Paweł Kapusta: Demokracja selektywna [OPINIA]
Dwa śledztwa, dwa tematy, ta sama redakcja. Jedno wyciszane milczeniem, drugie niesione falą entuzjazmu. Na finiszu kampanii wyborczej jak na dłoni widać warunkową i politycznie selektywną wrażliwość tych, którzy zwykle pierwsi domagają się przejrzystości i odpowiedzialności – pisze Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski.
Tak się zastanawiam: co by się działo w polskiej przestrzeni publicznej, gdybyśmy w Wirtualnej Polsce opublikowali następujący tekst: na reklamy wyborcze promujące Karola Nawrockiego oraz atakujące Rafała Trzaskowskiego w kampanii prezydenckiej oraz promujące PiS w kampanii parlamentarnej w 2023 roku osoby powiązane z amerykańską Partią Republikańską i z Viktorem Orbanem wydały w polskim internecie miliony złotych. Zakładam, że w emfazometrze i oburzometrze wywaliłoby skalę. Polityków i dziennikarzy bijących w tarabany słychać by było na drugiej półkuli.
Ale tak się akurat ułożyło, że opublikowaliśmy materiał odwrotny - że miliony poszły od ludzi związanych z Demokratami na wsparcie Trzaskowskiego i ataki na Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena, a w 2023 na wsparcie Koalicji Obywatelskiej. Efekt publikacji był taki, że, poza kilkoma pełnymi oburzenia wpisami ekspertów oraz dziennikarzy zajmujących się na co dzień dezinformacją, zapanowała cisza. Po prostu: doszło do tak zwanego morderstwa tematu przez brutalne zamilczenie. Nic się nie wydarzyło, nie ma o czym gadać. A w oczywisty i niepodważalny sposób widać, że zostało złamane prawo i sprawa wymaga dogłębnego wyjaśnienia przez odpowiednie służby.
Nie minęła nawet doba, a w Wirtualnej Polsce opublikowaliśmy tekst o szczegółach udziału Karola Nawrockiego w ustawce kibolskiej pod Gdańskiem. I co się stało? Szok! Tym razem cisza zamieniła się w raban, staliśmy się oczywiście najrozleglej cytowanym medium w kraju, najrzetelniejszym, wspaniałym źródłem informacji. Ustalenia trafiły na łamy wszystkich mediów, pchają je w eter masowo polityczni dziennikarze, a informacje zdobyte przez Szymona Jadczaka są pompowane w największe troll-konta na Twitterze, takie jak "Roman Giertych" czy "Tomasz Lis". Te same konta, które na co dzień wyzywają dziennikarzy WP oraz samą redakcję WP od najgorszych.
Od momentu publikacji tekstu o ingerencji w polskie wybory Szymona Jadczaka i Patryka Słowika tydzień temu, już kilka razy słyszeliśmy zakulisowo z różnych stron pytania: "ale dlaczego publikujecie to teraz?". Albo: "po co w ogóle takie coś publikować?". Pytali dziennikarze, reporterzy, pracownicy funkcyjni z branży. Z kolei dziś, po tekście o bijatykach Nawrockiego, nikt już nam takich pytań nie stawia. Walec oburzenia (żeby nie było - absolutnie słusznego oburzenia!) jedzie na roboczym biegu i z przyjemnością wsłuchuje się w oddźwięk kruszonych kości.
To tylko pokazuje, w jakim miejscu znalazła się branża medialna. Aktywizm, polityczne kibolstwo i zaczadzenie, wiara w większą sprawę, przekonanie o wyższości swoich nad nie swoimi, granie na swojego w sposób tak jawny, że osobę wierzącą w prawdziwe dziennikarstwo aż zęby bolą. A później wszyscy są zszokowani, że politycy, choćby podczas omawiania warunków debaty, kręcą redakcjami jak karuzelą. To nie jest żadne nowe zjawisko, ale skala i jawność porażają.
Znów więc wychodzi na to, że wolność słowa i demokracja to wybiórczy towar. Selektywność, wygodne milczenie i oburzenie na zamówienie nie są tylko branżową anegdotą. To realne zagrożenie dla zaufania społecznego do mediów – zaufania, które już i tak znajduje się na granicy zapaści. Jeśli odbiorcy mają wierzyć, że dziennikarstwo jeszcze różni się czymkolwiek od propagandy, muszą mieć pewność, że fakty mają znaczenie zawsze, a nie tylko wtedy, gdy są wygodne. Inaczej zostanie nam tylko walka przekazów i pytanie: czyja właściwa narracja wygrywa? My w Wirtualnej Polsce wciąż robimy i będziemy robić swoje.
Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski