ŚwiatOto dlaczego USA wspierają Ukrainę. "Wojna ma potencjał, by rozszerzyć się na sojusz"

Oto dlaczego USA wspierają Ukrainę. "Wojna ma potencjał, by rozszerzyć się na sojusz"

Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, Stany Zjednoczone zdecydowały się zaangażować cały swój polityczny kapitał i autorytet, by stawić czoła Putinowi. - Rosyjskie zachowanie jest bardziej niebezpieczne niż chińskie. Rosja ma pięć tysięcy głowic jądrowych i uważa się za najsilniejszego gracza w dziedzinie bezpieczeństwa w Europie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michael O’Hanlon, ekspert od amerykańskiej polityki zagranicznej i szef pionu analitycznego jednego z największych amerykańskich think-tanków Brookings Institution.

Joe Biden
Joe Biden
Źródło zdjęć: © Getty Images, | 2022 Getty Images

03.05.2022 07:03

Joanna Kędzierska: Dlaczego Stany Zjednoczone tak bardzo zaangażowały się we wsparcie Ukrainy?

Micheal O’Hanlon: Kiedy wrócimy do czasów końca zimnej wojny, Stany Zjednoczone wraz z Rosją, a także Wielką Brytanią zobowiązały się do zachowania ukraińskiej suwerenności i zapewnienia bezpieczeństwa, podpisując Memorandum Budapesztańskie w 1994 roku. Był to kluczowy dokument mający na celu oddanie przez Ukrainę swojej broni nuklearnej Rosji.

Ukraina miała jej sporo, bo prawie 2000 głowic jądrowych w okresie zimnej wojny. To było kluczowe i Stany Zjednoczone były zobligowane nie przez sam traktat, ale poprzez porozumienie z przywódcami pozostałych państw sygnatariuszy. Oczywiście ono nie miało takiej mocy jak Artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego (zakładający, że w przypadku ataku na jedno państwo NATO, inne kraje sojuszu włączają się do jego obrony), ale była to mocna deklaracja.

Stany Zjednoczone czuły w związku z nią pewien obowiązek wobec Ukrainy. Ponadto pomoc wynika z zasad, które wyznajemy - należy pomóc państwu nieposiadającemu broni jądrowej, zaatakowanemu przez kraj, który ją posiada, ze względu na szerszy cel, jakim jest jej nierozprzestrzenianie. W innym wypadku kraje będą parły do tego, by mieć więcej broni jądrowej, co zaburzy porządek nuklearny.

To był jedyny powód? A co z nastawieniem społeczeństwa amerykańskiego do konfliktu?

W Stanach istniało poczucie, że Ukraina jest państwem, które starało się stanąć na nogi i wokół którego istnieje pewne zainteresowanie w USA, jako dużym krajem w centrum Europy. Podobnie w Stanach istnieje zainteresowanie Polską, chociaż Ukraina oczywiście nie jest tak prozachodnim historycznie krajem jak Polska i nie jest tak bliskim amerykańskim sojusznikiem, ale wciąż ma duże znaczenie.

Ukraina ma prawdziwe pragnienie, by ustanowić swoją suwerenność, przez co stała się ofiarą Władimira Putina. Ten jest z kolei w USA postrzegany zdecydowanie negatywnie i było tak nawet przed wojną. Amerykanie widzą go jako brutalnego tyrana, światowego pariasa, który generuje ciągłe problemy. W Stanach ta wojna jest widziana bardziej nie jako wojna Rosji, ale wojna Władimira Putina.


Gdyby Putin był w stanie tak łatwo podbić i zająć Ukrainę, wyobraźmy sobie, co mógłby zrobić dalej, jak bardzo stałby się pewny siebie. Na przykład mógłby podjąć podobne działania wobec Estonii, używając jako argumentu do ataku problemów żyjącej tam rosyjskojęzycznej mniejszości. Dlatego też dla naszego własnego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa NATO, uznaliśmy, że Ukraina jest ważna.

A czy Stany Zjednoczone nie czują się w jakiś sposób winne, że w 1994 dano Ukrainie gwarancję bezpieczeństwa, a dziś mamy do czynienia z inwazją rosyjską na pełną skalę? Niektórzy komentatorzy przekonują, że oddanie broni nuklearnej przez Ukrainę było błędem.

Nie sądzę, by w administracji istniało jakieś poczucie winy z tego powodu. Jednak uważam, że powinniśmy mieć poczucie winy związane ze złożeniem Ukrainie oferty wejścia do NATO w 2008 roku. To był błąd. Ukraina i Rosja są tak historycznie, językowo, geograficznie blisko, że wprowadzanie pod tylne drzwi Rosji, do według Rosji siostrzanego kraju zachodniego sojuszu, którego liderem są Stany Zjednoczone, mogło zostać odebrane przez wielu Rosjan, nie tylko samego Putina, jako prowokacyjne. Uważam to za błąd, chociaż wiem, że będzie wiele osób w USA, które się ze mną nie zgodzą.

