Ostra burda na Wzgórzu Sławy - poszło o flagę
Kilkuset młodych mężczyzn tłoczy się od rana na Wzgórzu Sławy. Mają ze sobą czerwono-czarne flagi Ukraińskiej Powstańczej Armii. - Bandera wróci, porządek przywróci - skandują. Polują na komunistów i działaczy prorosyjskich organizacji, którzy z okazji Dnia Zwycięstwa przybyli do Lwowa aż z Krymu. Aktywiści ruchu "Russkoje Jedinstwo" przywieźli ze sobą trzydziestometrową flagę radziecką. Chcą ją rozłożyć w antykomunistycznym Lwowie. Nacjonaliści nie mogą pozwolić na taką prowokację. Draka jest tylko kwestią czasu.
15.05.2011 | aktual.: 23.05.2011 08:43
W ruch idą granaty dymne. Całą okolicę spowija gęsty dym. Licznie zgromadzone siły milicyjne nie radzą sobie z tłumem rozjuszonych młodych ludzi. Co chwilę dochodzi do szarpaniny, ktoś skacze po dachach okolicznych domów. Aktywista prorosyjskiej organizacji wyciąga broń. Padają strzały. Na szczęście nie jest to ostra amunicja, w przeciwnym wypadku tegoroczny Dzień Zwycięstwa mógłby się skończyć tragicznie.
Tak gorącego 9 maja nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy Lwowa. W wyniku ulicznych starć 14 osób trafiło do szpitala, w tym jedna z ranami postrzałowymi. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych złożyło oficjalną skargę z powodu znieważenia swojego konsula - nacjonaliści wyrwali mu okolicznościowy wieniec. Ukraińscy komuniści domagają się wykluczenia Lwowa z organizacji Mistrzostw Euro 2012. Prezydent Wiktor Janukowycz o całe zło obwinił opozycję. Opozycja mówi o świadomej prowokacji władz, które umożliwiły krymskim aktywistom przyjazd do Lwowa, mimo że władze miasta - przewidując co się święci - zakazały 9 maja wszelkich demonstracji.
Swoboda rośnie
Oleh Ciahnybok, lider skrajnie prawicowej partii Swoboda twierdzi, że działania nacjonalistów były zgodne z prawem. - Ostrzegaliśmy władze - mówi - Nie będzie czerwonych flag, nie będzie problemu, w przeciwnym razie jesteśmy gotowi bronić naszych ideałów i pamięci naszych przodków, którzy ginęli w stalinowskich obozach.
Spory z okazji 9 maja to ukraińskie "neverending story", jednak w tym roku napięcie było wyższe niż zwykle. Temperatura sięgnęła zenitu po kontrowersyjnej decyzji parlamentu. Zdominowana przez Partię Regionów Rady Najwyższa pozwoliła na wykorzystanie podczas oficjalnych uroczystości czerwonych sztandarów zwycięstwa. Ta decyzja rozwścieczyła nacjonalistów. Zresztą nie tylko ich, aż 75% mieszkańców Zachodniej Ukrainy opowiedziało się przeciwko gloryfikowaniu radzieckiej flagi. Tam wciąż pamięta się o stalinowskich represjach, wielkim głodzie i świadomym doprowadzaniu Lwowa do ruiny - czego skutki są odczuwalne do dziś.
Mieszkańcy zachodniej części kraju wciąż nie mogą się też otrząsnąć po wygranej Janukowycza. Dla nich głowa państwa jest nadal tym samym niebieskim Wiktorem, w którego rzucano jajkami.
Kawiarniany Lwów
Zdjęcia ze lwowskiej bitwy obiegły świat. - Znowu wszyscy mają nas za dzikich nacjonalistów - narzeka Iryna, działaczka organizacji pozarządowych. Tymczasem, jak zapewnia, mieszkańcy miasta nie popierają takich ekscesów. - Sprzeczki o 9 maja nie mają dla nas aż tak wielkiego znaczenia - mówi. - W dzień zwycięstwa ludzie świętowali 755-lecie miasta i nawet nie wiedzieli o bójce na Wzgórzu Sławy. Przykro nam, że przez chuligańskie wybryki cała pozytywna energia naszego miasta po raz kolejny została obrócona w proch i w pył - dodaje.
Lwów jest nastawionym na turystów, kawiarnianym miastem, które pięknieje z roku na rok. Już od dawna można tu bez obaw mówić po rosyjsku - miejscowi docenili bowiem zasobność portfela turystów ze Wschodu.
Nacjonaliści i działacze prorosyjskich byli żądni krwi. Obie strony dążyły do prowokacji. Nie wykluczone, że sprzyjały im władze centralne. Trudna ukraińska historia jest bowiem ulubionym tematem polityków - dzięki nośnym medialnie sporom, można odwrócić uwagę od realnych problemów. Przede wszystkim od nieefektywnych reform gospodarczych, rosnących w siłę protestach przedsiębiorców, biedy i bezrobocia.
Katarzyna Kwiatkowska, Wirtualna Polska