Paw warszawki
"Paw królowej" Doroty Masłowskiej to literacka wydmuszka, którą zachwyca się salon warszawki. Bożyszcze salonów puściło literackiego pawia. Tytuł najnowszej książki Doroty Masłowskiej "Paw królowej" nie jest więc przypadkowy. Tymczasem mizdrzący się do literatów krytycy mówią o sprawnie zrymowanym językowym eksperymencie jak o arcydziele - pisze Marta Sawicka w tygodniku "Wprost".
23.05.2005 | aktual.: 23.05.2005 09:01
A najnowsza książka najgłośniejszej polskiej autorki młodego pokolenia nie jest niczym więcej, jak środowiskowym bluzgiem. Jego zasięg w normalnych warunkach, czyli bez sztucznie pompowanej medialnej sławy literatki, ograniczyłby się do wąskiego kręgu odbiorców, zapewne znajomych. Bohaterami "Pawia królowej" są wszak zarówno rzeczywiści, jak i wykreowani bywalcy warszawki, która wchłonęła pochodzącą z Wejherowa Masłowską po jej głośnym debiucie. Dzięki zachwytom literackich salonów oraz umiejętnie podgrzewanej atmosferze oczekiwania na pisarski cud specyficzna książeczka Masłowskiej w kilka dni rozeszła się w prawie trzydziestu tysiącach egzemplarzy. Jednak przeciętny czytelnik, zwłaszcza spoza stolicy, przez ten quasi-hip- hopowy tekst może nie przebrnąć.
Tandetna kokieteria
Wszystkim tym, którym po lawinie peanów na cześć "Pawia królowej" głupio się przyznać, że tego dziełka nie czują, postanowiliśmy pomóc. Otwarcie przyznajemy, że jesteśmy burakami, które zdobią okładkę książki warszawko-wejherowianki. Nie potrafimy się na tej literackiej wydmuszce poznać.
Ale sama autorka najwyraźniej świadoma niedoskonałości swej drugiej książki, stara się ubiec wszelkie ataki: "To nie jest literatura, to jakiś kurwa bełkot, ta laska ma nakurwione we łbie, niech do pochwy sobie głowę wepchnie" - autoironizuje Masłowska w "Pawiu królowej". Jako MC Doris jest bohaterką własnego tekstu i niemal na każdym kroku stara się zabezpieczyć przed ewentualną krytyką, między innymi parodiując samą siebie. "Piosenka ta, co od razu jest widoczne, zawiera błędy gramatyczne rażące i ordynarne niepoprawności (...). Mógłbyś w dwa dni napisać taką książkę, gdybyś tylko kij i ziemi dostał trochę.
To wcale nie jest żadna proza, tu są liczne brzydkie i wulgarne słowa" - kokietuje. "Nie należy się zniechęcać niezrozumieniem piosenki. Przez jej oczywisty poziom literacko mierny spowodowane jest to" - dodaje. Kpi z siebie, kpi z recenzentów, szydzi z czytelników: "Była naszym zamierzeniem taka słabość tekstu, aby niemożność przeczytania go nie powodowała kompleksów (...). Piosenka ta powstała z funduszy Unii Europejskiej. Ma na celu zwiększenie liczby głupców w społeczeństwie" - te słowa powtarzają się jak refren w książce.