myślenia w tej sprawie nie jest zero-jedynkowy, czarno-biały, co oznacza, że ze wszystkich stron dostanę pewnie łupnia za to, co powiem - zastrzegł były europoseł Paweł Piskorski, którego WP zapytała, co sądzi o tym elektryzującym ostatnio polityków sporze.

Zdaniem byłego polityka Platformy Obywatelskiej, obecnie przewodniczącego Stronnictwa Demokratycznego, mamy do czynienia w Unii Europejskiej z olbrzymią, choć niezauważalną dla zwykłego obywatela UE, rewolucją. - To jest przemiana znacznie większa niż któryś z przyjętych do tej pory traktatów. To jest rewolucja praktyczna, faktami dokonanymi zmieniająca Unię, to jakie ma mieć kompetencje, zakres zadań, zdolności finansowe, uprawnienia w relacjach z krajami członkowskimi i jak ma być rządzona - tłumaczy Piskorski.

Jako historyk porównuje to, co obecnie dzieje się w UE z dyskusją, która toczyła się w Stanach Zjednoczonych przez dekady po uzyskaniu niepodległości przez to państwo. Chodziło w niej o rolę rządu centralnego w stosunku do poszczególnych stanów, uprawnienia finansowe i sądowe, zakres lokalnej samodzielności.

Paweł Piskorski: przez nieszczęsne rządy PiS Polska wpada między drzwi a framugę

Zdaniem Piskorskiego w UE, przeżywającej ostatnio poważny kryzys, którego elementem był Brexit, ale też spadek zaufania do Wspólnoty i różnice w wizji dalszego rozwoju, pandemia spowodował niezwykłe przyśpieszenie procesów. - Osoby, mające w tej chwili decydujące znaczenie w UE odpowiedziały tak: musimy iść szybko do przodu, musimy tworzyć fakty dokonane i pogłębiać integrację - tłumaczy.

- W normalnych warunkach wymagałoby to traktatów, negocjacji i mogłoby być zablokowane tak, jak kiedyś konstytucja europejska, gdyż liczba państw, które nie chcą pogłębiać integracji jest porównywalna z liczbą tych, które chciałyby ją pogłębiać - ocenia rozmówca WP. - Ale nagle stało się coś, co zmienia bieg historii, wydarzenie nagłe, niespodziewane i o olbrzymiej skali, czyli pandemia. Proszę zwrócić uwagę, że w UE ta rewolucja, już w tej najistotniejszej części, czyli finansowej, dokonała się. Budżet UE już nie jest, tak jak było to zakładane zawsze w traktatach, tylko sumą składek krajów członkowskich. To jest suma składek członkowskich plus własne możliwości zadłużenia. Tego dotąd nie było, to jest rewolucja. Unia przez to, że wszyscy chcą pieniędzy i nikt nie zanegował tego rozwiązania, uzyskała możliwości odrzucane jeszcze rok temu - dodaje.

Gdzie w tej rewolucji jest miejsce Polski? Zdaniem Piskorskiego decydenci Unii postanowili także zmienić podejście do państw członkowskich. - I tu Polska, przez te nieszczęsne rządy PiS-u, wpada między drzwi a framugę. Bo rządy PiS-u dają pretekst, poprzez łamanie praworządności, które jest niewątpliwe, do tego, żeby Unia Europejska wytworzyła mechanizm dyscyplinowania krajów członkowskich całkowicie pozaukładowy, pozatraktatowy - mówi Piskorski.

Paweł Piskorski: w sensie formalnym PiS ma rację

Rozmówca WP przyznaje, że w tej sprawie, w sensie formalnym, PiS ma rację. - Proszę sobie wyobrazić, jak Polacy odpowiedzieliby na pytanie w referendum europejskim, które decydowało o naszym przystąpieniu do Wspólnoty, gdyby wiedzieli, że Unia będzie funkcjonowała na takiej zasadzie, jaką teraz się proponuje? W mechanizmie traktatowym jednomyślnie będzie podejmowana decyzja o budżecie, a w innym mechanizmie, wprowadzonym już bez takiej podstawy, będzie możliwość, jakąś większością, wykluczenia twojego kraju z wypłaty pochodzących z tego budżetu pieniędzy? - pyta były eurodeputowany.

Piskorski przypomina ogromną debatę toczącą wokół traktatu nicejskiego. - Pamięta pani to niemądre zdanie, wypowiadane wtedy przez moich bliskich kolegów "Nicea albo śmierć"? Jakże nieistotnym szczegółem, o którym tylko koneserzy pamiętają, jest teraz to, o co tam w ogóle chodziło. A chodziło o procenty dotyczące naliczania głosów. Teraz okazuje się, że to nie ma żadnego znaczenia a sprawa jest o wiele poważniejsza. Jaki sens ma jednogłośność przy budżecie, jeśli w innym głosowaniu, jakąś większością, można wykluczyć kraj członkowski z jego korzyści. A taka decyzja to nie tylko brak wpływów, ale też wielce prawdopodobny krach na giełdzie, wycofanie inwestycji i głęboki kryzys. Jeśli zapowiadany mechanizm ma też wprowadzić zasadę, że jak się wstrzymuje fundusze, to nie tylko nie dostaje się nowych pieniędzy, ale trzeba też zwrócić te, które już otrzymano na projekty w ich ramach, to w zasadzie można doprowadzić kraj do bankructwa - zwraca uwagę przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego.

