PublicystykaPaweł Lisicki: Wizja premiera Morawieckiego

Paweł Lisicki: Wizja premiera Morawieckiego

Prawo i Sprawiedliwość umie zaskakiwać. Pokazał to nie tylko osobliwy efekt ciągnącej się od miesięcy rekonstrukcji rządu - zmiana miejsc na stanowisku premiera i wicepremiera - ale także expose premiera Mateusza Morawieckiego. Ci, którzy spodziewali się wystąpienia technokratycznego, pełnego liczb, napakowanego żargonem ekonomiczno-industrialnym musieli przecierać oczy ze zdumienia. Szczególnie początek daleko, bardzo daleko odbiegał od potocznego wyobrażenia o tym, kim jest premier Morawiecki.

Paweł Lisicki: Wizja premiera Morawieckiego
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Paweł Lisicki

12.12.2017 | aktual.: 12.12.2017 21:40

Czytaj także: Grzegorz Wysocki - Wszystko dla wszystkich. "Nowy" rząd PiS-u lepszy od Harry'ego Pottera

Zaprezentował się on bowiem nie jako chłodny bankowiec, nie zdystansowany finansista, nie posługujący się abstrakcyjną nowomową menadżer, ale jako polski patriota, człowiek, wrażliwy na polską przeszłość i historię. Morawiecki mówił o potrzebie dumy z państwa, o silnej tożsamości narodowej, przywoływał też bliskie sobie osoby, jak choćby postać Andrzeja Kołodzieja, zasłużone dla walki o wolność i niepodległość.

To zdecydowanie nie była sucha i obojętna pogawędka przyuczonego naprędce polityka-ekonomisty, tylko kogoś, dla kogo polskie dzieje są pasją, kto rozumie niezwykłą wagę polskiej historii. Kto ceni to, że Polska nie poddała się ani absolutyzmowi, ani germanizacji, ani rusyfikacji czy komunizmowi – to niemal cytat. Co ciekawe, Mateusz Morawiecki kilka razy wspomniał o pomocy świadczonej przez Polaków Żydom i o tym, że Polska przeciwstawiła się Holokaustowi. Zdecydowanie to nie na pedagogice wstydu, ale dumy wychował się nowy premier.

Szukanie trzeciej drogi

Nie mniej zaskakująca była też hierarchia planów, jaką przedstawił nowy szef rządu. Rzeczywiście, musiało uderzać, że tyle czasu poświęcił choćby kwestii reformy zdrowia i zapowiedział wzrost wydatków na system zdrowia do 6 proc. PKB w ciągu kilku lat. Podobnie jak zapowiedź powołania dwóch nowych instytutów do walki z rakiem czy chorobami serca. Morawiecki dopiero później wspomniał o sztandarowych programach gospodarczych, jak „Mieszkanie Plus” czy wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego.

Tym co musiało zwracać uwagę w czasie całego przemówienia było rozłożenie akcentów, całkiem nietypowe dla kogoś uchodzącego za liberała. O ile trudno było dosłuchać się w słowach premiera pochwały prywatnej przedsiębiorczości i docenienia jednostkowej zaradności, sprytu, wolności, to znacznie wyraźniej brzmiały słowa przypominające o solidarności społecznej, o pomocy biednym i słabym, o podmiotowej roli państwa w gospodarce i rozwoju. Nie prywatne bogacenie się, ale zrównoważony rozwój całego społeczeństwa – tak można byłoby najkrócej przedstawić projekt Morawieckiego.

I trudno nie dostrzec, że w kategoriach ideologicznych nie było to przesłanie liberała. Był to raczej plan zwolennika gospodarki społecznej, kogoś, kto próbuje znaleźć trzecią drogę między etatyzmem i omnipotencją państwa, a wiarą w wolny rynek. Czy jednak faktycznie można tu było mówić o równowadze? Wydaje się, że przechył na rzecz państwa i jego roli był wyraźny.

Morawiecki pozamiatał

Mateusz Morawiecki wiele mówił o potrzebie porozumienia i jedności, na koniec choćby wręcz wołał: „spór tak, wojna nie”. Wezwał także do obniżenia temperatury sporu politycznego i do sklejenia wspólnej Polski. To wszystko słuszne hasła, jednak można pytać, jak do tych haseł o porozumieniu ma się fakt nałożenia na dzień przed jego wystąpieniem przez KRRiT najwyższej w historii III RP kary 1.5 miliona złotych na TVN24 za sposób w jaki telewizja ta relacjonowała sejmowe zamieszanie przed rokiem? Można mieć pewność, że ta jedna informacja w znacznie większym stopniu wpłynie na obraz Polski niż trafne i roztropne słowa premiera Morawieckiego, przypominającego o znaczeniu polskiej demokracji i podkreślającego, że tylko nieliczne państwa Zachodu mogą poszczycić się równie starą tradycją parlamentarną jak Polska.

W sensie retorycznym było to na pewno wystąpienie sprawne, dobrze pomyślane i wychodzące naprzeciw obawom tych, którzy nie mogli odżałować zmiany na stanowisku premiera. Mateusz Morawiecki kolejny raz pokazał, że jest wizjonerem, że potrafi przekształcić swą główną, zapożyczoną z Wyspiańskiego dewizę, „Polska to wielka rzecz”, w słowa i obrazy. Zręcznie też połączył wątki osobiste, odniesienia do ojca, własne przypadki z czasów prześladowania przez SB, rolę ciotki, na rękach której umierał legendarny żołnierz podziemia niepodległościowego oraz opowieść o spadającym bezrobociu, skoku technologicznym i walce o interesy w Unii Europejskiej. To wszystko robiło wrażenie przemyślanej konstrukcji.

Zabrakło jednej rzeczy

Morawiecki nie zapomniał też o podziękowaniu dla ustępującej premier Beaty Szydło, która zresztą wysłuchała jego wystąpienia, zasiadając w ławach rządowych jako wicepremier. Można się jednak pytać dlaczego w tym tak dobrze zbudowanym przemówieniu zabrakło miejsca dla wyjaśnienia powodów zmiany? Mateusz Morawiecki wspomniał nawet, że to jest „ten sam rząd” i ci sami ministrowie. Dlaczego zatem zmiana? Jaki jest jej cel podstawowy? Czym będzie się różnił jego program od poprzedniego, jeśli wszystko jest to samo? Jeśli do tej pory rząd działał dobrze, na tyle dobrze, że jego wicepremier został szefem gabinetu, a szef gabinetu wicepremierem, to jaki jest właściwie powód tej zmiany?

Musiało uderzać to, z jakim entuzjazmem na kolejne słowa premiera Mateusza Morawieckiego reagował Jarosław Kaczyński. Można było odnieść wrażenie, że prezesowi PiS ręce same składały się do braw. To na pewno w tej chwili najsilniejszy sojusznik premiera, prawdziwe źródło jego politycznej siły. Skuteczność działania nowego premiera zależeć będzie na pewno od tego, jak długo uda mu się utrzymać tak jednoznaczne poparcie prezesa PiS. Druga rzecz, która rzucała się w oczy, to nawiązanie kilka razy przez Mateusza Morawieckiego do wcześniejszego o kilka dni wystąpienia sejmowego Andrzeja Dudy. Czy były to tylko zwroty kurtuazyjne, czy też znak pokazujący próbę zbudowania sojuszu prezydentem, przyszłość pokaże.

Paweł Lisicki dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)