I oczywiście to prawda, że przekonaliśmy Ukrainę do pozbycia się broni nuklearnej na rzecz Rosji w ramach Memorandum Budapesztańskiego. Jednak nie mieliśmy specjalnie większego wyboru. Związek Radziecki się rozpadał, takie kraje jak Ukraina miały na swoim terytorium sowiecką broń nuklearną, którą niekoniecznie wiedziały, jak kontrolować, nie posiadały do tego odpowiednich systemów. USA nie mogły zgodzić się na sytuację, w której państwa trzecie, tak jak Białoruś i Kazachstan mają taktyczną broń jądrową.

W Stanach jest z pewnością świadomość, że Ukraina jest wystawiona na rosyjską agresję. Istnieje też na pewno duże poczucie moralnego obowiązku wobec Ukrainy. 27 kwietnia byłem na pogrzebie byłej sekretarz stanu Madeleine Albright. Przemawiali prezydent Joe Biden, prezydent Bill Clinton, wszyscy mówili o Ukrainie, nikt nie wyrażał poczucia żalu, ale złość wobec Putina.

Michael O'Hanlon
Michael O'Hanlon © East News | Tom Williams

A jak wojna w Ukrainie przekłada się na priorytety amerykańskiej polityki zagranicznej? Przed wojną wyraźnie widać było, że Waszyngton koncentrował się na Azji. Pierwsza kadencja prezydenta Baracka Obamy zapoczątkowała tzw. zwrot ku Azji (Pivot to Asia). Czy wysiłek Stanów Zjednoczonych w Ukrainie nie jest też podyktowany chęcią jak najszybszego zakończenia konfliktu w Europie? Aby móc się bardziej skoncentrować na Azji, szczególnie na Chinach?

Są eksperci, którzy tak mówią, ale nie sądzę, by miało to sens. Stany Zjednoczone nigdy nie były krajem, który koncentrował się jedynie na jednym regionie. Jeśli spojrzy się na całą naszą politykę zagraniczną od czasów II WŚ i po niej w trakcie zimnej wojny byliśmy skoncentrowani na Azji i Europie, a także Bliskim Wschodzie.

Jeśli mamy próbować radzić sobie z rosnącą chińską potęgą i upewnić się, że robimy to w odpowiedni sposób, przy zachowaniu pokoju, musimy to robić z naszymi europejskimi sojusznikami. Koniec końców wszyscy członkowie NATO razem wydają ponad połowę tego, co świat wydaje na obronność. Oprócz tego możemy stosować presję ekonomiczną czy dyplomatyczną wobec Chin. Jeśli mamy to robić, to musimy robić to wspólnie nie tylko z Japonią, Koreą Południową czy Australią, ale także z NATO, UE, całą Europą.

Uważam, że sama idea zwrotu ku Azji nie jest do końca trafioną koncepcją, bo sugeruje koncentrację na jednym regionie i zostawienie w tyle pozostałych. A my potrzebujemy współpracy z pozostałymi regionami, zwłaszcza z Europą, by poradzić sobie z rosnącą potęgą chińską.

Według Stanów bardziej niebezpieczna jest Rosja czy Chiny?


Rosyjskie zachowanie jest bardziej niebezpieczne niż chińskie. Nawet jeśli Chiny mają 10 razy większą populację od Rosji i znacznie silniejszą gospodarkę. Rosja ma pięć tysięcy głowic jądrowych i uważa się za najsilniejszego gracza dziedzinie bezpieczeństwa w Europie.

Niektórzy Rosjanie widzą Europę jako obszar swojej dominacji i takie podejście sprawia, że Rosja jest niebezpieczna. Stąd nie sądzę, że powinniśmy się zastanawiać, które zagrożenie jest większe, musimy myśleć o obydwu. Jeśli spojrzymy na rozmieszczenie wojsk amerykańskich czy nasze sojusze, nie mam wrażenia, że zamierzamy wyjść z Europy czy zostawić ją gdzieś w tyle.

Jeśli jednak spojrzymy na ostatnie lata, Stany Zjednoczone niejednokrotnie podkreślały, że mają dość roli "globalnego policjanta" i chciały, aby kraje europejskie stały się bardziej odpowiedzialne za swoje własne bezpieczeństwo.

Tak, ale to nie znaczy, że USA chcą, by Europa stała się autonomiczna w dziedzinie bezpieczeństwa. Bardziej chodziło nam o to, by nasi sojusznicy robili więcej, ale nadal chcemy i chcieliśmy być liderem NATO i by pozostało liderem bezpieczeństwa w Europie.