Polityk przywołuje słowa Donalda Tuska sprzed dwóch lat, gdy po raz pierwszy w UE pojawił się pomysł powiązania wypłaty unijnych środków z praworządnością. - Uważałbym to za bardzo ryzykowne i krok w niewłaściwym kierunku - tłumaczył wówczas Tusk w "Faktach po Faktach” na antenie TVN24. - Nie tylko ze względu na to, że nie chciałbym, żeby Polska była karana, ale że generalnie dla Europy nie byłoby dobrze, gdyby mieszać te dwa porządki - podkreślał wówczas polityk i dodał: "Pieniądze, które w budżecie przeznaczamy na różne kwestie, nie powinny podlegać kryteriom czysto politycznym".

Paweł Piskorski: to oczywiste, że PiS łamie praworządność

- Oczywiście, Unia Europejska powinna dopominać się o praworządność w Polsce, ale nie powinno mieć to wpływu na kwestie dystrybucji budżetu. I Tusk miał moim zdaniem absolutnie rację, dlatego że to powoduje przyspieszony proces centralizacji Unii i narusza podstawową zasadę poszanowania różnorodności - mówi WP Piskorski.

Były eurodeputowany przyznaje, że "jego serce jest rozdarte" w momencie, gdy ma odpowiedzieć na pytanie, co sądzi o pomyśle łączenia praworządności z unijnym budżetem. - Z jednej strony jest oczywiste, że PiS łamie praworządność. Opozycja wychodzi z takiego założenia: "wszystko, co jest przeciwko PiS-owi, to my popieramy". Myślą, że jak PiS zawetuje budżet, to będzie miał ogromne problemy i oni te problemy wykorzystają. Tylko za cenę jakich strat dla Polski? Nie mówią, że jak PiS na wszystko się zgodzi, to i tak może zostać zastosowany mechanizm praworządności i pieniędzy, lub ich części, nie dostaniemy. Zatem odpowiedź na pytanie: weto czy nie, które przypisuje natychmiast do któregoś z walczących bloków, brzmieć powinno negocjacje, negocjacje, negocjacje. Jeśli nie osiągnie się porozumienia, i tu trzeba też dobrej woli władz UE, w każdym scenariuszu Polska straci - dodaje.

- Odwołam się jeszcze raz do tego, co mówił Tusk. Naprawdę, w moim przekonaniu, my nie powinniśmy chcieć Unii, która budżet wykorzystuje do rozstrzygania sporów politycznych. Z łamaniem praworządności powinniśmy sobie radzić innymi instrumentami - stwierdza rozmówca WP.

- Każda instytucja ma oczywistą tendencję do powiększania swojej władzy. To jest w genach każdej instytucji - podkreśla Paweł Piskorski. - Może to rodzić pewne obawy na przyszłość. Zapisy dotyczące praworządności, a czytałem ten dokument i jest on bardzo ogólnym językiem pisany, dzisiaj będą mogły być stosowane - i z mojego punktu widzenia słusznie - do wymuszania na PiS-ie przywrócenia praworządności. Ale być może za kilka lat - a te głosy już dzisiaj się pojawiają ze strony polityków lewicowych - może on zostać wykorzystany do narzucania rozwiązań, o których każde z państw członkowskich powinno decydować samo. Możliwa do wyobrażenia jest sytuacja, w której kiedyś, po wyrokach TSUE, aborcja na życzenie czy eutanazja staje się standardem praworządności - dodaje.

Paweł Piskorski: czy ma na pewno chcemy, by to wszystko się wydarzyło?

Polityk podkreśla, że jest np. zwolennikiem małżeństw homoseksualnych, bo ludzie mają prawo do miłości, jaką wybierają. Uważa, że niedługo - w związku ze zmianą świadomości Polaków - będą one mogły być zawierane w Polsce. - Ale o tym powinni decydować Polacy. Jeśli się to narzuci z zewnątrz, to skutki mogą być odwrotne - tłumaczy. Podobnie, jak uważa, szkodliwe mogłoby być rozszerzenie interpretacji praworządności np. na sprawy pracownicze. - Kraje członkowskie powinny decydować o swojej polityce gospodarczej czy podatkowej. Jeśli np. za kilka lat okazałoby się, że orzeczenie Trybunału uznaje prawo zatrudnionych do jednakowej pensji minimalnej czy wieku emerytalnego a kraj, który tego nie akceptuje łamie praworządność, to też drastycznie mogłoby odbić się na Polsce - dodaje.

Były deputowany do Parlamentu Europejskiego obawia się także pewnej beztroski autorów rozporządzenia wiążącego unijne fundusze z praworządnością.- Boję się prawa pisanego z założeniem: ale przecież my zawsze będziemy rządzić. Mówię szeroko pojęci "my", ci, którzy akceptują ład liberalno-demokratyczny. Ale co będzie, gdy w tak zreformowanej Unii, gdzie stworzono już mechanizmy tak silnie oddziałujące na kraje członkowskie, większość uzyskają partie takie, jak ugrupowanie pani Le Pen? - zastanawia się Paweł Piskorski.

Jego zdaniem nie można wykluczyć takiej sytuacji, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądać Europa po pandemii. - Czy wtedy ten mechanizm będzie określał, że wyłącznie praworządne jest prawo, które chroni życie od poczęcia? Praworządność oznacza rządy prawa. A źródła prawa mogą być przecież bardzo różne. Jak wygra ktoś, kto uznaje wyłączność prawa naturalnego, to może się nagle okazać, że to instrumentarium, które teraz przygotowano, zaczyna odkręcać Wspólnotę w drugą stronę - mówi rozmówca WP.

- Jedynym pozytywnym rozwiązaniem jest osiągnięcie kompromisu. Pozycje budżetowe powinny być wstrzymywane tylko w sytuacji korupcji i jawnego marnotrawstwa. Praworządność powinna być przywracana dzięki działaniu innych instrumentów - ocenia Paweł Piskorski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (404)