Chcemy, by Europa robiła więcej, ale nie bez nas. Ponadto nie sądzę, by istniała możliwość, by Europa rozwinęła samodzielne zdolności bojowe w oderwaniu od sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka Brytania, Francja i Polska razem pewnie byłyby w stanie samodzielnie przeciwstawić się Rosji, ale kraje bałtyckie już z pewnością nie. By zapewnić bezpieczeństwo, potrzebne są Stany. Wojna w Ukrainie na pewno sprawiła, że USA bardziej niż wcześniej zaangażowały się w Europie, podkreślając swoje zobowiązanie do zapewnienia jej bezpieczeństwa.

Pojawiają się również komentarze, że USA postanowiły się bardziej zaangażować w Ukrainie, żeby przykryć katastrofę humanitarną, którą przyniosło wycofanie się z Afganistanu. Zgadza się pan z tą opinią?

Nie zgadzam się. Sytuacja w Ukrainie jest tak poważna, że byłoby to totalnie głupie ze strony Stanów Zjednoczonych, by chcieć wykorzystać kryzys w Europie, aby w ten sposób stawić czoła pewnemu zakłopotaniu związanemu z tym, co stało się w Afganistanie.

Byłem przeciwko wycofaniu stamtąd wojsk i uważam, że prezydent Biden popełnił tu błąd, ale sądzę, że kryzys w Afganistanie jest znacznie mniej istotny dla porządku globalnego, niż to co dzieje się w Ukrainie.

Ta wojna prowadzi do destabilizacji w sercu naszego najważniejszego sojuszu, a także zagraża jego peryferiom i ma potencjał, by rozszerzyć się na sam sojusz. Taliban nie odważyłby się zaatakować USA czy Europy, ale Rosja już tak. I w przeciwieństwie do Talibów posiada broń nuklearną. Wycofując się z Afganistanu, Biden wyraźnie pokazał, że USA chcą mniej, a nie więcej konfliktów.

Ponadto wojna w Ukrainie wcale nie pomaga Bidenowi wewnętrznie. Amerykański wyborca również chciał ograniczenia zaangażowania międzynarodowego USA, stąd wycofanie się z Afganistanu, a teraz prezydent podjął wiele wysiłków, by pomóc Ukrainie i to powoduje, że jego poparcie raczej topnieje. Teraz oscyluje zaledwie na poziomie 39 proc., nawet jeśli ta wojna to nie wina Bidena. To dodatkowo utrudni mu zdobycie reelekcji.

A jak odnosi się pan do atomowych pogróżek Rosji. Czy rzeczywiście istnieje ryzyko, że Putin zdecyduje się użyć przeciwko Zachodowi broni nuklearnej, zwłaszcza jeśli nie osiągnie zamierzonego celu w Ukrainie?

Rosja jak na razie nie przegrała w Ukrainie, chociaż spotkała się ze znaczącymi trudnościami i Moskwa nie osiągnęła tego, co w 100 procentach sobie założyła. Jednak udało im się zdobyć częściowo ukraińskie terytorium i na razie nie wygląda na to, żeby Ukraina była je w stanie odzyskać.

Ponadto Rosjanom udało się już przekonać zarówno amerykańskiego prezydenta, jak i ukraińskiego, że w przypadku porozumienia pokojowego Ukraina zobowiąże się do neutralności i nie przystąpi do NATO. W tym sensie niektóre zamiary zrealizowali. Jeśli Rosja będzie przekonana, że uzyskała pewne ograniczone cele z wykorzystaniem środków, które stosuje obecnie, nie będzie musiała posuwać się do tak drastycznych metod jak wojna nuklearna.

Ale czy to powstrzyma Rosję?

Jedyny scenariusz, w którym wyobrażam sobie, że Rosja zdecyduje się na użycie taktycznej broni jądrowej, to ten, w którym Kreml będzie miał poczucie, że wojnę przegrywa. Zwłaszcza jeśli miałoby to zagrozić rządowi i Putinowi wewnętrznie.

Wówczas mogłaby się zdecydować na użycie na przykład jednego pocisku, który wystrzeliłaby w jakiś statek znajdujący się na Morzu Bałtyckim albo uderzając we wschodnią Polskę, ale raczej tak, by nie było dużo ofiar cywilnych. Tylko po to, abyśmy się bali i by zmusić NATO do kompromisu, do którego w innym wypadku nie bylibyśmy skłonni. Oczywiście takiego zagrożenia wykluczyć całkowicie nie można, ale Putin musiałby być całkowicie zdesperowany, żeby się do tego posunąć, a moim zdaniem nie jest i nie będzie dążył do eskalacji nuklearnej.

Rozmawiała Joanna Kędzierska

Wybrane dla Ciebie